piątek, 25 listopada 2016

Zmiany, zmiany i Kanary

CzujCzuj nam się rozrasta. A dokładniej do mojej rodziny (trzymajcie kciuki by bezproblemowo!) przybędzie nowy członek. Tańczę z radości a wraz ze mną bliscy i przyjaciele, choć zdarzają się i nieco inne, bardzo ciekawe historię. Ta dała mi sporo rozkmin i chyba trochę mówi o świecie, więc ją tu przytoczę (ze zgodą bohatera - uściski Jasiu!)

Jadąc tramwajem spotkałam Jasia. Poznaliśmy się sto lat temu na kursie z pedagogiki cyrku i wiem, że on ciągle w tym temacie działa. Jaś jest ratownikiem medycznym. Ma złote serce i gigantyczne oczy ale hasła, które z lubością rzuca, zawsze mnie powstrzymywały cobym nie zatapiała się w tych oczach nazbyt długo. Np.
"Ludzie, którzy decydują się na dzieci to egoiści - jest takie przeludnienie, że najlepsze co można zrobić to nie zakładać rodziny. Jedyna ewentualna opcja to adopcja."
Nie uważam też tej tezy za specjalnie głupią ale jest strasznie radykalna co zawsze budzi niepokój. Cóż odpowiedzieć. Nie jestem najlepsza w ripostach (szczerze mówiąc najlepsze odpowiedzi przychodzą mi około pół roku po odbytej rozmowie). Na szczęście jakiś czas temu kumpel przypadkiem podpowiedział, że "nigdy nie wiesz czy to właśnie twoje dziecko nie zmieni na lepsze losów świata"
Bardzo uradowana czekałam więc, aż rozmowa zejdzie na drażliwy temat przyrostu naturalnego. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej.
- Oleczka!  Ale się cieszę, że cię widzę! Wracacie z CzujCzujem do Jordanii? Słyszałem, że was ktoś zaprosił z Ugandy ale moim zdaniem powinniście wrócić do Jordanii i zabrać tam mnie. Mam fajny pomysł cyrkowy. No i chcę uczyć pierwszej pomocy.
- Nie... Bardzo bym chciała zobaczyć co u naszych dziatek z Rusajfy ale tak się składa, że jestem  ciąży. Więc mamy plan jechać do hipisowskiej osady na Wyspach Kanaryjskich. Chcemy się po prostu trochę pobyczyć. Ale co do uchodźców i cyrku to jest świetna grupa w Kurdystanie...
-  Jak to nie wracasz do Jordanii???
- No wiesz, zrobimy sobie taki czas, żeby się tylko cieszyć się z bycia rodziną, oswoić Rocha z Fasolką. Będziemy pracować na farmie i odpoczywać, ładować baterie. Wiem, że to niezły luksus, że możemy sobie na to pozwolić ale czemu nie?
- Ale w ciąży z Rochem pojechałaś do ośrodka dla uchodźców w Iraku... I jakoś mu to nie zaszkodziło.
- Ale teraz się zmieniłam. - Mój głos coraz bardziej przypominał sopran myszki Miki.
- No spoko. Jak już musi być jakieś kolejny człowiek to niech, że ma ciebie za mamę. Ale moim zdaniem to egoistyczne. Zawsze są jakieś ciąże, jakieś kredyty i tak dalej. I ludzie ciesząc się swoim szczęściem zapominają, o tych, którzy nie mieli przywileju urodzić się w Europie czy Stanach.


Mhm. I pewnie kiedyś bym się pokornie skłoniła i stwierdziła "święte słowa". A teraz ze zdziwieniem pomyślałam "ale bzdury" (sorry Jasiu, wiesz, że Cię lubię!). 
Na prawdę nie wierzę, że świat  można zmienić na lepsze jadąc po bandzie, zatracając siebie i poświęcając bliskich. Myślę, że najwięcej zmienimy pomalutku, po kawałeczku. Małymi decyzjami. Prostymi działaniami. 
I nie sądzę aby Wielkie Sprawy to tylko to co spektakularne i daleko. 
No i jeszcze (ostatnio strasznie tu się wymądrzam, to chyba hormony, wybaczcie) myślę, że mamy prawo być szczęśliwi i dbać o swoje szczęście. Jeśli tacy będziemy to wysokie prawdopodobieństwo, że i ludzie w naszym otoczeniu będą spokojni i radośni. I, że wtedy będziemy mieć pomysły i siłę by robić owe "pomalutku, po kawałeczku".
Istnieje też opcja, że są różne sposoby na zmianę - rewolucyjne i takie od Ciotek Dobra Rada (jak ja). I oba są dobre.

Ps. Pierwszą fotę zrobiła Pat Mic a drugą bodaj Kasia Komorek. Na obu jestem ja i Roch a na drugiej jeszcze wspaniałe dzieciaki z Duhok.

1 komentarz: