niedziela, 31 sierpnia 2014

Kto stawia igloo w Turcji?

No jak to kto? CzujCzuj i dzieciaki. A tak dokładnie to nie igloo tylko namiot na smutne chwile. Gdy komuś jest smutno, może tam wejść i chwilę pobyć sam.

Po nocach zbieranie butelek ( "Russian people very crazy" komentowali obserwujący moje poczynania sprzedawcy)

potem malowanie

sklejanie


układanie

i gotowe!!!!


A to nie koniec.
Przed nami 
wielkie poduchy z folii bąbelkowej wypełnione styropianem, w które można do woli kopać, walić i nimi rzucać na ZŁOŚĆ
i
hamaki z nakrętek pełne RADOŚCI
ściany kalejdoskopów, które może wywołają ZDZIWIENIE
tunele z opon by pokonać STRACH
i tyle innych rozmaitych pomysłów, że aż czasem nie możemy z emocji spać :)

piątek, 22 sierpnia 2014

warsztaty w Mardin

Co robimy?
No buszujemy po śmietnikach. A ponadto:

Kwiatki:

i
latawce:

maski:

wyścigi:
,

 biżuterię:

i nowych przyjaciół:

Czasem nawet spadnie śnieg !!!

A teraz ruszyła budowa cyrku z plastikowych butelek. Będzie to miejsce na wyciszenie dla kogoś kto ma smutny dzień. Nasz pierwszy twór do placu zabaw! Kochany Grześ chodzi na miasto w poszukiwaniu budulca, ja kleję, dzieci malują i mi pomagają kleić a Roszek czuwa nad przebiegiem budowy. Trzymajcie kciuki aby starczyło nam butelek i wytrwałości.


środa, 20 sierpnia 2014

Her Yarde Sanat- zabawa nie wojna!

Jeżeli na hasło Turcja widzisz tańczących derwiszów, kebaba i ewentualne siad skrzyżny... To pewnie nie jesteś w mniejszości. Bardzo bym była jednak rada, gdyby ojczyzna Ata Turka i Orhana Pamuka zaczęła się też kojarzyć z zacnymi inicjatywami społecznymi. Bo takowych tu naprawdę nie brakuje.

Pisałam już o stambulskiej
knajpie prowadzonej przez osoby z zespołem Downa,

o
kooperatywie aktywnych zawodowo tureckich kobiet,

tutejszych
kapelach posługujących się obok tureckiego językiem migowym

czy
wspólnym gotowaniu anarchistów i imigrantów.

Nie pisałam o
Dream Academy, która aktywizuje wykluczonych ale na pewno kiedyś napiszę bo są mi bardzo bliscy.

A dziś będzie o Yardin Senat, którzy zaprosili mnie na sierpień do swojego ośrodka.

                                                         fot. Aleksandra Miciak

Stowarzyszenie założyła grupa przyjaciół pochodzących z rożnych części Turcji i Syrii, którzy spotkali się w kurdyjskim Mardin. Zauważyli, że praktycznie nie ma tu zajęć skierowanych do dzieciaków. Brakuje choćby porządnego placu zabawa a maluchy pochodzące z Syrii czy Afganistanu (miasto leży niedaleko granicy, w związku z czym jest obecnie schronieniem dla ok 90 tys. uchodźców) w ogóle nie wychodzą z domu.

 
                                                       fot. Aleksandra Miciak

Pomysłowa ekipa stworzyła więc coś pomiędzy świetlicą a domem kultury. Ponieważ w jej skład wchodziły w większości osoby zajmujące się zawodowo cyrkiem, to i taki profil przyjęło to miejsce. Można się tu uczyć się żonglerki, clownady i rozmaitych akrobacji ale cudny zespół Yardin Senat jest otwarty na wszystkie pomysły i talenty. We wrześniu organizują na przykład festiwal filmowy. W jego ramach dzieciaki będą tworzyć filmy o swoim mieście. Ja przyjechałam do nich z zamiarem stworzenia recyklingowego placu zabaw. Ale o tym kiedy indziej. Póki co jeszcze o nich.


