piątek, 31 lipca 2015

Wymiana międzykulturowa

Za nami pierwsza część przygotowań do dziecięcej wymiany międzykulturowej. Dzieciaki z Warszawy (i jak się okazało z Bonn) robiły amulety (czyli miły prezent, nic pogańskiego nie mieliśmy na myśli) dla małych Romów z Mołdawii. Te z Mołdawii zrobią dla swoich rówieśników z Rumunii i tak dalej... We wrześniu wrócimy do Polski z niespodziankami od dzieciaków z Kosowa. Wczoraj uczestnicy tworzyli bransoletki, breloczki, magnesy, pierścionki, naszyjniki, broszki, zabawki i kolorowe torby... 
Zobaczcie jakie cuda powstały! 
Bardzo dziękujemy Centrum Wielokulturowemu w Warszawie za udostępnienie wnętrza
i Papugu za materiały na warsztaty :)

 

 

wtorek, 28 lipca 2015

Blisko

Jakieś sto lat temu (czyli przed Roszkiem i CzujCzujem) odwiedziłam z moim przyjacielem, polskich Amiszów pod Warszawą. Jakub- ojciec rodziny- powiedział wówczas m.in, że "ludzie to teraz jeżdżą po świecie, prasę czytają i martwią się, że w Chinach jest trzęsienie ziemi a nie wiedzą co u sąsiada". 


 fot. Tomek Jelski

Spodobało mi się to zdanie i dało do myślenia. Prawdę mówiąc ja też nie wiedziałam co słychać u  moich sąsiadów. Całe dzieciństwo spędziłam w jednorodzinnym domu pod Warszawą. Sąsiedzi byli mili ale nie miałam z nimi kontaktu. Potem były rozmaite miejscówy ale jakoś zawsze w domach wolnostojacych, z zaprzyjaźnionymi współlokatorami. Kiedy przyszła pora na uwicie własnego gniazda (czy raczej gniazdka bo małe toto jak skorupka od orzecha) okazało się, że naszym miejscem jest powojenna kamienica na Żoliborzu. Poczułam się jak przed rozpakowaniem wielkiej bombonierki pełnej czekoladek. Tymi czekoladkami (choć to chyba trochę upiorna metafora) mieli być sąsiedzi.  Nasza wspólnota liczy osiem klatek, w każdej jest około 12 mieszkań, pomnożywszy przynajmniej przez dwa (liczbę osób w mieszkaniu)... Tyle nowych osób do poznania! 


Do tej pory sama wybierałam sobie lokatorów, bo mieszkałam z przyjaciółmi. Oczywiście były to rozmaite osoby ale w podobnym wieku, o podobnych budżetach i zainteresowaniach. Teraz z ludźmi z mojego podwórka łączy mnie tylko (i aż) mieszkanie. Zacierałam ręce na bogactwo, które może wyniknąć z  różnic. Oczyma wyobraźni widziałam długie dyskusje na trawniku, zbieranie historii od staruszek, wymianę opieki z innymi matkami... Dlatego ledwo się wprowadziliśmy, upiekliśmy ciasto i przeszliśmy się z nim po wszystkich piętrach naszej klatki. Reakcje były bardzo miłe ale nic z tych spotkań specjalnego nie wynikło. A potem byliśmy w rozjazdach... A potem trochę nam zabrało motywacji aby coś lokalnie robić. Przez jakiś czas prowadziliśmy podobne animacje na Sielcach (w ramach Sieleckiego Mobilnego Ośrodka Kultury) ale ostatecznie z rozmaitych powodów tamten projekt umarł. Uznaliśmy, że widocznie wzajemna integracja na osiedlu nie jest jakoś specjalnie ważna i , że inni nie mają takiej potrzeby. Nasze kontakty z sąsiadami ograniczyły się więc do entuzjastycznych przywitań na klatce. I wychylania się przez okno w pochmurne dni (boję się co to będzie gdy Roszek odkryje, że przez okno fajnie też się rozmaite rzeczy wyrzuca. Np. kosztowności, co to ich nie mamy)


Aż tu...

