poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Życie jest Fajne?

Jest takie jedno miejsce w Warszawie, które uważam za wyrwę w rzeczywistości. Nie ważne jakiej firmy nosisz buty i czy masz lat 7 czy 92. Nikt nie patrzy ze zdziwieniem gdy Twoje dorosłe dziecko miauczy. Możesz przyjść nawet z rajstopami na głowie. Na prawdę w środku nikogo się nie ocenia bo i obsługa jest ciekawa: duża część zespołu to osoby z autyzmem a gotuje uchodźczyni z Kirgistanu. 

Przez dużą część mojego życia prowadziłam obozy dla osób z niepełnosprawnością intelektualną podczas których wspólnie pracowaliśmy na polu. To co mnie najbardziej cieszyło na tych wyjazdach to poczucie, że wszyscy mamy jakiegoś bzika ale, że to przy wspólnym byciu zupełnie nie ma znaczenia. Tęsknię za tą atmosferą a w Klubokawiarni Życie jest Fajne ją w pełni odnajduję.
Ale nie tylko dla klimatu warto tam wpaść. I nie tylko dlatego, że dzieje się tam wszystko: 
od huru piosenek powstańczych 
poprzez spotkanie z niewidomą podróżniczką,
słuchanie winyli,
wyprzedaż sąsiedzką
czy
pokaz dokumentów
po koncert Maleo. 
Takie miejsce to często jedyna okazja dla ludzi, które nie mają na co dzień do czynienia z autystami, do próby zrozumienia co takim osobom siedzi w głowie. A (moim zdaniem) odkrywanie takich równoległych światów to przygoda na całe życie. Zobaczcie co ostatnio znalazłam w Życie jest Fajne:



Matrioszka grzybek, ręcznie zrobiona przez jednego z współpracowników. Jaką trzeba mieć wyobraźnię by robić takie rzeczy?
BDW - obecnie w Muzeum Etnograficznym jest wystawa prac przedstawicieli artbrutu czyli właśnie jakoś niedopasowanych, często chorych, wykluczanych. Koniecznie się na nią wybierzcie aby zobaczyć jaką siłę ma ich wrażliwość i wyobraźnia. 

Wracając jednak do Życie Jest Fajne - oprócz gastronomi rozwijają się w zakresie wydawniczym a także zaczynają już działać jako pośrednik pracy. Od jesieni ruszają z nowym pomysłem na aktywizację zawodową.
Mogą jeszcze więcej i wbrew pozorom mają na to siłę. To duży sukces, że działają  - mimo, że na początku nie było prądu i sprzedali tylko kawę i herbatę. Mimo braku dofinansowań, projektów unijnych, wsparcia sponsorów, darowizn.
Idzie im coraz lepiej, opłacają pracowników ale muszą natychmiast spłacić szkielet antresoli, zaległy czynsz i zaległe opłaty dla księgowości, zaległe opłaty dla ZUS, kasę fiskalną i za wykonanie instalacji elektrycznej pod 3 fazę... Trudno im pozyskać sponsora - bo nie zajmują się dziećmi. Ale przecież kiedyś dzieci będą dorosłymi. A rynek pracy dziś już powinien być otwarty dla osób z spektrum autyzmu.
Dlatego bardzo namawiam by wesprzeć tą cudowną inicjatywę:

Nr konta: 20 1950 0001 2006 0572 7999 0002 Fundacja Ergo Sum ul. Literacka 15 c m.35, 01-864 Warszawa
(z dopiskiem "darowizna na projekt Klubokawiarnia Zycie Jest Fajne)

A najlepiej ich po prostu odwiedzić. Ogrzać się w tej atmosferze. Obejrzeć prace autystów, które wiszą na ścianach. Porozmawiać o kulturze Ujgurów z panią, którą gotuje.  I spróbować jakie pyszne mają ciasta.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Działacze społeczni jak gwiazdy rocka

Od jakiś dwóch lat, mam taką swoją prywatną grę, że kiedy przeczytam w internecie o tym, że źle się dzieje albo ktoś (moim zdaniem) głupio gada, szukam sylwetki ciekawego działacza społecznego. Taka odtrutka. 
Zadanie nie jest łatwe bo:
a) Nie powstał jeszcze pudelek o społecznikach
b) Jestem wybredna.
Ciekawią mnie ci, którzy zrobili coś po raz pierwszy, albo zupełnie inaczej niż inni, albo pomimo masy przeciwności. Lub z wyjątkowym wdziękiem. Najchętniej czytam o tych, którzy skupili się na jednym problemie. Nie lubię wielkich ryb filantropii, które robią w okół siebie mnóstwo plusku. Zdecydowanie wolę małe, niepozorne rybki. Takie, o których zapominamy, że stały na czele ławicy.
Może i Wam się przyda taka odtrutka, więc na Facebooku stworzyłam galerię postaci, o których bardzo bym nie chciała by zapomniano. Jakiś czas temu pisałam już o 12- stu takich, moich odkryciach, na fejsie ta lista jest znacznie poszerzona. I będzie rosnąć.

Poczytajcie o  
Wiliamie Kamkwamba, który jako 13- letni chłopiec z rozmaitych śmieci zbudował wiatrak dla swojej społeczności aby dać jej elektryczność. Był rok 2002 i w Malawi susza niszczyła zbiory na polach a tysiące ludzi umierało z głodu. Kamkwamba zamiast biadolić postanowił wziąć sprawy w swoje ręce a dokładnie dać rodzinie elektryczność. Porzucił szkołę i z książką z wiejskiej biblioteki w ręku, uzbrojony w ciekawość i determinację, zabrał się do realizacji planu. Wyprosił od ojca stary rower, całymi miesiącami grzeb w śmietnikach i na złomowisku, wykop spod ziemi stare rury PCW… Z niepotrzebnych już nikomu skarbów zbudował wiatrak i przeobraził swój kawałek świata.



Doris "Granny D" Haddock, 
która w wieku 89-ciu lat chcąc przekonać Amerykanów do zastanowienia się nad problemem finansowania wyborów, postanowiła przybliżyć go tysiącom rodakom osobiście. Aby spotęgować wrażenie  wybrała się na kilkutysięczny pieszy marsz przez Amerykę.
Dziennie Haddock pokonywała około 10 mil, spotykając się mieszkańcami mijanych miejscowości i głosząc przemówienia na temat wagi problemu finansowania kampanii wyborczych i grożących zjawisk korupcyjnych. Po przybyciu do Waszyngtonu Haddock przez kolejne dwa lata nie ustawała w kampanii na rzecz przyjęcia projektu, organizując demonstracje i marsze; w czasie jednej z demonstracji była aresztowana. Ostatecznie jesienią 2002 doczekała się uchwalenia stosownej ustawy, reformującej amerykański system finansowy kampanii wyborczych. 



czy 
głuchoniemy od wczesnego dzieciństwa pionier edukacji głuchoniemych w Stanach Zjednoczonych, twórca pierwszej w USA szkoły dla osób głuchych i niedosłyszących, oraz  propagator kultury głuchych Laurent Clerc.
.

Więcej TUTAJ

czwartek, 18 sierpnia 2016

Historie Kuchenne na Ząbkowskiej cz.I

Już od pięciu lat zapraszamy do wspólnego stołu tych, których chcemy posłuchać: uchodźców, artystów (np. Inkę Brzuzan czy Jodie Baltazar), Romów, freeganów i szalonych zielarzy. Podczas warsztatów i spotkań gotujemy, gadamy i jemy. 
Przez całe wakacje za sprawą Stołu Powszechnego gościliśmy na Otwartej Ząbkowskiej. Tym razem formuła była trochę inna - mało czasu na rozmowę, za to dużo wymiany. W zamian za kirgiskie, czeczeńskie czy uzbeckie specjały przechodnie dzielili się swoimi przepisami. Nieraz dochodziło do małego sporu czy ujawniać rodzinne sekrety. Ludzie opowiadali swoje historie, nieraz znacznie wychodzące poza kuchnię. Jakaś pani marzy o własnym bistro ale brakuje jej odwagi by spróbować sił w gastronomii. Pani Maria od czasów wojny nie cierpi chleba (bo jadła zapleśniały). Hipster, który podjechał do nas na rowerze żali się, że w dzieciństwie rodzice zabraniali mu słodyczy, więc teraz wsuwa tylko słodkie (zostawił przepis na domowe krówki). Mnie najbardziej zachwyciła kryzysowa zupa jakiegoś pana: "Bierzemy to czego nie ma, i doprawiamy tym czego najbardziej brak. A potem długo mieszać. Kryzys ma pyszny smak".