                                                                    
                                                         fot. Aleksandra Miciak

Sam pomysł wykorzystania cyrku w pedagogice nie jest niczym nowym. W takim na przykład
Afganistanie jest olbrzymia organizacja, która wykorzystuje naukę umiejętności cyrkowych (tak samo jak podobne inicjatywy w Polsce i na świecie) by rozwijać w swoich podopiecznych pewność siebie, odwagę i kreatywność nie wspominając już o usprawnieniu motoryki i ogólnym rozwoju fizycznym.


                                                     fot. Aleksandra Miciak

Tym co sprawia, że mardińska organizacja jest niezwykła to wyjątkowe zaangażowanie jej członków. Wyobraźcie sobie, że wszyscy tworzący kadrę Her Yarde Sanat są wolontariuszami. Niektórzy na pełen etat a niektórzy na pół (bo rankami pracują w korporacjach by zarobić na ten cały cyrk). Razem wynajmują przyjemne mieszkanie w starej części miasta, bardzo blisko ośrodka, tworząc coś w rodzaju twórczej komuny. Wspólnie gotują, wspólnie muzykują i bez przerwy dyskutują o ośrodku. Być może trafiłam tu w jakimś wyjątkowym momencie, bo za dwa tygodnie rusza wspomniany festiwal ale z mojej perspektywy tak to właśnie wygląda.

                                                                     fot. Aleksandra Miciak


A wiecie co jest najfajniejsze? Że planują otworzyć hostel, z którego wpływy będą szły na Fundację. Czyli, że nie tylko ja i inni wolontariusze będą się mogli cieszyć tym miejscem tylko każdy, kto poczuje taką chęć. Lokalizacja najlepsza na świecie, jedzenie pyszne (i wegetariańskie) no i ten klimat. Poza tym wszystkie wpływy idą na ośrodek w którym tureckie, kurdyjskie, syryjskie i afgańskie dzieciaki wspólnie zakładają czerwone nosy i kręcą hula hop. Zapominają o podziałach, koszmarze wojny i problemach. Po prostu zabawa nie wojna. Świetna sprawa, co?

Tu
namiary gdybyście chcieli u nich gościć
Tu
gdybyście chcieli dołożyć swoją cegiełkę do szkoły cyrkowej, na którą właśnie zbierają na Indiegogo

A tu
jeszcze jeden sympatyczny artykuł o tej organizacji.

środa, 13 sierpnia 2014

kilka ujęć z Golyazi

Tym razem do Golyazi nie przyjechaliśmy robić warsztatów tylko trochę popisać ale tak całkiem bez maluczkich się nie dało:


... więc wspólnie zrobiliśmy wiele spacerów po Golyazi szukając kadrów i niespodzianek. Niektóre foty (moim zdaniem) powalają:


wtorek, 12 sierpnia 2014

Jeżeli ząbkować to tylko w małej-tureckiej-rybackiej osadzie...

...albo gdziekolwiek tam, gdzie wzorzec kulturowy mówi „dziecko jest wszystkim”.
To naprawdę miłe gdy cała wieś nosi Twoją latorośl na rękach. Śpiewa mu, dogadza, buja i całuje. Młode dziewczyny, babcie, czterdziestolatkowie z wąsem, staruszkowie bez wąsa, nawet nastoletni chłopcy- wszyscy zachowują się tak, jakby po raz pierwszy widzieli niemowlaka. I jakby bardzo ich ten widok zachwycił.


