wtorek, 29 września 2015

5 razy Bałkany

Rozterki
- Przecież was tam zabiją!
- Aniołami jesteście, powiadam aniołami. Praca z tymi ludźmi to orka.
Takie najczęściej  słyszymy komentarze po informacji, że pracujemy z Romami. Kiedy rozmowa schodzi Roszka, i fakt, że często towarzyszy mi w tych spotkaniach- zdarza się, że niemal widzę jak w głowie rozmówcy zaczyna krążyć pytanie "jak szedł numer do rzecznika praw dziecka?".
Za nami miesiąc z Romami z osad w Mołdawii, Rumunii, Kosowa i Macedonii. Nie zabili. Aniołami też nie jesteśmy. Owszem my robimy warsztaty dla dzieciaków ale ich rodzice nas rozpieszczają. I to jak... I pysznie jest, i miło jest. Jedyny problem taki, że nasza ekipa wegetariańska i bezcukrowa. A na stole szynki i salcesony krojone od serca. A do szklanek strumieniami leje się mirinda (też od serca). I takie były nasze największe kulturowe rozterki.




Pegaz i Anioł
Podróże z dzieckiem to nie zawsze kaszka z masłem... I niestety mocno przeliczyłam się jadąc na Bałkany bez taty Rocha. Towarzyszą mi co prawda najwspanialsi kompani na świecie- Iwo i Monika, ale jednak Roch Speedy Gonzales + mocno angażująca emocjonalnie praca + upały + ogarnianie podróży to taka mieszanka, że pada mi na mózg. Chwilami jestem tak zmęczona, że czuję, że jeszcze moment i się rozpłaczę. I oto nasz pierwszy dzień w Kosowie- siedzę w jakiejś kawiarni sama z Rochem i jedną ręką próbuję go karmić, drugą ściągnąć ze stołu (bo postanowił poudawać kotka), trzecią łapać gdy biegnie za gołębiem, a czwartą... I nie mam uśmiechu, cierpliwości ani uczuć macierzyńskich. I czuję się najgorszą matką świata. Przede mną je baklawę jakaś (sądząc po chustce) muzułmanka i co chwila zerka w naszą stronę. "No co się gapisz?" - warczę w myślach bo zmęczenie odebrało mi resztki życzliwości. W końcu dziewczyna kończy jeść i podchodzi:
- Ty, ty, ty... Ty wyglądasz jak taka postać z Kubusia Puchatka!

Jak kangurzyca! A twoje dziecko jest urocze! I po prostu chce się być matką jak się na was patrzy.
Powiedziałam jej, że czuję się jak antyteza tego co mówi, zaczęłyśmy gadać i w końcu spędziłyśmy razem z cztery godziny! A na koniec podarowała Rochowi rumaka. Nie byle jakiego- prawdziwego pegaza. Na tym pegazie spokojnie dolecieliśmy do Polski.  



Przejażdżka 
Macedonia- Skopje. Jak co dzień zmierzamy do Szutki czyli cudownej, cygańskiej dzielnicy. Jak co dzień ale trochę inaczej bo na przystanek, na którym czekamy na autobus podjeżdża wóz z koniem i trójka kolesi proponuje nam powózkę.




Na balkonie
Wstaję sobie rano w hostelu w Skopje. Na tarasie siedzi jakiś chłopak i nawija do Moniki po polsku.
- Skąd jesteś?
- Z Norwegii. Nie mam żadnych polskich przodków, polskiego nauczyłem się z książek i tv. Bo w Norwegii jest mnóstwo Polaków, którzy nie znają norweskiego ani angielskiego.
- ??? Pracujesz z nimi?
- Nie ale to są najfajniejsi ludzie na świecie. W macie w sobie takie flow... Wszystkiego jesteście ciekawi, ciągle się śmiejecie...

- ???
- Ci Polacy w Norwegii to są fajni ale najlepsi to są w Polsce. No drugiego takiego narodu to nie ma...

I to nie żaden poeta, fan Mickiewicza, Barańczaka. Przez trzy lata służył w Afganistanie ale nikogo nie zabił -oprócz osła- i wie, że nie mógłby tego robić. Fajnie rano wstać.

Mity
Jest taki mit odnośnie Cyganów, że tylko bieda: slumsy, problemy, umorusane dziatki. Ten dominuje w mediach. Obawiam się, że podobny pogląd można sobie wyrobić oglądając nasze foty. A to tylko część prawdy. Zdarzyło nam się robić warsztaty przed chatynką na zdjęciu, w której mieszka Jack ze swoją rodziną. Na luksusy zarabia uczciwie, w firmie transportowej w Irlandii. Czemu zatem tyle się mówi o problemach? No cóż i one istnieją a za biedą stoją rozmaite czynniki - tak samo jest z biedą polską, amerykańską czy meksykańską- mnóstwo rozmaitych zmiennych.
Jest też inny mit odnośnie Cyganów, że tylko urok i wdzięk: tańczą zamiast chodzić, żywią się poezją i jako ostatni "pamiętają co jest w życiu ważne". Ten mit dominuje w filmach (zwłaszcza  Kusturicy). Wspomniany Jack ma syna. Wiecie czym koniecznie chciał się pochwalić? Paralizatorem taty.

poniedziałek, 21 września 2015

Mia Ziemianka

Dzieci lubią bajki.
Dorośli lubią bajki.
O wielu rzeczach- prostych jak i trudnych łatwiej jest opowiedzieć w historiach pełnych smoków, wróżek i krasnoludów.
Prawda?
Bruno Bettelcheim w ludowych baśniach doszukiwał się sposobu na przepracowanie rozmaitych traum.
My za pomocą baśni narodów z którymi pracujemy staramy się odkryć świat emocji.
Baśnie warto też tworzyć na nowo.  

C.S Lewis za pomocą opowieści o Narnii przybliża chrześcijaństwo.
Maciek Uniatowicz, Marzena Śliwa – Fijołek i Ania Maciejowska chcą wspólnie stworzyć książkę, która przybliży dzieciom cztery wielkie religie.
Główną bohaterką jest Mia - obywatelka Planety Ziemia. Dziewczynka ma 6 lat. Wyrusza w międzyczasową, międzykontynentalną podróż, w poszukiwaniu swojego bucika. Towarzyszy jej różowy flaming o imieniu Flow i mól książkowy, który zowie się Slow. Przyjaciele lądują na Ziemi i dowiadują się, że w znalezieniu bucika może im pomóc tylko Bóg. Postanawiają Go odszukać.
Książka napisana została przy współpracy z religioznawcami z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i specjalistą od survivalu.
Kiedy autorzy napisali do mnie z prośbą o promocję aż przyklasnęłam:
Bo im więcej świadomości istnienia innych kultur, tym większa możliwość świadomego osadzenia we własnej. 
A za poznaniem "innego" idzie obniżenie lęku. 
No ale robi się za poważnie. Lepiej sięgnąć do mądrej baśni.

albo posłuchać kogoś mądrego:



Można wspomóc ten projekt - czekają piękne nagrody: 

piątek, 11 września 2015

Ludzie piszą listy i kilka scenek


Wystarczyło się kilka razy (nawet niespecjalnie przecież odkrywczo) wypowiedzieć się na temat uchodźców a ruszyła lawina maili i komentarzy.



fot. Czarli Bajka


Niektóre bardzo ciekawe. Że były chłopak Arab okazał się łachudrą. Że ktoś się zatruł kebabem. Jedna pani nie może wytrzymać ze śmiechu "jak doskonale pasujące do poglądów nazwisko- Ślepowrońska. Hahaha" (że co? Muzułmanie wybiją Ślepowrony? Bo o tym, że mają takie zamiary wobec psów już słyszałam i wydało mi się to na tyle absurdalne, że sama się uśmiechnęłam). Za mniej dowcipne uważam "Nabij swoje dziecko na pal. ISIS i tak to wcześniej czy później zrobi". Plus oczywiście masa filmików z internetu, na których jacyś kretyni się biją i pytanie: "Co Ty na to?". Ciekawa jestem jakie listy dostają ludzie, którzy zajmują się tematem na poważniej.