Dzielę się z Wami tym co najlepsze z zebranych przepisów. Zachowałam oryginalną pisownię. Pięknie wychodzi w tych krótkich formach charakter ich autorów. Niektóre to czysta poezja.

Lody sorbetowe (od pewnej wiekowej damy)
1 szklanka mleka kokosowego 
1 szklanka mrożonego jarmużu (listki)
1 szklanka ananasa - świeżego
1 mrożony banan (w folię do zamrażalnika na noc)
1 łyżka syropu z agawy

Na 24 godziny do zamrażalnika. Wszystkie składniki oczywiście zmiksować.

Pasta jajeczna (od wróżki Aleksandry i jej psa Pulpeta)

  • Jajka na twardo 
  • majonez
  • szczypiorek
  • szynka
  • sól, pieprz - inne przyprawy 
Jajeczka gotujemy na twardo, szczypiorek kroimy drobniutko, szynkę kroimy w kosteczkę. Jajka (zmiażdżone widelcem - aby było jak najdrobniej) mieszamy z paroma łyżkami majonezu, posiekanym szczypiorkiem i szynką, doprawiamy solą i pieprzem. 
Przed podaniem warto schłodzić choć godzinkę w lodówce.

* Variant 2 *
Do kilku ugotowanych na twardo jajek (po przekrojeniu ich na pół i wzięciu żółtek - które zasilą pastę jajeczną) nałożyć pastę - POWSTAJĄ WÓWCZAS JAJKA FASZEROWANE!





Chleb moczony w wodzie posypany cukrem (od Daniela lat około 10)


Tort makowy (od pana Krzysztofa, który mieszka na Ząbkowskiej od urodzenia czyli 59 lat)
 25 dkg masła
8 jajek 
szklanka cukru
2 łyżki bułki tartej

Żółtka utrzeć z cukrem, dodać powoli mąki + bułkę tartą ; ubić pianę na sztywno i dodać do masy, Piec 45 minut (180 stopni). Mak mielimy razy 3.  




Sałatka Gyros ( od pani, która pochodzi z Mongolii a w Polsce pracuje jako fryzjerka)

Składniki:
- 2 piersi z kurczaka, 
- ser feta,
- 4 pomidory,
- mix sałat,
- 4 ząbki czosnku
- śmietana 12 %
- 2 łyżki majonezu
- przyprawa gyros
- migdały (płatki) uprażone na patelni

sos
śmietana
2 łyżki majonezu
3 - 4 ząbki czosnku

Piersi z kurczaka pokroić w kostkę, wymieszać z przyprawą gyros i odrobiną oleju. 
Podsmażyć, wystudzić. 
Włożyć do miski (najlepiej szklanej, żeby było widać boki).
Na pokrojonego kurczaka położyć fetę pokrojoną w kostkę
potem pomidory pokrojone w kostkę, na wierzch mix sałat.
Polać wszystko sosem, a na wierzch posypać migdały uprażone.

C.D.N

 

środa, 17 sierpnia 2016

Duzi gadają, mali działają (znowu)


1. Dzieciaki z Pragi

Rozmawiamy  o tym, że smutno, bo ktoś zniszczył daszek pod bandę, który zbudowaliśmy (w ramach nprojektu z aaaajlepszym na świecie Centrum Społecznym Paca). Odzywa się Ania:
- Tutaj to w ogóle ciężko cokolwiek zrobić. Kiedyś jak zaczęłam sadzić ogródek z innymi dziećmi...
- Sama wpadłaś na to by zrobić ogródek? Ale super!
- No tak. Wzięłam ten pomysł z "Dziennika Cwaniaczka". Kupiłam dwie wielkie donice z kwiatami, a resztę przesadziliśmy z reszty palcu. Razem z innymi dziećmi pieliliśmy chwasty.
- Ja też pomagałam! I ja!- Odzywają się głosy.
- A z panem Czesławem złożyłam się na narzędzia.
- A kto to jest pan Czesław?
- Taki bezdomny. Nie ma nóg, jest na wózku. Kręci się tutaj. No ale to jedyny dorosły, który nam pomógł. W końcu jedna pani połamała nam kwiatki i nawrzucała śmieci.



