Jak zdaniem małych Kurdów smakuje smutek? Co największą radość sprawia dzieciakom romskim? A polskim? Rosyjskim? Portugalskim? Nie wiemy. Ale się dowiemy! I tu dokumentujemy :)
Robimy warsztaty z edukacji emocjonalnej. Już wkrótce ruszymy też z recyklingowymi placami zabaw. Dla dzieciaków z krajów dalekich i bliskich - Polski jak najbardziej też!. Najbardziej interesują nas małe narody w wielkich krajach: Kurdowie, Romowie, Tatarzy, Łemkowie, Czeczeni, Kistowie, Bojkowe, Ałtajczycy, Czeczeni, Nieńcy, Mari El... Przy okazji staramy się poznać ich kulturę od podszewki, zbieramy bajki i przepisy kulinarne.
Joanna Bocheńska o Czujczuju:
"(...) Rozumienie własnych emocji, mądre i twórcze słuchanie ich głosu wydaje się jedną z najważniejszych umiejętności dorastającego dziecka i dorosłego człowieka. W Kurdystanie jednym z najlepszych sposobów uczenia się własnych emocji były od wieków baśnie opowiadane z pokolenia na pokolenie zarówno dzieciom jak i dorosłym słuchaczom. Pomagały radzić sobie z wieloma problemami za pośrednictwem obrazów i przykładów, bez konieczności analitycznego rozumienia każdej sytuacji. Ale XX wiek ze swoim postępem i cywilizacją wyrugował kurdyjskich opowiadaczy zastępując ich gadającą głową telewizora. I może nie jest przypadkiem, że jeden z dwudziestowiecznych kurdyjskich pisarzy – Seyit Alp, w swojej powieści Devran (Obrót) właśnie w nieumiejętności rozumienia własnych emocji dopatrywał się jednej z przyczyn kurdyjskich nieszczęść i niepowodzeń. Dlatego projekt Spas, jego prosta i serdeczna forma mają szansę trafić do wielu serc i wywołać uśmiech na wielu twarzach, stając się jednocześnie czymś bardzo potrzebnym i wartościowym. Dziewczynom życzymy wytrwałości i będziemy wspierać je kontaktami, radą i promocją projektu(...)"
Co to jest edukacja emocjonalna?
Człowiek w trakcie rozwoju przeżywa rozmaite kryzysy. Konflikt miedzy potrzebą niezależności a dążeniem do bliskości, lęk przed wyzwaniami, frustracje związane z porażką, rozmaite straty. Tak jak dla rozwoju ciała potrzeba zbilansowanej diety, ruchu i powietrza, tak samo rozwój emocjonalny wymaga dobrych wzorców: wsparcia rodziców (lub innych dorosłych), ich uwagi i cierpliwości. Bez tych czynników człowiek oczywiście będzie się jakoś rozwijał, ale - kontynuując metaforę z ciałem - jeśli ktoś jest niedożywiony w dzieciństwie, raczej będzie miał problemy ze zdrowiem jako dorosły. Dziecko, które musiało sobie ze sztuką oswajania emocji radzić całkowicie samo, może potem nie wiedzieć, co robić np. ze złością. W związku z tym np. reaguje na wszystko agresją, albo wręcz przeciwnie - tłumi złość w sobie. To odbija się na zdrowiu i relacjach z innymi. Edukacja emocjonalna to trochę jak dostarczenie ciału witamin. Nie chodzi tu o terapię. Dajemy przestrzeń, by nazywać emocje. Uczymy, jak okazywać je w dobry (dla siebie i otoczenia) sposób. Już samo zdanie sobie sprawy, że inni czują, jest bardzo istotne.
rys. Marijka, 8 lat
A nie lepiej byłoby uczyć te dzieci matematyki albo angielskiego?