Wróciliśmy z Meksyku nieźle spłukani. Któregoś dnia poszłam z Rochem na spacer i tęsknym wzrokiem wgapiłam się w wystawę mijanej cukierni. Z żalem przełknęłam ślinkę ciesząc się, że w ogóle mamy co włożyć do garnka. Ale kiedy wróciłam do domu, na klamce mojego mieszkania wisiała paczuszka ze świeżo upieczonym ciastem ze śliwkami. Było jeszcze ciepłe! Do dziś nie wiem kto je upiekł, choć próbowałam bawić się w Scherlocka i zagajałam z sąsiadami rozmowy o cenach śliwek.  Ta niespodzianka na prawdę mnie uskrzydliła. Znowu w głowie zaczęły nam brzęczeć słowa, które w Chiapas usłyszeliśmy od Zapatystów „Czy czegoś nam potrzeba? Właściwie to mamy się dobrze. Najlepsze, co możesz zrobić, to zacząć organizować społeczność wokół siebie, tam, gdzie mieszkasz”. I to jest dużo większe wyzwanie.". 

(rysunek wzięłam stąd )

Więc postanowiliśmy znowu spróbować integracji z sąsiadami. Zorganizowaliśmy pokaz slajdów o Meksyku. Trochę się bałam czy się wszyscy pomieszczą ale wyszło wspaniale. Wreszcie dowiedzieliśmy się kto gra na saksofonie, kto ma pomysł na inną elewację a kto jeździ do Libanu na wakacje. Przyszedł nawet chłopak, który dosłownie tego dnia się wprowadził a o wydarzeniu przeczytał z ogłoszenia na klatce. Padło mnóstwo pomysłów na nowe spotkania - sadzenie roślinek,  pikniki, filmy na ścianie budynku. Cudownie byłoby wspólnie gotować. A może postawić kosz, do którego wrzucałoby się niepotrzebne (a fajne) rzeczy przez wyrzuceniem?  
Wiem, że podobne inicjatywy budzą się też w innych dzielnicach i cieszę się na nie jak głupia. Bo lokalność i wspólne działanie to początek na prawdę dobrych zmian. Kiedy czytam komentarze w internecie dochodzę do wniosku, że  Polska jest strasznie podzielona. Że nie ma miejsca na spokojny dialog przykładowej "prawicy i lewicy". Ale to tylko część prawdy. Bo internet jest zaledwie małą częścią świata. Z sąsiadem, z którym mam inne pomysły na temat imigrantów mogę wspólnie pomalować ławkę, bez schodzenia na sporne kwestie. Bez oceniania i przekonywania.
Blogi podróżnicze pełne są opowieści o "dobrych ludziach, którzy przyjęli mnie i ugościli". Czy w Polsce, w miastach nie ma takich ludzi? Czy sąsiadka spod ósemki nie może być równie fascynująca jak spotkany na stepie pasterz? Wydaje mi się, że może. Jeżeli będziemy na siebie otwarci i wzajemnie siebie ciekawi. A wstępem do poznania może być zorganizowanie czegoś na własnym podwórku.



czwartek, 23 lipca 2015

Dziecięca wymiana międzykulturowa

Miło jest pomyśleć, że w Mołdawii mieszka jakaś Małyszka, która nosi zrobioną przez nas broszkę. I że ta dziewczynka ciepło o nas myśli. Prawda? Miło nosić breloczek, który zrobił jakiś Baszkir z Macedonii i sobie o nim ciepło myśleć. Prawda?
W sierpniu jedziemy na Bałkany by w romskich osadach robić warsztaty i pokazywać kino plenerowe.
A przy okazji...


                                                          fot. Bartek Jędrzejewski

Chcemy zrobić z dzieciakami z Polski amulety, które zawieziemy małym Romom z Mołdawii.
Z dzieciakami z Mołdawii zrobimy amulety dla dzieci z Rumunii.
W Rumunii dla dzieci z Serbii...
Na koniec pojedziemy do Kosowa gdzie powstaną amulety dla Was - wszystkich dzieciaków, które wezmą udział w amuletowych warsztatach w Warszawie. Przekażemy je Wam we wrześniu a przy okazji opowiemy o romskich rówieśnikach i ich kulturze.



 

Na pierwszą część spotkania czyli robienie amuletów zapraszamy
31 lipca o godzinie 16.00-19.00
Centrum Wielokulturowe w Warszawie
ul. Jagielońska 54 (wejście od Pl. Hallera)

Warsztaty są całkowicie bezpłatne, zapewniamy wszystkie materiały.