Słuchamy tej historii. Jeszcze bardziej nam smętnie. Wspólnie zastanawiamy się co zrobić by inni nie niszczyli ich pracy... Aż głowy parują od pomysłów. Nagle, już na sam koniec podszedł do nas tata Wiktorii. Obiecał, że na wiosnę, jak będzie miał więcej czasu pomoże zbudować plac i pogada z sąsiadami aby nie niszczyli. Uff, dobrze, że się pojawił.

Ale aktywistom czy innowatorom przeważnie nie jest łatwo.

Przekonał się o tym z pewnością

2. Wiliam Kamkwamba, który jako 13- letni chłopiec budował wiatrak dla swojej społeczności aby dać jej elektryczność. Był rok 2002 i w Malawi susza niszczyła zbiory na polach a tysiące ludzi umierało z głodu. Kamkwamba zamiast biadolić postanowił wziąć sprawy w swoje ręce a dokładnie dać rodzinie elektryczność. Porzucił szkołę i z książką z wiejskiej biblioteki w ręku, uzbrojony w ciekawość i determinację, zabrał się do realizacji planu. Wyprosił od ojca stary rower, całymi miesiącami grzebał w śmietnikach i na złomowisku, wykopał spod ziemi stare rury PCW… Z niepotrzebnych już nikomu skarbów zbudował wiatrak i przeobraził swój kawałek świata.

3. Mieszkająca w Warszawie 11 - letnia Milenka chciała należeć do zespołu zajmującego się budżetem obywatelskim na Ochocie. Miała wówczas 9 lat. Nie zgodziły się na to władze dzielnicy, a konkretniej dwóch wiceburmistrzów. W głosowaniu nad uchwałą powołującą zespół zdecydowali, że dziewczynki być w nim nie powinno.
Za dziewczynką stawiła się wówczas prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Odwiedziła ją w szkole i publicznie nazwała ją "wzorową mieszkanką Warszawy" i oświadczyła, że jest dumna z jej zaangażowania.
Mimo tej interwencji, historia nie skończyła się happy endem. Władze Ochoty nie zmieniły swojego stanowiska.
Z Milenką poznałyśmy się 100 lat temu, przed moim wyjazdem do Mołdawii:


- Tato, może na następne urodziny poproszę aby mi nie przynosili zabawek tylko wsparli dzieci romskie? - Zrobiłam wielkie oczy a Mila dokończyła
- No bo w tym roku to na moich urodzinach zbierałam na schronisko. 

Ostatnio widzimy się częściej bo udziela się jako wolontariuszka w Klubokawiarni Życie Jest Fajne

Mocno trzymałam kciuki kiedy Milenka wystartowała z projektem w budżecie partycypacyjnym. Postanowiła zbudować Mądry Karmnik dla ptaków. Na stronie pomysłu można przeczytać: 
"Podobny karmnik z tablicą zamontowano w ramach inicjatywy lokalnej w innej części Skweru Dobrego Maharadży (blisko ul. Grójeckiej) kilka miesięcy temu - widocznym efektem jego montażu jest poprawa jakości pokarmu wykładanego ptakom (np. eliminacja ciemnego pieczywa) oraz integracja mieszańców którzy wspólnie dokarmiają / obserwują ptaki. 
Karmnik zgłoszony do BP 2017 ma być nieco inny niż ten opisany powyżej - 2-poziomowy (więcej miejsca dla ptaków) i opcjonalnie z "płotkiem" który uniemożliwi dostanie się do środka dużym ptakom (pokarm dla mniejszych ptaków)."

ps. A projekt przeszedł! 