Ze sposobu radzenia sobie z emocjami wynika mnóstwo innych spraw: jakość komunikacji z innymi ludźmi, zdrowie fizyczne, relacje, poczucie własnej wartości. Dzieciaki, które nie będą się bały czuć, wyrosną na odważnych, pewnych siebie i empatycznych dorosłych. Edukacja szkolna też jest bardzo, bardzo ważna i często silnie powiązana z rozwojem emocjonalnym. Z jednej strony nauka w szkole może otwierać na świat, dawać możliwości i budować poczucie własnej wartości. Z drugiej strony wysoki poziom lęku wpływa na funkcjonowanie poznawcze i pamięć. Wartość szkoły jest nie do przecenienia, ale bywa i tak, że mnóstwo osób, które kończą najlepsze fakultety, nie radzi sobie z tym, co w głowie i w duszy, i trudno im w życiu.
Poza tym istnieje mnóstwo fantastycznych organizacji, które robią kapitalną pracę inwestując właśnie w szkolną edukację, np.: Szkoły dla Pokoju. Podczas naszych zajęć dzieci również zdobywają wiele umiejętności, ale przede wszystkim chodzi nam o wyrobienie w nich poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości oraz umiejętności radzenia sobie ze złością, lękiem i smutkiem.
Co w waszej ekipie robi piłkarz, artystka, architekt?
Nasze warsztaty to nie psychologiczna pogadanka. Dwudziestka urwisów nie będzie w stanie wysłuchać wykładu. Ja sama ziewam na myśl, że tak mogłyby wyglądać jakieś zajęcia. Na szczęście emocje równie dobrze można uchwycić robiąc zdjęcia tego, co nam się podoba albo nie podoba w otoczeniu, tańcząc, wystawiając teatrzyk, rysując, lepiąc, gotując...
Do naszej grupy może się przyłączyć każdy, kto rozumie ideę wymiany. Głęboko wierzę w potencjał ludzi. Nie lubisz dzieci? To graj nam na gitarze, aby uprzyjemnić warsztaty. W wakacje planujemy wyprawę po Bałkanach. Olga Knapik, która ma fioła na punkcie zwierząt, zamierza budować budy dla psów. Co mają budy dla psów do emocji? Ano, jest to pretekst do rozmowy o empatii, trosce, doświadczaniu zimna i bezdomności.
(Bartek lubi dzieci, ale jeszcze bardziej lubi grać na gitarze)
Skoro tak dobrze wam idzie, to czemu nie założycie fundacji?
Przed założeniem CzujCzuja bardzo dużo podróżowałam, zaczepiając się o rozmaite wolontariaty, fundacje itp. Zauważyłam, że dużym problemem wszelkich akcji pomocowych jest podział na Dawców i Biorców. Czyli silnych i słabych. Jeżeli cały czas otrzymujesz pomoc, jeżeli twój kraj (albo twoja grupa etniczna) jest przedstawiana tylko przez pryzmat problemów i potrzeb, to może to odcisnąć piętno na twojej tożsamości. Rodzi się dysonans poznawczy - nikt nie chce siebie postrzegać jako słabego. W przypadku jednostki może to zaowocować próbą przeskoczenia tego schematu: "Ja wam jeszcze pokażę! Jeszcze to ja będę pomagał". W przypadku grup częściej dochodzi do zrodzenia się przekonania, że "świat jest niesprawiedliwy", "pomoc nam się należy, bo sami nie damy sobie rady" itd.
Drugą stroną medalu jest widzenie się tylko przez pryzmat ról. Biorca to tylko bieda, problemy, patologia, ewentualnie słodka wdzięczność (patrz: uśmiechnięte twarze afrykańskich dzieci po otrzymaniu darów). Dawca to tylko pieniądze, szansa, czasem nieosiągalny wzór (patrz: jasna karnacja jako wzór w indyjskich slumsach).
Nasz projekt opiera się na wymianie.