Dostaliśmy kilka głosów, że określenie "amulety" budzi pogańskie skojarzenia. Dla nas to słowo jest neutralne, ale nie chcielibyśmy nikogo urazić, zatem zmienimy nazwę. W związku z tym ogłaszamy konkurs na słowo najlepiej określające upominki, które wykonywać będą dla siebie nawzajem dzieci z różnych kultur. Dla najkreatywniejszej osoby - pocztówka z naszej wyprawy po Bałkanach 
Zapraszamy !
 

piątek, 17 lipca 2015

Brzdęk, brzdęk- złotych monet dźwięk

Piszę bo wiem, że to zawsze nurtuje- "Skąd oni biorą kasę na te wyjazdy? Sprzedała nerkę? Jest striptizerką? Utrzymują ich bogaci krewni?"
Może byłoby zabawniej albo ciekawiej ale w tej kwestii jesteśmy nudni. 
Żyjemy z realizacji lokalnych projektów społecznych, takich jak np. Bajkobus (z Teatrem Baza) czy Historie Kuchenne (ze Strefą Wolnosłową). Każdy kto choć trochę orientuje się w budżecie NGOsów domyśla się, że nie zbijamy w ten sposób fortuny. W pakiecie mamy nielimitowany czas pracy i wieczną loterię: czasem przejdą wszystkie projekty, które złożymy (i jest tłusto) a czasem nie przechodzi nic ( i bywa chudo). Niezmiennie sprawia nam to dużo radości. Poza tym trochę wykładam na Uniwersytetach III wieku czy TU.

Przejdźmy jednak do sedna sprawy czyli do kasy na podróże. Otóż z tych naszych (jak już wspomniałam raczej skromnych i niestabilnych) przychodów staramy się jeszcze zaoszczędzić na wyjazd. Niektórym oszczędność może się kojarzyć z wyrzeczeniem i już zaczynają kręcić głową myśląc o naszym biednym dziecku ale... Pominąwszy moje lewackie poglądy i pro ekologiczność (które idą z oszczędzaniem pod rękę) domową ekonomię traktuję trochę jak grę.

Dlatego:
  • Od kilku lat nie kupuję ciuchów tylko wymieniam się nimi z koleżankami (ubranka dla Rocha podostawałam i skrzętnie dalej przekazuję je w świat).


  • Kiedy potrzebujemy ściąć włosy albo odmalować mieszkanie korzystamy z Wymiennika. 


Jest to sposób na lokalną wymianę dóbr i usług bez użycia pieniędzy, korzystając ze społecznościowej waluty – alterek. Na wymianie opiera się cały CzujCzuj, więc chyba nie muszę pisać jak bliska jest mi ta idea.

  • Kilka lat temu mieszkaliśmy w komunie na Saskiej Kępie. Takie wspólne wynajmowanie jest znacznie tańsze. Wspólnie składaliśmy się na (zresztą śmiesznie tani) czynsz i rachunki, wspólnie wykonywaliśmy różne naprawy... Tamtejszy domek poszedł do remontu ale docelowo chcielibyśmy mieszkać w gromadzie. Póki co wcielamy w życie składkowe obiady w gronie znajomych. Ktoś przyniesie marchewkę, inna osoba kalafiora czy szklankę kaszy... I mamy pyszną zupę bardzo niewielkim kosztem. 


fot. Pat Mic

Z zacnych inicjatyw, które pomagają w oszczędnym życiu, polecam jeszcze:

Co się uda nie wydać, chowamy do skarpety i za to jeździmy. Tak po prawdzie to i nasze podróże nie są drogie. 
Bo:
  • Robimy warsztaty w różnych placówkach w zamian za nocleg i wyżywienie. Jak to w podróży- raz lądujemy u prezydenta jakiegoś stanu, by tydzień później spać w chatce w środku buszu. Generalnie jesteśmy jednak rozpieszczani przez los i naszych gospodarzy:


Zdarza się nawet willa z basenem:


Opcją dla tych, którzy nie jeżdżą ze swoim projektem jest oczywiście goszczenie u kogoś na kanapie czyli couchsurfing czy mniej popularny workaway. W ramach tej platformy ludzie z całego świata zapraszają innych ludzi do pomocy przy swoich przedsięwzięciach. Może to być doglądanie uli w Baszkirii jak i pomoc w nauce dzieciom z Jamjki  czy rozmawianie po rosyjsku z jakimś gościem z Iranu. Na miejscu ma się zapewniony nocleg i wyżywienie. No i można poznać nie tylko kraj ale i rozmaite światy w światach (no bo jak inaczej przekonać się na czym polega praca na farmie husky czy prowadzenie eko farmy). To idealna opcja dla tych, którzy wciąż się zastanawiają "kim będą jak dorosną" (mimo skończonej 30-stki). Trochę jakby świat zamienił się w wieeelką komódkę z tysiącem szufladek. Może zajrzeć do tej? A może do tej... Jedyne co trzeba to mieć kasę na przejazdy...
Sposobem jest oczywiście autostop ale my zazwyczaj jeździmy dużą ekipą.
  • Ponieważ przez nasze projekty promujemy polską kulturę, zaczęliśmy współpracę z Instytutem Adama Mickiewicza. Dzięki jego dotacjom mamy dofinansowanie do kosztów przejazdów czy lotów.



