...albo gdziekolwiek tam, gdzie wzorzec kulturowy mówi „dziecko jest wszystkim”.
To naprawdę miłe gdy cała wieś nosi Twoją latorośl na rękach. Śpiewa mu, dogadza, buja i całuje. Młode dziewczyny, babcie, czterdziestolatkowie z wąsem, staruszkowie bez wąsa, nawet nastoletni chłopcy- wszyscy zachowują się tak, jakby po raz pierwszy widzieli niemowlaka. I jakby bardzo ich ten widok zachwycił.
W wielu kulturach- u Kurdów, Turków i Syryjczyków zaobserwowałam to wielokrotnie- dziecko do drugiego, no ewentualnie trzeciego roku życia traktowane jest jak mały król. „Patrzcie, patrzcie na tą minę!”, „Jeszcze się pobawmy w koci koci łapci” (czy inne tam tampini, tampini).
Wszystkie rzucanda na podłogę, roczniakowe sprawdzania granic i dwulatkowe kryzysy przyjmowane są z dumnym uśmiechem „to moja pociecha” (na pewno kurdyjskim rodzicom też czasem puszczają nerwy ale mam wrażenie, że przyzwalają na więcej).
Kiedyś byłam w Kurdystanie w domu znajomych. Jakoś tak wyszło, że w pokoju byli sami mężczyźni, plus ja i moja przyjaciółka. Nagle ktoś wniósł niemowlę. Rozmowa zupełnie się urwała. Wszyscy zaczęli podrzucać bobasa, gugać nad nim, cmokać i szczypać w policzki (tak na marginesie- czy te ich dzieci naprawdę to lubią?). "Nigdy nie widziałam by mężczyźni tak czule odnosili się do dziecka"- zagaiłam do gospodarza. "A ja nigdy nie widziałem tak obojętnych na dziecko kobiet"- zgasił mnie.
Wcześniej bywałam zirytowana tym bobasocentryzmem. Odkąd pojawił się Roch, ta ogólno powszechna troska jest cudowna. Nie sądzę by przekładało się to na warunki socjalne ale świadomość, że wszyscy uważają Twoją pociechę za wspólne dobro (bo przyszłość!) jest tak uspokajająca i budująca. Cudowne jest też wspólne wychowywanie.
Nie wiem jakie są wasze doświadczenia ale większość moich polskich koleżanek, po porodzie siedzi (a raczej nie siedzi tylko się uwija!) z dzieckiem sama w domu. I cierpi na poczucie wyautowania. Moja sytuacja jest trochę inna bo od początku wszędzie zabierałam Roszka i pracowałam razem z nim. Wcale to jednak nie znaczy, że mój sposób jest lepszy czy łatwiejszy - nie każde dziecię by to tak dobrze zniosło i nie każdy ma pracę, która na to pozwala. Myślę, że w kulturach gdzie dziecko wychowuje się we wspólnocie innych kobiet, pod wieloma względami jest łatwiej. Bo więcej oczu pilnuje.
No dobra a co po pierwszych trzech latach rozpeszczanda? Gdy dziecko zaczyna rosnąć to nagle traci koronę. I pomaga we wszystkim rodzicom.
Dlatego niczym dziwnym nie są takie obrazki: z zaprzyjaźnioną syryjską rodziną piję herbatę, patrzę a jedna z dziewczynek spokojnie obcina wujkowi paznokcie u stóp.
W Golyazi przysiadłam porozmawiać z kobietami przy tkaniu sieci rybackich- natychmiast zjawiła się na oko 12 letna dziewczynka, która z beznamiętną miną przejęła Roszka. I poszła go bawić przez następną godzinę. Gdy próbowałam protestować, że może mała powinna sobie sama pobiegać, podniósł się krzyk: „Esra musi się wprawiać!”.
Zjawisko świętej krowy, jaką w naszej kulturze jest nastolatek tu po prostu nie istnieje. „Albo na siebie zarabiasz albo wspierasz rodziców. I tyle.”- powiedział mi kiedyś pewien szesnastoletni Kurd, gdy zapytałam czy lubi sprzedawać z ojcem na bazarze. Wiem, że nastoletnie burze są potrzebne ale perspektywa, że mój słodki Roś nie będzie pisał na drzwiach od pokoju "Fuck system" tylko mi pomagał, jest bardzo kusząca...
Ale i tu bywa trudniej (z mojej perspektywy). Na przykład kiedy:
Masz inne pomysły na to co jest dobre dla Twojego dziecka. Raz Roszek dostał lekkiej gorączki a cała wieś zaczęła się prześcigać w przypuszczeniach co mu jest i sposobach na zbicie temperatury. Ktoś mu zdjął koszulkę, ktoś inny uparł się by ją założyć. „A może pobujać?”, „A może tampini tampini?”. Nas próbowali usadzić za stołem i podtykali raki pod nos. Generalnie to nie mam nic przeciwko rakom, ale w tamtej chwili chciałam się przede wszystkim zająć naszym synkiem. No i doszło do niezłej scysji z gospodarzami.
Albo
Na przykład nie możesz mieć dzieci. Jeśli pragnie się dziecka i nie można go mieć z powodów zdrowotnych to bez względu na kulturę jest to bardzo trudne ale tutaj... Ma się po prostu przechlapane. Pewna bliska mi Turczynka z małej wioski, ma taką sytuację. Gdy patrzę z jaką wyższością traktuje ją teściowa to robi mi się bardzo smutno.
Albo
Ma się inny pomysł na życie niż posiadanie rodziny. Jeśli jesteś przyjazdem zawsze możesz skłamać, że czekają na Ciebie w domu trojaczki. A tutaj? W małej społeczności będzie to traktowane jako wariactwo, co gorsza szkodliwe społecznie. Zresztą i w Polsce wiele osób bezdzietnych uważa za egoistów.