W wielu kulturach- u Kurdów, Turków i Syryjczyków zaobserwowałam to wielokrotnie- dziecko do drugiego, no ewentualnie trzeciego roku życia traktowane jest jak mały król. „Patrzcie, patrzcie na tą minę!”, „Jeszcze się pobawmy w koci koci łapci” (czy inne tam tampini, tampini). 
Wszystkie rzucanda na podłogę, roczniakowe sprawdzania granic i dwulatkowe kryzysy przyjmowane są z dumnym uśmiechem „to moja pociecha” (na pewno kurdyjskim rodzicom  też czasem puszczają nerwy ale mam wrażenie, że przyzwalają na więcej).
Kiedyś byłam w Kurdystanie w domu znajomych. Jakoś tak wyszło, że w pokoju byli sami mężczyźni, plus ja i moja przyjaciółka. Nagle ktoś wniósł niemowlę. Rozmowa zupełnie się urwała. Wszyscy zaczęli podrzucać bobasa, gugać nad nim, cmokać i szczypać w policzki (tak na marginesie- czy te ich dzieci naprawdę to lubią?). "Nigdy nie widziałam by mężczyźni tak czule odnosili się do dziecka"- zagaiłam do gospodarza. "A ja nigdy nie widziałem tak obojętnych na dziecko kobiet"- zgasił mnie.


Wcześniej bywałam zirytowana tym bobasocentryzmem. Odkąd pojawił się Roch, ta ogólno powszechna troska jest cudowna. Nie sądzę by przekładało się to na warunki socjalne ale świadomość, że wszyscy uważają Twoją pociechę za wspólne dobro (bo przyszłość!) jest tak uspokajająca i budująca. Cudowne jest też wspólne wychowywanie.


Nie wiem jakie są wasze doświadczenia ale większość moich polskich koleżanek, po porodzie siedzi (a raczej nie siedzi tylko się uwija!) z dzieckiem sama w domu. I cierpi na poczucie wyautowania. Moja sytuacja jest trochę inna bo od początku wszędzie zabierałam Roszka i pracowałam razem z nim. Wcale to jednak nie znaczy, że mój sposób jest lepszy czy łatwiejszy - nie każde dziecię by to tak dobrze zniosło i nie każdy ma pracę, która na to pozwala. Myślę, że w kulturach gdzie dziecko wychowuje się we wspólnocie innych kobiet, pod wieloma względami jest łatwiej. Bo więcej oczu pilnuje.
No dobra a co po pierwszych trzech latach rozpeszczanda? Gdy dziecko zaczyna rosnąć to nagle traci koronę. I pomaga  we wszystkim rodzicom. 

Dlatego niczym dziwnym nie są takie obrazki: z zaprzyjaźnioną syryjską rodziną piję herbatę, patrzę a jedna z dziewczynek spokojnie obcina wujkowi paznokcie u stóp. 
W Golyazi przysiadłam porozmawiać z kobietami przy tkaniu sieci rybackich- natychmiast zjawiła się na oko 12 letna dziewczynka, która z beznamiętną miną przejęła Roszka. I poszła go bawić przez następną godzinę. Gdy próbowałam protestować, że może mała powinna sobie sama pobiegać,  podniósł się krzyk: „Esra musi się wprawiać!”.


