Kilka zapisków apropo pomocy. Z szukania i (głównie) błądzenia. Chyba się strasznie mądrzę ale większość to wnioski po popełnionych błędach.
Och, jak słodko, słodziutko - te dzieciaczyny mnie uwielbiają
1. Stanik i godność
Moja przyjaciółka w latach 80- tych była uchodźczynią z Polski w Niemczech. Różne rzeczy były w tej sytuacji trudne ale, że była wówczas nastolatką, najtrudniejsza była kwestia ciuchów. Chodziła do zwykłej szkoły, dzieciaki lansowały się zgodnie z ówczesną modą. A M. ciągle w szarych, powyciąganych rzeczach z darów. Jest bardzo inteligentna, więc szybko nauczyła się języka. Fantastycznie opowiada, więc i z tej trudnej sytuacji mogła by zrobić niezłe schow ale... Na dzień dobry przylegała do niej łatka gorszej. Od pierwszego wejrzenia ludzie wiedzieli, że coś jest z nią nie tak.
Wiele lat później M. się usamodzielniła, została tłumaczką. Wybuchła wojna na Bałkanach i zaczęto organizować rozmaite akcje pomocowe. Jedna wywołała wyjątkowo duże kontrowersje - zbierano bieliznę i kosmetyki dla uchodźczyń. Krytykowano, że to nie są rzeczy pierwszej potrzeby, że potrzebujący powinni się cieszyć z koców i mleka w proszku a nie myśleć o zbytkach. "Natychmiast kupiłam karminową szminkę i wyjątkowo piękny stanik. Przecież jakiejś Vesnie może się podobać jakiś Luka z namiotu obok."
2. Myśl, dopytuj, działaj z rozwagą (Uwaga! strasznie się wymądrzam, więc spokojnie można ominąć)
Kiedyś złożyliśmy odpowiednik Historii Kuchennych z dużą organizacją romską. Chcieliśmy by Romki i Romowie uczyli w szkołach gotowania swoich potraw i przy okazji opowiadali o kulturze. Projekt przeszedł, dostaliśmy kasę... Ale organizacja się wycofała. Chyba przestraszyli się, że jako gadzie ich wykiwamy. Więc cały projekt przepadł.
Czy byłam zła? Oj, na początku strasznie. Ale potem zdałam sobie sprawę, że za mało wysiłku włożyłam by poznać ludzi z tej fundacji. Po prostu założyłam, że projekt jest super i nawiązałam z kimś od nich kontakt. A Romowie mają prawo się obawiać, że ktoś znów chce zbijać na nich kasę.
Myślę, że generalnie "wykluczeni" mają prawo się tego obawiać. A co za tym idzie nie przyjmować pomocy czy działań, które im jakoś nie pasują.
Trochę z innej beczki ale jest mnóstwo mód na obiekt pomagania, przelotnych fascynacji. Teraz mówi się o uchodźcach. Dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają fundacje czy projekty, które działają dla nich ale bez znajomości problemu. Nie twierdzę, że świeża krew jest nie potrzebna ale zaufajmy tym, którzy robią kawał dobrej roboty od lat. Np. w przypadku uchodźców takie zaufanie mam do fundacji Ocalenie czy Strefy Wolnosłowej.
Kwestia "mód" ma jeszcze jedną stronę. Teraz wszyscy pomagają uchodźcom (lub po prostu biadolą o nich na fejsie). Mnóstwo się mówi o Syrii. Tam się dzieje niewyobrażalnie straszne rzeczy, więc słusznie ale... Na ile nasze poruszenie Syrią jest spowodowane wybiórczością mediów? Tym, że o Syrii mówi się więcej niż o obozach śmierci w Korei Północnej, reżimie w Gwinei Równikowej czy dramatach Erytrei? Byłam świadkiem sytuacji, kiedy śmiano się, że osoba z Erytrei domaga się statusu uchodźcy. "Przecież uchodźcy są z Syrii, Ukrainy, Kurdystanu".