Początkowo starałam się odpowiadać. Bo dialog jest ważny, nie? Z czasem stwierdziłam, że nikt tak na prawdę tej odpowiedzi nie oczekuje. Na co więc liczy adresat? Do czego chce mnie przekonać? I po co? 

Ja już wiem, że będzie trudno. 

Wydaje mi się, że najlepiej jest wspierać ich sytuację na bliskim wschodzie, bo tam koszty utrzymania są mniejsze, kultura bliższa et.cet. To oczywiście nie takie proste bo uciekają z tych terenów również z powodu zmian klimatycznych.
Wiem również,  że uchodźcy są w Europie faktem, więc nakręcanie się nic nie pomoże. Jeśli przywitamy ich kamieniami to będzie gorzej niż jak chlebem i solą. Jasne, nie?

fot. Czarli Bajka

Ale już dość tych moich oczywistości. Ciężko odnieść mi się do prognoz bo żadna ze mnie pogodynka, prorok ni specjalista od islamu. Nie analiz czy filozofowania szukają ludzie. Internet żyje filmikami i króciutkimi historyjkami. Uchodźcy wyrzucający wodę na tory. Tłum chłopaków w Turcji, którzy drą się i rozbijają okna. I tak dalej.

Skoro to takie proste, nie trzeba się silić na analizę, szersze tło czy kontekst to żałuję, że sama nie kręciłam filmików kiedy byłam w Iraku, Turcji, Serbii czy Budapeszcie.

  • Śpiwór i czekolada
Weszłam z Rochem na dworzec. Mojemu synkowi świecą się oczy, cały aż się wyrywa. Zobaczył automat ze słodyczami. Ale ja (co powszechnie wiadomo) jestem wyrodną matką i nie chcę go karmić cukrem. A nawet gdybym takową nie była to i tak nie mam węgierskich monet. Zamiast się więc zajmować biedną dzieciną zaczęłam szukać osoby, której mogę podarować śpiwór. Mieliśmy bowiem jeden nadprogramowy i postanowiliśmy go dać uchodźcy. Wybór padł na jakiegoś pana. Miło podziękował, odeszłam usiąść z Rochem na ławce. Po chwili znalazł mnie. Kupił ( w tym diabelskim aparacie) mleko kakaowe i czekoladę. Roch dłuuugo przesyłał panu Arze buziaki.
  • Do dziecka wracaj!

Idziemy sobie po Serbii, wracamy z restauracji. Potwornie pada, wieje. Zaraz będzie burza. Pod lichym daszkiem na chodniku siedzi grupa uchodźców. "Salam Alejkum", "Salam Alejkum" odpowiadają z uśmiechem mimo, że za wesoło to im pewnie nie jest. No i mi w sumie też. Ja sobie wróciłam do hostelu a ich żaden nie przyjmie bo są nielegalni. Co tu zrobić? Przed podróżą zaprzyjaźniona rodzina Romów podarowała nam gigantyczną wałówę: jajka, miód, czekolada, jogurciki dla Roszka... Odrzucamy kiełbasę i niesiemy wiktuały naszym nowym znajomym. Chwilę rozmawiamy, nawet żartujemy, nagle jeden poważnie pyta: "Czy ty poprzednio nie prowadziłaś wózka?" "No tak, teraz z moim synkiem została koleżanka". "To co tu z nami stoisz! Wracaj do dziecka! Dziecko najważniejsze."