4. Szymek jest rówieśnikiem Milenki. Prowadzi bloga, wydaje książki... A niedawno wymyślił program edukacyjny, w którym dzieci z zagrożonych wypalaniem rejonów dżungli są angażowane w działania ekologiczne.


5. Leah Nelson działa w Stanach. Jako 10-ciolatka wymyśliła program, który  nosi nazwę „Ponieważ mi zależy” 

Idea jest prosta – Leah namawia by zrobić coś miłego dla innej osoby. Nieważne czy będzie to zaproszenie kogoś na kawę, czy pomoc w lekcjach dzieciom sąsiadów. Następnie obdarowanemu należy podarować specjalną bransoletkę. Bransoletka będzie krążyć, przechodząc z osoby na osobę z każdym dobrym uczynkiem.


Leah zachęca do dzielenia się historiami o dobrych uczynkach na Twitterze (#BecuzICare11) – „W świecie gdzie istnieje tyle problemów, pokażmy innym ludziom, jak bardzo są wartościowi”

Wielu dorosłych których spotkała kpiło z jej pomysło, ale inicjatorka akcji się tym jednak nie przejmuje i mówi (troszkę górnolotnie ale i mądrze):

„Chcę tylko, aby świat stał się lepszym miejscem. Wielu ludzi ma powody do tego aby się złościć i wyładowywać tą złość na innych, czasem jednak warto zrobić coś innego, jeden miły gest może wszystko zmienić”


I na koniec, historia, która wydarzyła się dawno ale być może najlepiej pokazuje jak wiele zdziałać mpgą dzieci:

5. 9-letni uczeń Roland Tiensuu wraz ze swoją nauczycielką założyli ruch dziecięcy, aby zebrać miliony dolarów na ochronę lasów deszczowych. W 1987 r., podczas lekcji przyrody, Eha Kern zaprosiła amerykańskiego biologa do pokazania slajdów i porozmawiania z dziećmi o rezerwacie Monteverde w Kostaryce. Spotkanie wywarło głębokie wrażenie na dzieciach. Jeden z uczniów 9-letni Roland Tiensuu, był szczególnie zaniepokojony przyszłością lasów deszczowych. Tiensuu zasugerował swoim kolegom z klasy by zebrać fundusze na zakupu gruntów w Monteverde Reserve. Dzięki wysiłkowi dzieci (głównie sprzedaży wypieków i rękodzieła!) zebrano wystarczająco dużo pieniędzy, by zakupić cztery hektary.

Entuzjazm uczniów, wraz z wizją Ehy i jej męża Bernda Kern, spowodował narodziny Barnens Regnskog (Children's Rainforest), szwedzkiej organizacji non-profit, której celem jest gromadzenie funduszy na ochronę lasów deszczowych. Obecnie fundacja wspiera również lasy w Tajlandii, Gwatemali, Belize, Kostaryce i Ekwadorze i przyczyniła się do zachowania 450 km² lasów deszczowych.
Oczywiście nie mogę pojąć tego, dlaczego ludzie sami doprowadzili do tego, że muszą wykupywać za pieniądze coś, co było im od zawsze dane i czego są częścią. Ale przyznacie, że cała historia suma summarum piękna!

***
A o tym jak jeszcze dzieciaki działają i się na nic nie oglądają, możecie przeczytać TU

czwartek, 4 sierpnia 2016

Wehikuł Wymiany

Przez ostatnie kilka tygodni łatwiej mnie było spotkać przy śmietniku niż po za nim.  Buszowałam w poszukiwaniu starych mebli. Z tego co znalazłam, wraz z chłopcami będących pod pieczą fundacji im. Marii Grzegorzewskiej budowaliśmy Wehikuł Wymiany (przez chłopców ochrzczony na Skrzynia Marzeń Mariola). 
To taka skrzynia, do której sąsiedzi mogą wsadzać niepotrzebne już rzeczy i brać (zupełnie bezpłatnie!) to co się w niej znajduje. Miejsca na wkładanie jest całkiem sporo bo zabudowane części są ruchome:

 fot. Edyta Foryś

Po co? Wszystko w imię ekologii (po co wyrzucać jeśli może jeszcze komuś posłużyć?) i budowania sąsiedzkiej solidarności. 
Wehikuł będzie sobie wędrował po Ochocie a każde jego przybycie będzie inaugurowane piknikiem sąsiedzkim. Pierwsze miało miejsce tydzień temu na Tarczyńskiej.
Działania z tymi co blisko, budowanie więzi, ze społecznością lokalną - jest dla nas strasznie ważne. 
Bo ciężko byśmy byli otwarci na uchodźców jeśli się boimy sąsiada.
Bo sąsiedzi to najbardziej naturalna (po rodzinie czy przyjaciołach) sieć wsparcia.






Kolejna Sąsiedzkie Święto Wymiany już w tę niedzielę 7 sierpnia w Klubokawiarni Życie jest fajne o 19.00. 

Skrzynia stanie przed  kawiarnią i będzie otwarta na niepotrzebne rzeczy przez tydzień. Niech pęka w szwach!

Otwarciu będzie towarzyszył pokaz filmu o wyspie ze śmieci (wielkości Teksasu,!) która znajduje się na Pacyfiku oraz warsztat robienia recyklingowych zabawek.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Prawie jak naród bez państwa: Burakumin

Takie wieści dostałam ze śląska, od naszej niezastąpionej Patki Bulskiej:
Jakiś czas temu udało nam się poznać dwie fantastyczne osoby mieszkające w Japonii i należące do organizacji Buraku Liberation Center. To organizacja zajmująca się walką z dyskryminacją grupy, której historyczna nazwa brzmi „burakumin”. Tasuku i Inori opowiedzieli nam o powodach wykluczenia tej grupy w przeszłości i o współczesnych problemach ich potomków.
Buraku, choć niczym nie różnili się od pozostałych mieszkańców wysp, byli traktowani jak zupełnie inne istoty. W XVII wieku ten podział był już bardzo wyraźny.
Aby zrozumieć początki kształtujących się uprzedzeń i podziałów trzeba cofnąć się jeszcze o kilkaset lat wstecz. We wczesnych wierzeniach japońskich ubój lub polowanie na zwierzęta skazywało ludzi dopuszczających się tych czynów na potępienie. Stąd już niedaleka droga do wykształcenia się zakazu chroniącego przed skalaniem poprzez kontakt z krwią lub martwym ciałem. Pomimo tych przekonań, w Japonii cały czas istniało zapotrzebowanie na mięso i surowce odzwierzęce. Ludność buraku trudniła się właśnie zawodami dostarczającymi potrzebnych towarów. Zakaz dotyczył także zmarłych i wykluczał osoby zajmujące się ostatnimi posługami dla zmarłych.
Na piramidzie warstw społecznych widać, że burakumin żyli obok innych grup, mieli swoją własną hierarchię. Przypominało to trochę życie na dodatkowej, niewidzialnej wyspie. Niestety, choć dzisiaj nie ma już sztywnych podziałów z XVII wieku, lekceważący sposób myślenia o potomkach buraku pozostał. 


Zdziwiło mnie, w jaki sposób można określić, czy ktoś należy czy nie należy do tej grupy. Przecież różnicy nie widać na pierwszy rzut oka. Nie ma też specjalnego sposobu ubierania się, malowania czy manifestowania swojej przynależności. W dużym mieście łatwo o anonimowość, zwłaszcza jeśli przyjechało się do szkoły czy pracy. Okazuje się, że buraku mieszkali w określonych wioskach na terenie kraju. Poprzez prowadzone od kilku pokoleń rejestry rodzin Japończycy świetnie orientują się, które to były wioski. Przynależność jest więc w pewien sposób wpisana w dokumentach, poprzez informację, gdzie dana osoba się urodziła.
Nazwa „Buraku” (jap. 部落 szczególna gmina), to właśnie określenie na japońskie dzielnice, w których żyją „burakumin”. Dzisiaj słowa „Buraku” jak również „Eta” (bardzo splamiony) oraz „Hinin” (nie-człowiek) są wyrażeniami obraźliwymi i nie należy ich używać. 
Choć rząd w latach osiemdziesiątych zakazał posługiwania się starymi rejestrami rodzin (Tokushu Buraku Chimei Sokan), do 2008 firmy mogły nieoficjalnie z nich korzystać podczas prowadzenia rekrutacji. Niektórzy decydują się na zmianę nazwiska, by uniknąć dyskryminacji. 