Czasem pojawia się też jakiś sponsor, np. kiedyś nieoczekiwanie pomogła nam (jak się okazało kurdyjska) sieć Kebab King.

Zdarzyło się nam również robić akcje na portalach crowdfundingowych. Raz wydaliśmy w ten sposób album z pracami dzieciaków z Kurdystanu innym razem romskie bajki. Książeczki poszły do darczyńców a dzięki ich wpłatom mogliśmy zrealizować projekt. Generalnie taka opcja nie jest nam zbyt bliska bo nie za bardzo lubimy całą otoczkę promocyjną takich rzeczy.

  • oraz zarabiamy po drodze :
wystawiając teatrzyk po kawiarniach, teatrach i na ulicy


 fot. Czarli Bajka
a czasem 

sprzątając romskie pałace


Z założenia nie chcemy się bogacić naszym projekcie. Mamy nadzieję zbić fortunę na książkach :)
I bez wielkich pieniędzy nasze życie obfituje jednak w rozmaite luksusy, które może mieć każdy bez względu stan konta. Bo jak inaczej, jak nie bogactwem nazwać  przyrodę, kontakt z przyjaciółmi, czas z dzieckiem, świat, w który można wejść czytając książki. 
Więc bidy nie ma.

Raczej...

fot. Tomek Jelski

środa, 15 lipca 2015

Kino plenerowe CzujCzuj

W sierpniu ruszamy na Bałkany do zaprzyjaźnionych romskich osad i całkiem nowych. Jedziemy po historie, nowe więzi i przepisy kulinarne. Sami, jak zawsze szukamy pretekstu do rozmowy o emocjach. Czasem wstępem do takiego tematu jest teatrzyk cieni, innym razem robienie zdjęć... Teraz będziemy m.in prezentować kino plenerowe. Przeczytajcie co piszą o nim jego pomysłodawcy i organizatorzy- Iwo Kondefer i Monika Matusiak:

Bardzo chcieliśmy pokazać romskim dzieciom polskie filmy. Dość szybko zdecydowaliśmy się na animację, którą dzięki temu, że nie posiada dialogów można pokazać w każdym zakątku świata. Dodatkowo animatorzy często posługują się metaforą i nie wpisują akcji swoich filmów w określone ramy czasu i przestrzeni, dzięki temu ich historie stają się na pewien sposób multikulturowe i mogą być odczytane przez wiele narodowości. Odświeżanie sobie polskiej animacji dla dzieci było dla nas niezwykłą przygodą - po pierwsze stało się to dla nas wehikułem czasu do okresu dzieciństwa i to nawet nie naszego, tylko naszych rodziców - większość z wybranych przez nas filmów, powstała na początku lat 60. Po drugie przypomnieliśmy sobie jak bogata i ponadczasowa jest ta gałąź kinematografii. Animacje mogą stać się świetnym sposobem na wykształcanie u dzieci poczucia estetyki i wrażliwości na sferę formalną filmu. Animatorzy wykorzystywali eksperymentalne techniki realizacji filmu i również często stosowali nietypowe zabiegi formalne - jak np. niezwykłe poczucie humoru w filmach Giersza, które wynika nie z sytuacji czy dialogu, tylko z czysto plastycznych rozwiązań. Animacja jest specyficzną dziedziną kinematografii, która posługuje się głównie metaforą i często syntetyzuje “wielkie treści” do małej formy. Dzięki temu możemy pokazać romskim dzieciom filmy na często trudne tematy.

Filmy, które wyświetlimy to mi.in:
 “Lekcja fruwania” reż. Andrzej Krauze

 fot ze strony Ninateka
Przejmująca i pełna symbolicznych znaczeń historia pięknego, czerwonego ptaka. Opowieść o wolności i o jej utracie. Pokazuje, czym jest przymus i zniewolenie oraz to, co dzieje się, gdy ktoś doznaje przemocy.