Nie chodzi o to aby pomagać całemu światu bo się zwyczajnie nie da. Tu powódź, tam wojna a sąsiadka ma niepełnosprawne dziecko. Chyba najlepiej gdy pomaganie to kwestia "zasady podania ręki" - pomagamy tym, którzy są nam jakoś bliscy (kraj, który odwiedziliśmy, dzieciaki z domu dziecka w naszej dzielnicy i tp.) i o ile to możliwe stopniowo poszerzajmy działania. Nie kierujmy się tylko tym co mówią media.
3. Wymiana
4. Smok
Przyjeżdżamy rano stawiamy smoka w Łąkowej Czytelni w Sorokach. Wybywamy na obiad. Wracamy - smoka nie ma. Okazało się, że Babaj go zabrał, bo "tam ukradną".
I ok. Czasem trzeba po sto razy wkopać tego smoka. A przede wszystkim sprawdzić czy więcej z niego pożytku czy kłopotu.
Nasza praca w Sorokach często przypomina walkę ze smokiem ziejącym ogniem. Nie ze strony dzieciaków - one są niezmiennie super. Ze strony dorosłych. Głównie Mołdawian. Ciągle gadają jaki to bezsens pracować "z cygańską hołotą". I czasem ze strony Romów, kiedy się wściekają, że stawiamy "biblioteczkę" a nie przywieziemy ciuchów..
Smoka można ujarzmić. Przede wszystkim ograniczyć oczekiwania. Nie wszyscy muszą kochać naszych przyjaciół i rozumieć sens naszej pracy. Warto też wytatuować sobie na czole, na rękach, gdzie popadnie "ciut ciut", "powolutku".
5. Tobias
W ośrodku dla dzieci z ulicy w Gruzji poznałam Tobiasa. Przyjechał do Tybilisi na wolontariat europejski. Jego zadaniem było prowadzenie zajęć kulinarnych. Miał 18 lat, pochodzi z Niemiec, a jego jedyne doświadczenie z młodzieżą to były protestanckie obozy letnie, na których był wychowawcą. A w ośrodku dzieci, które przez kilka lat żyły w kartonowym pudle. Większość doświadczyła potwornej (nierzadko seksualnej) przemocy. Tobias ciągle stoi mi przed oczami, bo kiedy go poznałam cierpiał na silną depresję. Szczerze nienawidził Gruzji, dzieciaków, i nie wierzył w możliwość zmiany. Po prostu wrzucono go (za europejską kasę) na bardzo głęboką wodę. Za głęboką. Jest mnóstwo fantastycznych EVSów ale istnieje też wiele zupełnie nieprzemyślanych i szkodliwych. Dla wszystkich stron.
6. Koliber
W pewnym lesie wybuchł pożar. Zwierzęta zaczęły panikować i tylko mały koliber podfruwał do źródła i przenosił w dzióbku po kropelce wody na ogień.
- Aleś ty głupi, tak nic nie zmienisz.
- Oczywiście, że sam nie zmienię, ale gdyby tak każdy przelał kilka kropel, to szybko uporalibyśmy się z tym pożarem.
7. Główne problemy projektów pomocowych
1. Efektowność nie efektywność
2. Pomaganie według własnych wyobrażeń a nie faktycznych potrzeb
3. Kreowanie się przez pomoc (więcej jest pomagającego niż samego działania)
4. Zrywy, krótkie terminy, brak ciągłości
5. Nieznajomość adresatów pomocy, traktowanie ich przedmiotowo
6. Rywalizacja z innymi projektami zamiast współpracy
7. Spalanie się w pracy, nie myślenie o swoich potrzebach
+
8.Fotografowanie się z biednymi dzieciaczkami, z chudymi Murzynkami, z chorymi jak składają ręce z wdzięczności i td. Czyli robienie z nich maskotek. Czasem trzeba zrobić zdjęcia do dokumentacji. Ale i umiar trzeba znać.