(fot. Czarli Bajka)
Dajemy swoje umiejętności, ale sami też chcemy coś z tego mieć - przepisy kulinarne, bajki, opowieści. Wszyscy dajemy czas. Sama wymiana bez relacji byłaby jednak po prostu transakcją. Nie o to nam chodzi. Dlatego tak ważne są więzi, które powstają podczas warsztatów. Staramy się wracać po kilka razy w to samo miejsce, żeby zobaczyć zachodzące zmiany. Gdybym miała fundację, pisała projekty i dostawała pieniądze za pomoc, nie byłabym uczciwa. Co to za relacja, za którą się płaci? Szanuję rozmaite wspaniałe organizacje i absolutnie rozumiem ich ścieżkę, ale my po prostu chcemy inaczej. W tej chwili jest tak, że żyję z projektów, które realizuję w Polsce i jeżdżę za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze. Rodzice dzieciaków często mnie goszczą i karmią, więc te podróże nie są drogie.
Jak jednak ugościć kilkunastoosobową ekipę?
Mój synek, też chciałby czasem pobyć tylko z mamą...
Dlatego mam nadzieję, że w przyszłości rozwinę projekt na tyle, by móc go finansować z wydawania książek kucharskich i bajek, które zbieram po drodze. Za część uzyskanych w ten sposób pieniędzy mogłabym też robić jakąś wspólną inwestycję ze wspólnotą, z której dane zbiory się wywodzą. Na przykład kupować wyprawki szkolnedla dzieciaków czy robić obozy szkoleniowe dla liderów społecznych.
O co chodzi z tymi liderami?
Wydaje mi się, że przyszłością pomocy rozwojowej są lokalni liderzy, działający na rzecz własnej społeczności. Chciałabym wspierać osoby, które mają pomysły i siłę, by zmieniać świat. Zauważyłam, że - zwłaszcza wśród Romów - jest wiele młodych dziewczyn, które mają chęć i predyspozycje aby coś robić, ale brak im wiary w siebie i know-how. Po odpowiednim szkoleniu mogłyby one kontynuować moją pracę.
Na większą skalę i znacznie profesjonalniej szkoleniami dla takich liderów zajmuje się fundacja Kanthari a wspieraniem ich Kanthari Plus.
Na większą skalę i znacznie profesjonalniej szkoleniami dla takich liderów zajmuje się fundacja Kanthari a wspieraniem ich Kanthari Plus.
fot. Bartek Jędrzejewski
Skąd pomysł, by pracować z narodami, które nie mają własnego państwa?
A z ciekawości, głównie. Bo o ich kulturze nie uczymy się w podręcznikach. Oni też się o niej nie uczą. CzujCzuj nie jest w żaden sposób związany z polityką ale interesuje nas wpływ sytuacji politycznej na poczucie własnej wartości i tożsamości. Fakt, że Czeczen ma w paszporcie napisane "Rosjanin" i to, że reszta świata utożsamia go z rosyjską kulturą może wpływać na to, jak siebie odbiera i jak się czuje.
A czemu recykling?
Jednym z powodów, dla których nie jesteśmy fundacją, jest przekaz, który chcemy nieść - można działać bez wielkiego wsparcia, nie trzeba być instytucją. Wystarczą chęci, dwie ręce i trochę ludzi wokół. Tak samo jest z materiałami na zajęcia. Jaki jest sens kupowania drogich i wymyślnych narzędzi, na które nie stać naszych podopiecznych? Wolimy się rozejrzeć i pokombinować. Z tego, co znajdziemy na śmietniku lub w rowie, można zrobić zabawki, pomoce dydaktyczne, sprzęt domowego użytku... Nieraz boję się, czy taka praca ze śmieciami nie jest stygmatyzująca. "Tylko do śmieci się nadajemy?" Nie można jednak bagatelizować faktu, że odpady nas zalewają. Recykling to nie luksusowa fanaberia ani stygmatyzacja, ale konieczność.
No i dlaczego nie robicie tego samego w Polsce?