“Przygoda w paski” reż. Alina Maliszewska
 fot ze strony culture.pl
Kolorowa przypowieść o poszukiwaniu przyjaźni, ale także o nietolerancji i odmienności. Ukazuje historie słoni, które z powodu swojego wyglądu zostają odrzucone przez stado.

“Cudowna broda szacha” reż. Bogdan Nowicki 
 fot ze strony archiwum.nina.gov
Jest to animacja zrealizowana metodą wycinkową. W zabawny sposób opowiada historię pewnego Szacha - posiadacza ogromnej brody, która jak się okazuje przysparza mu mnóstwo kłopotów, ale staje się także przyczyną do pewnych zmian. Jest to również opowieść o poszukiwaniu szczęścia i swojej drogi w życiu.

“Inwazja” reż. Stefan Schabenbeck 
 fot z Filmweb
Metaforyczny film o agresywnej inwazji robotów na dziwną planetę, która w finale okazuje się nam bardzo bliska.

“Mały western” reż. Witold Giersz 
 fot ze strony kino nokowe
Pierwszy film Giersza malowany bezpośrednio pędzelkiem na celuloidzie. Jest to zabawna parodia westernu, na której świetnie będą się bawić dorośli i dzieci. Film może wyczulić młodego widza na formalny aspekt animacji filmowej.
W “Małym westernie” Giersz wprowadza nietypowy humor, w którym gagi wynikają nie z dialogów czy sytuacji ale z czysto plastycznych rozwiązań.

“Czerwone i czarne” reż. Witold Giersz 
 fot z filmweb
Film malowany pędzelkiem bezpośrednio na taśmie celuloidowej. Jest to pełna absurdalnego humoru opowieść o walce torreadora z bykiem. Giersz wprowadza siebie jako jedną z postaci w filmie, dzięki czemu nasi młodzi widzowie będą mogli przyjrzeć się procesowi tworzenia filmowego świata.

Śląski oddział znowu w akcji - "Bajko-myśli"

Piszę znowu ale to tak jakby ostatnio próżnowali. Tymczasem śląski oddział w mocnym składzie: Patrycja Bulska, Kasia Michalska, Kuba Kiszkado  przez zimę działali z dziećmi, które zebrały się w okół postawionego przez nich placu zabaw w Bytomiu:  pomagali w lekcjach, zrobili karnawał i cykliczne zajęcia plastyczne. Teraz współpracując ze stowarzyszeniem z Katowic udało im się dostać grant na projekt do końca listopada...

O tym już niebawem a teraz o tym co się będzie działo w sierpniu. Wraz z Galerią Sztuki Współczesnej BWA, przy wsparciu Ministra Kultury i Dziedzictwa Kulturowego będą tworzyć "Bajko Myśli"



"Na co dzień, otoczeni obrazami i komunikatami prostymi w obsłudze, łatwiej nam budować pojęcia na podstawie tego co zobaczymy. Także opowieści trafiają do nas jakby gotowe do poznania. Obrazy w telewizji nie zmuszają do wyobrażania sobie jak wygląda bohater, w jakim świecie żyje, czy smok jest straszny, czy może ma małe śmieszne skrzydełka? A gdyby tak raz na jakiś czas odwrócić ten porządek i spróbować bardziej zaangażować inne zmysły? Może się wtedy okazać, że mimo zmieniającego się świata pozostało w nas coś z trubadurów.
A skoro już na chwilę zostaliśmy bajarzami, możemy zastanowić się czym są baśnie i bajki? I czy każdy kraj ma swojego własnego potwora? Czy księżniczka wszędzie wygląda tak samo? Co nas chroni przed złem a co wyzwala w nas bohatera? Czy potrafimy dalej słuchać i przeżywać, snuć opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie? Ile lat ma najstarsza bajka i czy dalej mamy coś z nią wspólnego?