(Obrazek na ścianie w szkole dla niesłyszących dzieci w Erbilu)
  • Talibowie
Pociąg z Macedonii. Pomagamy wejść do pociągu jakiemuś mężczyźnie na wózku. Razem z siostrą i szwagrem (oni nie mogą pomóc bo na rękach trzymają malutkie córeczki) chce się przenieść do Serbii. Nagle, w środku nocy wchodzi ktoś (nie wiem, konduktor, straż graniczna czy kto tam) i prosi rodzinę aby wyszła na peron z bagażami. "Bo coś trzeba sprawdzić. "Tak, tak inwalida może zostać". Zatem wychodzą i... Nagle pociąg rusza. Wykiwali ich. Zostawili na środku pola rodzinę z dziećmi. A w pociągu człowieka na wózku, bez bagażu, bez pieniędzy. Gadamy z nim bo tylko to możemy zrobić (poza kupnem biletu). Od razu pierwsze co robi to częstuje nas swoim chlebem i tuszonką. Tylko to mu zostało (poza wózkiem) a on się dzieli! "Czemu tak postąpili z pana rodziną?". "Nie wiem. Może dlatego, że jestem Romem?" - mówi cicho a jego smutne, smutne oczy świdrują mi mózg do tej pory. "Romów nikt nie lubi. Co innego tych uchodźców."- wskazuje głową na przedział za nami, w którym siedzi grupa z Syrii i Afganistanu". "Talibowie!"- prycha.
Kto się pierwszy rzucił aby mu pomóc wyjść z pociągu? Wziął na ręce i delikatnie wyniósł na peron? "Talibowie" rzecz jasna. 

poniedziałek, 7 września 2015

Zapraszam 2

Jestem okropnie zmęczona, smutna. Boję się tej polaryzacji postaw, agresji, grania na emocjach. Wkurza mnie powoływanie się na niesprawdzone informacje. Mylenie pojęć. Mam na myśli to co ostatnio dzieje się w kwestii uchodźców. Moi bliscy to osoby, które myślą podobnie jak ja. Bardzo bym chciała pogadać z tymi, którzy uważają inaczej. Bez przekonywania się, bez straszenia. Tak żeby wzajemnie zrozumieć swój punkt widzenia. Bo jeśli będziemy się od siebie oddalać to ani nikomu nie pomożemy, ani sami nie będziemy mocni. Już o tym kiedyś pisałam, teraz jestem w Polsce i na prawdę mogę się spotkać na kawę. 
Ja jestem za przyjęciem uchodźców bo sama chciałabym być przyjęta gdyby w moim kraju była wojna. Mam wielu kurdyjskich przyjaciół i martwię się o ich los. Poza tym spotkałam się z olbrzymią gościnnością kiedy bywałam na bliskim wschodzie. 
Z drugiej strony rozumiem lęk przed destabilizacją, uważam, że uchodźcy powinni przestrzegać i szanować zasad gospodarza. Oraz, że za wszelką cenę powinniśmy wykorzystać ich potencjał, nie dopuścić do tego by stali się balastem. I, że z czasem powinni wrócić do domu (chyba, że chcą zmienić status z uchodźcy na migranta). To są okropnie trudne kwestie i sprawienie by tak się stało nie jest sprawą łatwą. Niestety szukania rozwiązań za bardzo nie widzę tylko wzajemne straszenie lub pogrążanie w winie... No ale chyba się powtarzam ale klu jest takie, że zapraszam na kawę. 

A wcześniej na pokaz zdjęć i wystawę:


Dwa lata temu (a zdaję się, że 100 bo Roszek dopiero kopał mnie w brzuchu) CzujCzuj został zaproszony do ośrodka dla uchodźców w irackim Kurdystanie. Nie będę opisywać tego co my robiliśmy (szczerze mówiąc ja nie mam co się chwalić bo przez mój stan głównie spałam - "I'm tired. Veeery tired" powtarzałam ciągle). 