Ależ robimy! Na ulicach, gdzie sami się wpraszamy, i wszędzie tam, gdzie nas zaproszą. Na przykład TU i TU i TU. Ponadto często opowiadam o kulturach, które poznałam, w szkołach i domach kultury oraz robię cykliczne warsztaty z edukacji emocjonalnej w prywatnych przedszkolach. Bo dzieciaki z bogatych domów też muszą sobie radzić z niełatwymi emocjami.
Macie jakieś pytania?
fot. Czarli Bajka
According to the Kurds as small taste sorrow ? What makes the greatest joy Roma kids ? A Polish ? Russian ? Portuguese ? We do not know . But we'll find out ! And here we
We do workshops on emotional education . Soon we will move it to the recyclers playgrounds . For kids from countries far and near - Polish as possible too! Most small nations interested in big countries : Kurds , Roma , Tatars , Lemkos , Chechens , Kists , Boykos Altay people , Chechens , Nenets , Mari El ... By the way , we try to learn about their culture from the inside , we collect fairy tales and recipes .
fot. Czarli Bajka
According to the Kurds as small taste sorrow ? What makes the greatest joy Roma kids ? A Polish ? Russian ? Portuguese ? We do not know . But we'll find out ! And here we
We do workshops on emotional education . Soon we will move it to the recyclers playgrounds . For kids from countries far and near - Polish as possible too! Most small nations interested in big countries : Kurds , Roma , Tatars , Lemkos , Chechens , Kists , Boykos Altay people , Chechens , Nenets , Mari El ... By the way , we try to learn about their culture from the inside , we collect fairy tales and recipes .
Joanna
Bocheńska of Czujczuj :
“(…) Understanding your own emotions, which are knowledgeable and listening to them seems like the most important skill of a growing child and a growing human. In Kurdystanie the best way of teaching one’s emotions were tales that were spoken from a generation to the next, to the kids, as well to the grownups. Tales helped to get though difficult problems in life, by visually showing images and examples, without analytically understanding every single situation. But the XX century with the progress and civilization printed out the kurdyjki story tellers substituting them this a talking face of a television. And maybe it not an incident that one of the twentieth kurdyjski’s writers – Seyit Alp, in his story Devran (Obrót) did not understand his emotions and he looked at one of the kurdyjski’s woes and failures. Because project Spas, his straight and cordial form has a chance get into many hearts and bring out a smile on many faces, becoming something very important and valuable. We wish to the girls perseverance and we will support them with contacts and the promotion of our project(…)”
What is emotional education?
“(…) Understanding your own emotions, which are knowledgeable and listening to them seems like the most important skill of a growing child and a growing human. In Kurdystanie the best way of teaching one’s emotions were tales that were spoken from a generation to the next, to the kids, as well to the grownups. Tales helped to get though difficult problems in life, by visually showing images and examples, without analytically understanding every single situation. But the XX century with the progress and civilization printed out the kurdyjki story tellers substituting them this a talking face of a television. And maybe it not an incident that one of the twentieth kurdyjski’s writers – Seyit Alp, in his story Devran (Obrót) did not understand his emotions and he looked at one of the kurdyjski’s woes and failures. Because project Spas, his straight and cordial form has a chance get into many hearts and bring out a smile on many faces, becoming something very important and valuable. We wish to the girls perseverance and we will support them with contacts and the promotion of our project(…)”
What is emotional education?
A
human in his or hers growth development experiences various crises.
Conflict between needed independence and aspirated closeness, fear of
challenge, frustrations associated with failure, various losses. As the
body is a need for the development of a balanced diet, movement and
fresh air, the same emotional development requires good practice: the
support of parents (or other adults), their attention and patience.
Without these factors, of course, the man will somehow grow, but -
continuing the metaphor of the body- if someone is malnourished in
childhood will have more health problems as an adult. A child who had
themselves handle the art of taming emotions by itself, may later not
know what to do with anger for example. Consequently, for example,
responds to all aggression, or on the contrary - suppress anger in
itself. It damages health and relationships with others. Emotional
Education is like providing a bit of vitamins to the body. This is not
about therapy. We give space to call emotions. We teach how to show
emotions in a good (for yourself and the environment) way. To realize
that others feel is very important.