Za pomocą bajek z różnych krajów zebranych przez CzujCzujową grupę, zobaczymy jak w Kurdystanie, Rosji czy Mołdawii radzić sobie ze zmorami z najmłodszych lat, kogo podziwiać, jak zostać bohaterem. Zaczniemy od własnej bajkowej mapy świata i własnoręcznie wykonanych, recyklingowych postaci. W świat opowieści przeniesiemy się dzięki plenerowym przedstawieniom wykorzystując otaczające nas miejsca i przedmioty. Sprawdzimy, jak bardzo jesteśmy podobni do postaci z egzotycznych opowieści.
Na koniec stworzymy własną historię o Tajemniczym Wędrowcu. Zacznie on swoją podróż na Śląsku i wyruszy dalej, odwiedzając różne zakątki świata natrafiając na rzeczy i miejsca jednak trochę znajome. Bajki mówią przecież o naszych emocjach i o tym jak sobie z nimi radzić." Więcej na stronie Galerii BWA w Katowicach.

Serdecznie zapraszamy!!!


Termin: 15 sierpnia, od godz. 10.00
WSTĘP BEZPŁATNY, obowiązują zapisy:
tel. +48 32 259 90 40 wewn.13
lub Aneta Zasucha: 510 853 090
edukacja@bwa.katowice.pl

środa, 8 lipca 2015

Co wynika z języka?

Odmiana
polscy powstańcy zostawili błoto w przedpokoju
niemieckich patriotów odesłano do domu na kolację
czeczeńskim terrorystom przyśniło się małe stworzonko
z ukraińskimi buntownikami pożegnaliśmy się na peronie
o islamskich ekstremistach mówiono w kuluarach
serbskich zbrodniarzy czesano na wietrze
śląskim separatystom sprzedano kilka taczek narzędzi
polscy terroryści zasadzili jabłoń
ukraińscy partyzanci mieszkali w puszce po kawie
z niemieckimi bojownikami zeszliśmy nazbierać muszli
islamskich bohaterów nauczyliśmy pływać
na serbskich nacjonalistach zbito fortunę
polskim okupantom udało się wejść na schodki
niemieccy terroryści grillowali skrzydełka
z ukraińskimi patriotami przywędrowały koty
katolickich fundamentalistów powitano chlebem i solą
islamscy zbrodniarze założyli płaszcze kąpielowe
polscy zbrodniarze zdrzemnęli się w fotelu
bez niemieckich partyzantów było jakoś smutno
czeczeńskich powstańców rozpoznano na fotografii
ukraińskim oprawcom przypaliła się zupa
dla polskich patriotów przygotowano kanapki
(Grzegorz Ryczywolski)

 mali kurdyjscy uchodźcy na warsztatach bawili się klawo

sobota, 4 lipca 2015

Jupi je je je!!!!

Cieszę się bardzo, bo dobre rzeczy się dzieją! 
W Warszawie wystartowało pierwsze radio prowadzone przez imigrantów ImiRadio,
w Poznaniu powstało bistro prowadzone przez osoby z upośledzeniem umysłowym Dobra Kawiarnia
przeszedł nasz projekt na prowadzenie wraz z Romkami romskich historii kuchennych po całej Polsce.
A poza tym już za chwilę, już za momencik...

fot. Bartek Jędrzejewski
CzujCzuj jedzie na Bałkany!!!!

 Ktoś się mnie ostatnio zapytał, czy dzieciaki nie tęsknią jak nas nie ma. Pewnie, że niektóre tęsknią. I pewnie, że my tęsknimy. Ale -moim zdaniem- w tęsknocie nie ma nic złego. Życie składa się z rozstań i powrotów. I wspaniale jest wracać i cieszyć się z powrotu. Dlatego jak co roku wracamy do naszych kochanych Sorok i jedziemy poznawać kolejne cygańskie osady. 
Po wymianę, bajki, przepisy, rady i przyjaźnie.

 fot. Bartek Jędrzejewski

Z plenerowym kinem,
warsztatami
i jeśli będzie na to czas, miejsce i potrzeba- z wspólnym tworzeniem placów zabaw. 
Olga Knapik jak zawsze zrobi swój projekt aparacikowy, 
Iwo Kondefer chce nakręcić film i razem z Moniką Matusiak pogadać o uczuciach poprzez polskie animacje.  

Sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Jak zostaniemy przyjęci, czy to z czym przyjeżdżamy w ogóle okaże się potrzebne.


Zaczynamy od Mołdawii i naszych Sorok, 
potem jedziemy do Rumunii, Serbii -chcemy odwiedzić słynną Szutkę. 
Może koło 14-stego zawitamy do Czech na fantastyczny cygański festiwal a potem... Macedonia a może Kosowo? 

Znacie jakieś fajne organizacje działające z Romami na Bałkanach? Jakieś osady? Sugestie? Wątpliwości?

A na ten piękny dzień niech zagra...