Chciałabym opowiedzieć o ludziach, których tam spotkaliśmy.
 O tych wszystkich plackach z ostów, którymi - widząc zmęczoną brzuchatkę- mnie hojnie karmili.
O gościnności (mimo, że sami mieli tak nie wiele). 
O żartach i latawcach z torebek foliowych. 
Ale chyba już wszystko zostało powiedziane. Ciągle ktoś się wypowiada. Lepiej popatrzcie na zdjęcia. 
Dlatego...
11 października
o 18.00 
zapraszam na pokaz zdjęć do kawiarni Zieleniak  oraz wystawę rysunków.  
Zrobiły je dzieciaki, które spotkaliśmy w ośrodku. Tutaj mała próbka



Resztę zobaczycie na wystawie.

Poza tym  razem ze Strefa WolnoSłowa (a wcześniej z Teatr BAZA) prowadzimy projekt Historie Kuchenne. W jego ramach uchodźcy uczą dzieciaki w szkołach gotować potrawy ze swojego kraju. Przy okazji opowiadają o drodze, którą musieli przejść aby znaleźć schronienie w Polsce i dostają podstawowe informacje na temat migracji, praw człowieka i tp. Jeśli ktoś zna szkołę lub placówkę (np. Dom Dziecka) na Pradze, która chciałaby wziąć udział w projekcie to zapraszam do kontaktu.


piątek, 4 września 2015

Zapraszam

Wróciliśmy z Bałkan. Siłą rzeczy ciągle mieliśmy styczność z uchodźcami. Chwilami było to bardzo dramatyczne, chwilami wzruszające. Bardzo po tym wszystkim czuję słowa mojej mamy, które napisała do swojego spektaklu"Czas słoneczny mierzy się nocą"
 "(...) Kochana Córeczko
Kochany Synku
Kochanie
Przepraszam, że nie posprzątałam Świata, zanim Cię zaprosiłam
Przepraszam, że nie wyremontowałem Świata, zanim Cię zaprosiłem
Właściwie.. nie potrafiła zrobić tego moja matka, ani moja babcia
Również nie wykonał tego mój ojciec, ani dziadek
Czasami jest mi jednak strasznie wstyd, że zaprosiłam Cię do takiego bałaganu (...)"

Dagna Ślepowrońska
Na Facebooku pojawiło się prześmiewcze (sądząc po opisie) wydarzenie "Przyjmę imigranta do swojego domu". Wkurza mnie ta głupia ironia i mylenie słów "imigrant"/"uchodźca" ale sam pomysł jest całkiem dobry. Metraż u mnie mały ale miejsce się znajdzie. Już dawno rozmawialiśmy o tym z Grzesiem (i z mamą, i z przyjaciółmi) - przyjęcie uchodźczej rodziny pod swój dach to dobry pomysł. Bo...
  • Łatwiej będzie uchodźcom poznać kontekst, kulturę i zasady w niej obowiązujące jeśli będą u  rodziny niż w ośrodku. Uchodźcy wejdą w ten sposób w relację z konkretnymi ludźmi (i będą ich gośćmi a nie beneficjentami). Ośrodki są na odludziu, panują w nich specyficzne warunki. Trudniej z takiego miejsca dostosować się do obowiązującej w danym kraju kultury i realiów.
Kiedy jeździłam po Kurdystanie wielokrotnie byłam przyjmowana z największą życzliwością. Wiadomo, że miałam być na krócej  ale z drugiej strony to i nie byłam w tak dramatycznej sytuacji. W każdej chwili mogłam wrócić. Kiedy będąc w ciąży robiłam warsztaty dla dzieci w ośrodku dla uchodźców w Domiz, w każdym namiocie który odwiedziłam rozpieszczano mnie jak ukochaną córkę. To chyba dlatego mój synek jest teraz taki fajny i pogodny.