Zjawisko świętej krowy, jaką w naszej kulturze jest nastolatek tu po prostu nie istnieje. „Albo na siebie zarabiasz albo wspierasz rodziców. I tyle.”- powiedział mi kiedyś pewien szesnastoletni Kurd, gdy zapytałam czy lubi sprzedawać z  ojcem na bazarze. Wiem, że nastoletnie burze są potrzebne ale perspektywa, że mój słodki Roś nie będzie pisał na drzwiach od pokoju "Fuck system" tylko mi pomagał, jest bardzo kusząca...
Ale i tu bywa trudniej (z mojej perspektywy). Na przykład kiedy:
Masz inne pomysły na to co jest dobre dla Twojego dziecka. Raz Roszek dostał lekkiej gorączki a cała wieś zaczęła się prześcigać w przypuszczeniach co mu jest i sposobach na zbicie temperatury. Ktoś mu zdjął koszulkę, ktoś inny uparł się by ją założyć. „A może pobujać?”, „A może tampini tampini?”. Nas próbowali usadzić za stołem i podtykali raki pod nos. Generalnie to nie mam nic przeciwko rakom, ale w tamtej chwili chciałam się przede wszystkim zająć naszym synkiem. No i doszło do niezłej scysji z gospodarzami.
Albo
Na przykład nie możesz mieć dzieci. Jeśli pragnie się dziecka i nie można go mieć z powodów zdrowotnych to bez względu na kulturę jest to bardzo trudne ale tutaj... Ma się po prostu przechlapane.  Pewna bliska mi Turczynka z małej wioski, ma taką sytuację. Gdy patrzę z jaką wyższością traktuje ją teściowa to robi mi się bardzo smutno.
Albo
Ma się inny pomysł na życie niż posiadanie rodziny.  Jeśli jesteś przyjazdem zawsze możesz skłamać, że czekają na Ciebie w domu trojaczki. A tutaj? W małej społeczności będzie to traktowane jako wariactwo, co gorsza szkodliwe społecznie. Zresztą i w Polsce wiele osób bezdzietnych uważa za egoistów.

sobota, 9 sierpnia 2014

nARESZcIE!!!

Już są!!!! 
 
 fot. Bartłomiej Jędrzejewski

Gotowe, nie idealne (bo pisane i redagowane po nocach- kiedy Roszek pierdzioszek spał) ale prosto z serca: książka kucharska Romów i bajki od dzieciaków z Sorok. Kto wsparł projekt w Mołdawii niech sprawdzi skrzynkę mailową

czwartek, 7 sierpnia 2014

tureckie wesele

Co najlepiej robić po 24 godzinnej podróży? Pewnie położyć się spać. Tak jak Roszek, który kiedy tylko zmieniamy tryb na "w podróży" dosłownie chichocze przez sen:



Tymczasem my zostaliśmy zaproszeni a raczej na siłę wciągnięci, na tureckie wesele. Uwielbiam wesela i gdzie mogę tam na nie zmierzam. 
I w:
Kurdystanie

na Huculszczyźnie

w separatystycznym Naddniestrzu.

Tym razem poza faktem, że muzyka cudna
 

to nie wiele, ze wszystkiego co tu się działo zrozumieliśmy. Może przez zmęczenie. W pewnym momencie pan młody przebrał się w kobiecy strój i zaczął rozbierać wybranych gości (oczywiście tylko mężczyzn!), po czym swoje łupy z namaszczeniem prał. 


A potem mydliny wylewał na głowy golasów (przy ich aprobacie bo było bardzo gorąco).
Takie tam weselne żarty żarciki. 

Co na to panna młoda? 
Nie wiemy, bo przez całą imprezę biedaczka siedziała w aucie i tylko uśmiechnęła się do nas  serdecznie gdy do niego zajrzeliśmy by dać prezenty.


A kto nas wprosił? A gdzie jesteśmy? I co robimy (poza wpraszaniem się na rodzinne imprezy)?
Och, napiszę wkrótce bo póki co tyle się dzieje, że każdej chwili na bycie online szkoda!
:)

piątek, 1 sierpnia 2014

Jedzmy jabłka!

Jabłka często gościły na romskim stole, np. pod postacią zup. Wkrótce do skrzynek wszystkich zacnych osób, które wsparły nasz projekt w Mołdawii, trafi książka kucharska z romskimi przepisami (już prawie gotowa, już ostatnie poprawki)... A dziś przedsmak- pyszny sposób na wykorzystanie jabłek. A co!

Herbata po cygańsku
Do szklanki wkładamy plasterki jabłka i zalewamy mocno zaparzoną herbatą. Można też użyć śliwek lub owoców leśnych (ale my używamy jabłek!)

Łemkowie też wiedzieli co dobre