Potomkowie wykluczonej grupy napotykają także na trudności w życiu osobistym.
Zgodnie z buddyjską tradycją, po śmierci nadaje się zmarłemu nowa imiona, które wykuwa się na nagrobkach. Na początku XX wieku istniała praktyka nadawania potomkom burakumin imion kojarzonym z niewolnictwem lub bydłem. 
  
Znanym i głośnym w Japonii przykładem dyskryminacji ze względu na urodzenie jest Sayama Case. W 1963 roku aresztowano młodego mężczyznę, Kazuo Ishikawę. Oskarżono go o morderstwo na podstawie wymuszonych zeznań. Minęło 31 lat i pan Ishikawa nadal walczy o udowodnienie swojej niewinności.

Jeszcze 50 lat temu praktycznie nie mogło być mowy o małżeństwach, w których jedna z osób była potomkiem burakumin.
Na szczęście dziś sytuacja stopniowo ulega poprawie. Nadal pojawiają się obraźliwe napisy na murach, na stronach internetowych można trafić na wulgarne komentarze, ale ludzie nie boją się mówić o swojej sprawie i domagać się równego traktowania. To bardzo ważne. Publiczne zabranie głosu jest nadal trudniejsze niż rozmowy w politycznych kuluarach. 
 ( Obraźliwe napisy na domu zamieszkanym przez potomka burakumin)

Na całym świecie rządowe ustawy dotyczące praw człowieka są łamane przez prawo zwyczajowe, nawet jeśli te zwyczaje opierają się na zasadach, które już dawno są nieaktualne i krzywdzą innych.
W walkę z dyskryminacją angażują się lokalne ruchy. W Japonii jest to m.in.: założony w 1922 roku Zenkoku Suiheisha, Zjednoczony Kościół Chrystusa, Buraku Liberation Center (BLC). 

Buraku Leberation Center Office
Buraku Liberation Center co roku organizuje seminaria dla młodych. Podczas spotkań potomkowie wykluczanej kiedyś grupy, działacze i zainteresowani losem dyskryminowanych zastanawiają się, w jaki sposób stawić czoło problemowi niechęci czy nienawiści.
E-mail: blc@nyc.odn.ne.jp
Strona internetowa (po japońsku): http://www1.odn.ne.jp/burakuliberation

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Dwie bzdury i dzieciaki

"Uchodźcy to, uchodźcy tamto" - kiedy się słucha tego co w mediach, to chwilami można pomyśleć, że to jakiś inny gatunek ludzi. Bzdura. 
Strasznie mi brakuje jednostkowych historii. Oddania głosu samym imigrantom/muzułmanom/uchodźcom/mniejszościom/wykluczonym. 

Poza wszystkim, konieczność ucieczki ze swojego kraju może się przydarzyć każdemu. W rocznicę Powstania dobrze o tym pamiętać. 
I pewnie niektórzy powiedzą (słyszałam to już z tysiąc razy) "Dobrze, że powołujesz się na Powstanie! Uchodźcy niech walczą o ojczyznę zamiast spylać". I znowu myślę, że to bzdura
Obowiązkiem dzieci jest się taplać się w kałużach, robić głupie miny i wyjadać słodycze przed obiadem a nie walczyć na wojnie. A ich rodzice? Powinni im tych słodyczy odmawiać i dbać o swoje bezpieczeństwo. Bo spod ziemi ciężko kogoś dobrze wychować. 

 (fotę wzięłam STĄD)
Piszę to abstrahując od Powstańców i naszego Powstania. Szanuję to czego dokonali ale sama nucę Rochowi: "Wojna jest zła, wojna jest zła. Niech cieszy się kto pokój ma!". I bardzo się cieszę, że sobie mogę tak spokojnie nucić.

No już dość tego mędrkowania, teraz chcę Wam troszkę przedstawić dzieciaki, które poznaliśmy w Jordanii.