We give our skills, but we also want to have something in return - recipes, fairy tails, stories. We all give time. The exchange itself without a relationship, however, would be just the transaction. That's not what we want. Hence the importance of the relationship that arise during the workshop. We try to go back several times to the same place to see the changes. If I had a foundation, wrote projects and would get the money for the help, I would not be honest. What kind of relationship would that be which you get paid for? I respect a great variety of organizations and absolutely understand their path, but we just want something different. At the moment just I live on projects that I realize in Poland (eg. The dragon project on activating residents in Sielc) and ride for thus saved money. Parents of kids often host and feed me, so these trips are not expensive. As a team, however, accommodate a dozen or so? My son, would also want to spend some time alone with his mother... Therefore, I hope that in the future the project will elaborate enough to be able to finance it with the issuance of cookbooks and fairy tales, which I collect along the way. As part of the so-obtained money I could also do an investment with the community from which the data sets they come. For example, buy school supplies for the kids or doing training camps for community leaders.
fot. Czarli Bajka
fot. Czarli Bajka
fot. Czarli Bajka
Wouldn’t it be better to teach these kids math or English?
From how to deal with emotions due to a lot of other things: the quality of communication with other people, physical health, relationships, self-esteem. Kids who are not afraid to feel, will grow up to be courageous, confident and empathetic adults. School education is also very, very important and often strongly linked to emotional development. On the one hand, schooling may open doors to the world, giving opportunities and build self-esteem. On the other hand, a high level of anxiety affects cognitive functioning and memory. The value of school is not to be underestimated, but it happens that a lot of people who end up finishing the best faculties, cannot cope with what is in their mind and soul, and it is difficult to them in life. Besides, there are plenty of fantastic organizations that are doing a masterwork in investing in schooling, eg .: School for Peace. During our classes children also gain many skills, but most of all we are referring to manufacturing in them a sense of security and self-esteem and how to cope with anger, fear and sadness.We give our skills, but we also want to have something in return - recipes, fairy tails, stories. We all give time. The exchange itself without a relationship, however, would be just the transaction. That's not what we want. Hence the importance of the relationship that arise during the workshop. We try to go back several times to the same place to see the changes. If I had a foundation, wrote projects and would get the money for the help, I would not be honest. What kind of relationship would that be which you get paid for? I respect a great variety of organizations and absolutely understand their path, but we just want something different. At the moment just I live on projects that I realize in Poland (eg. The dragon project on activating residents in Sielc) and ride for thus saved money. Parents of kids often host and feed me, so these trips are not expensive. As a team, however, accommodate a dozen or so? My son, would also want to spend some time alone with his mother... Therefore, I hope that in the future the project will elaborate enough to be able to finance it with the issuance of cookbooks and fairy tales, which I collect along the way. As part of the so-obtained money I could also do an investment with the community from which the data sets they come. For example, buy school supplies for the kids or doing training camps for community leaders.
What does a soccer player, an artist and an
architect do in your team?
Our workshops are no psychological
babbels. Twenty rascals won’t be able to sit still and listen to a lecture. I myself yawn just
thinking that an activity can look like this. Fortunately, emotions can also be
captured by taking a photo of the things we like or don’t like in our surroundings, dance,
put on a theatre, draw, do some pottering, cook,…
Everyone who understands the idea of
exchange can join our group. I deeply believe in people’s potential. If you don’t like children, then play the
guitar, as to make our workshops nicer. This summer we’re planning a trip to the Balkan.
Olga Knapik, who’s crazy about animals, is going to build doghouses. What does a doghouse
have to do with emotions? Well, it’s a pretext to talk about empathy, care, experiencing cold and
homelessness.
If it’s going so great, then why don’t you start a foundation?