 fot. Kasia Komorek
Zdaję sobie sprawę, że takie goszczenie niesie ze sobą tysiące niebezpieczeństw. 
  • Zapraszanie obcych osób z definicji jest ryzykowne. A jak się nie dogadamy, tak zwykle między ludzko? A co z problemami wynikającymi z ich kultury? I te zależności- to niezła pożywka dla patologii. Wykorzystywanie gospodarzy, naruszanie ich granic. Robienie sobie z gości niewolników... 
Na pewno przed taką decyzją trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw. Czytać, czytać, duuużo czytać. Za dużo w dyskursie jest afektu. Jeśli jesteś przeciwny przyjmowaniu (nie w swoich progach a granicach) toś na pewno rasista. Jeśli chcesz przyjąć to naiwny lewak.  Z jednej strony lęk z drugiej szlachetne ale czasem nie przemyślane porywy serca. Zawód i uraza przemawiają przez Miriam Shaded z fundacji Estera, która wzięła na siebie sprowadzenie chrześcijan z Syrii a od początku nie miała pojęcia jak się za to zabrać.
Tymczasem potrzebne są naprawdę przemyślane decyzje - stoimy przed potwornie trudnym wyzwaniem. Dużo więcej pytań niż odpowiedzi. Ale to się po prostu dzieje- ludzie napływają bo nie chcą ginąć od bomb. I wydaje mi się, że trzeba szukać sposobów jak im pomóc (pamiętając też o swoich interesach) a nie nakręcać się incydentami, które są wszędzie gdzie są ludzie. 
Nie znam rozwiązania ale na pewno potęgując swój strach (albo rozczulając się czy litując) go nie odnajdę i nikomu w ten sposób nie pomogę.
 
 fot. Czarli Bajka

A tak na marginesie to  istnieje wiele innych problemów społecznych. Ludzie, którzy piszą obraźliwe komentarze na temat uchodźców równocześnie często utyskują na sytuację bezrobotnych, repatriantów i tp. Czas, który marnuje się na pisanie obraźliwych komentarzy w internecie można doskonale spożytkować na pomoc innym, bliskim nam grupom społecznym. Jeśli komuś bliski jest los Polaków w Kazachstanie (bo ich się najczęściej przywołuje dzieląc świat na "naszych" i "nie naszych")  to nic nie stoi na przeszkodzie aby im pomagać. Zajmuje się tym chociażby Fundacja Pomocy Polakom na Wschodzie Mimo wszystko wyciąganie (biednych) przesiedlonych Polaków jest jednak sporym nadużyciem. Wiele jeździłam po krajach byłego ZSRR i pracowałam tam z Polonią. Ich sytuacja na pewno nie jest tak tragiczna jak bombardowanych Syryjczyków i Kurdów. Co nie znaczy, że nie należy im pomagać.

I jeszcze kilka faktów...
  • Pieniądze na uchodźców idą z UNI, w tym część i z naszych podatków (więcej na temat finansowania uchodźców TU). Tak samo finansowanych jest wiele innych rzeczy- np. utrzymywanie 77 000 skazanych w więzieniach. Czemu nie budzi protestów fakt, że więźniowie (często) nie pracują?
  • Jestem jak najbardziej za tym aby uchodźcy pracowali i jak najmniej byli uzależnieni od socjalu. Nowi ludzie to -przy dobrej polityce- nowa siła robocza ale i nowe miejsca pracy. Uważam też, że powinni najpierw trafiać do ośrodków dla uchodźców aby móc zachować jakiś porządek. Najważniejsza jest dobra edukacja i ustalenie zasad na jakich obie strony (przyjmująca i przybywająca) będą funkcjonować. 
  • No i jeszcze apropo tego, że sami stoimy nad przepaścią... Statystycznie każde gospodarstwo domowe marnuje rocznie 150 kg jedzenia (około 53 kg na obywatela).
 I jeszcze garsteczka pozytywnych wiadomości o uchodźcach:
Prouchodźcze koszulki (cały zysk idzie na pomoc uchodźcom)
i z Niemiec