Before starting CzujCzuj, I
travelled a lot and stumbled upon different kinds of volunteering, foundations,… I noticed that one of the big
problems with aid actions is the division into Givers and Takers, or the strong
and the weak. When you receive relief all the time, when your country (or your
ethnic group) is presented only as a prism of problems and needs, then that can
have an impact on your identity. It creates a cognitive dissonance - none wants
to see themselves as the weaker one. In case of the individual, this can result
in an attempt to tear from this viewpoint: “I will show you! I will be the one
who will be helping.” In case of groups, this usually results in the
belief that “the world is unfair”, that we need help because we won’t survive on our own,…
The other side of the medal is
seeing yourself through the prism of rolls. The Taker is only poverty,
problems, pathology, possibly sweet thankfulness (look: smiling faces of
African children after they’ve received relief). The Giver is only money, chances, sometimes an
unreachable goal (look: white skin as an example for Indian slum children).
Our project is based on exchange.
We provide our skills, but we ask
something in return - culinary recipes, fairy tales, fables. We all donate our
time. But a sole exchange without a relation would be just a transaction. That’s not what we want. That’s why the bonds that arise during
the workshops are so important. We try to return a couple of times to the same
place, to notice the changes that have occurred. If I would have a foundation,
wrote articles and received money for providing relief, I wouldn’t be honest. What kind of relation
is this, where you get paid? I deeply respect the different kinds of
organisations and foundations and completely understand their way of working,
but we just want to do it differently. At the moment the situation is that I
live from the projects that I realise in Poland and travel with the money Ive
saved up this way. The parents of the children often provide me with food and
shelter, so the travels aren’t expensive.
But how to host a crew of a dozen of
people?
My son would also like to spend some
time alone with his mommy…
That’s shy I hope, that I’ll be able in the future to expand
the project in such a way, that it could be financed by the revenue from
culinary books and fairy tales, which we collect on the way. With a part of the
money I could also make some kind of shared investment in a community, that
could supply us with needed material. For example, buying school supplies for
children or organising training camps for social leaders.
What’s this thing about leaders?
I believe that the future of
developmental aid are the local leaders, activists working for their own
society, I would like to support people who have ideas and the strength to
change the world. I’ve noticed that, especially with Romani people, there are a lot of young
women with the wish and predisposition to do something, but they lack
self-confidence and know-how. After an appropriate training they could continue
my work.
The foundation Kanthariis training professional leaders on a bigger
scale. In this they are being supported by Kanthari Plus.
From where the idea to work with nationalities
without countries?
Mainly from curiosity. Because we
are not being taught about their culture in schoolbooks. They themselves don’t learn abut their culture either.
Czujczuj doesn’t relate politically to any party, but we are interested in the effect
of a political situation on a persons identity and self-esteem. The fact that a
Chechen has “Russian” written in his passport and that the rest of the world identifies him
with the Russian culture can have an impact on how he perceives himself and how
he feels.
And why recycling?
One of the reasons why we’re not a foundation, is the message
we want to carry: you can act without
great support, you don’t have to be an institution. All you need is willpower, 2 hands and a
bit of people around you. The same can be said for the materials needed for the
workshops. What’s the sense of buying expensive and fancy tools, which our charges can’t afford? We prefer to look around
and combine. From what we find in the garbage or in a ditch, we can make toys, didactic
material, household equipment,… Sometimes I wonder if such work with garbage isn’t stigmatising. “Are we only good for garbage?” But we can’t downplay the fact that we are
being surrounded by garbage. Reclining isn’t a luxury whim or stigmatisation,
it’s a necessity.
So why don’t you do the same in Poland?
But we do! On the streets, where we
go ourselves, and everywhere where we are invited. For example here, here and
here. Furthermore, I speak a lot about
the cultures I encounter at schools and cultural centres and I teach recycling
workshops with emotional education in private preschools. Because children from
rich families also have to deal with difficult emotions.
Any questions?