Och, jak słodko, słodziutko - te dzieciaczyny mnie uwielbiają
1. Stanik i godność
Moja przyjaciółka w latach 80- tych była uchodźczynią z Polski w Niemczech. Różne rzeczy były w tej sytuacji trudne ale, że była wówczas nastolatką, najtrudniejsza była kwestia ciuchów. Chodziła do zwykłej szkoły, dzieciaki lansowały się zgodnie z ówczesną modą. A M. ciągle w szarych, powyciąganych rzeczach z darów. Jest bardzo inteligentna, więc szybko nauczyła się języka. Fantastycznie opowiada, więc i z tej trudnej sytuacji mogła by zrobić niezłe schow ale... Na dzień dobry przylegała do niej łatka gorszej. Od pierwszego wejrzenia ludzie wiedzieli, że coś jest z nią nie tak.
Wiele lat później M. się usamodzielniła, została tłumaczką. Wybuchła wojna na Bałkanach i zaczęto organizować rozmaite akcje pomocowe. Jedna wywołała wyjątkowo duże kontrowersje - zbierano bieliznę i kosmetyki dla uchodźczyń. Krytykowano, że to nie są rzeczy pierwszej potrzeby, że potrzebujący powinni się cieszyć z koców i mleka w proszku a nie myśleć o zbytkach. "Natychmiast kupiłam karminową szminkę i wyjątkowo piękny stanik. Przecież jakiejś Vesnie może się podobać jakiś Luka z namiotu obok."
2. Myśl, dopytuj, działaj z rozwagą (Uwaga! strasznie się wymądrzam, więc spokojnie można ominąć)
Kiedyś złożyliśmy odpowiednik Historii Kuchennych z dużą organizacją romską. Chcieliśmy by Romki i Romowie uczyli w szkołach gotowania swoich potraw i przy okazji opowiadali o kulturze. Projekt przeszedł, dostaliśmy kasę... Ale organizacja się wycofała. Chyba przestraszyli się, że jako gadzie ich wykiwamy. Więc cały projekt przepadł.
Czy byłam zła? Oj, na początku strasznie. Ale potem zdałam sobie sprawę, że za mało wysiłku włożyłam by poznać ludzi z tej fundacji. Po prostu założyłam, że projekt jest super i nawiązałam z kimś od nich kontakt. A Romowie mają prawo się obawiać, że ktoś znów chce zbijać na nich kasę.
Myślę, że generalnie "wykluczeni" mają prawo się tego obawiać. A co za tym idzie nie przyjmować pomocy czy działań, które im jakoś nie pasują.
Trochę z innej beczki ale jest mnóstwo mód na obiekt pomagania, przelotnych fascynacji. Teraz mówi się o uchodźcach. Dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają fundacje czy projekty, które działają dla nich ale bez znajomości problemu. Nie twierdzę, że świeża krew jest nie potrzebna ale zaufajmy tym, którzy robią kawał dobrej roboty od lat. Np. w przypadku uchodźców takie zaufanie mam do fundacji Ocalenie czy Strefy Wolnosłowej.
Kwestia "mód" ma jeszcze jedną stronę. Teraz wszyscy pomagają uchodźcom (lub po prostu biadolą o nich na fejsie). Mnóstwo się mówi o Syrii. Tam się dzieje niewyobrażalnie straszne rzeczy, więc słusznie ale... Na ile nasze poruszenie Syrią jest spowodowane wybiórczością mediów? Tym, że o Syrii mówi się więcej niż o obozach śmierci w Korei Północnej, reżimie w Gwinei Równikowej czy dramatach Erytrei? Byłam świadkiem sytuacji, kiedy śmiano się, że osoba z Erytrei domaga się statusu uchodźcy. "Przecież uchodźcy są z Syrii, Ukrainy, Kurdystanu".
Nie chodzi o to aby pomagać całemu światu bo się zwyczajnie nie da. Tu powódź, tam wojna a sąsiadka ma niepełnosprawne dziecko. Chyba najlepiej gdy pomaganie to kwestia "zasady podania ręki" - pomagamy tym, którzy są nam jakoś bliscy (kraj, który odwiedziliśmy, dzieciaki z domu dziecka w naszej dzielnicy i tp.) i o ile to możliwe stopniowo poszerzajmy działania. Nie kierujmy się tylko tym co mówią media.
3. Wymiana
Kiedyś takie opowiadanie przeczytałam, bodaj u Musierowicz. Nigdzie nie mogłam potem znaleźć tego fragmentu ale bardzo zapadło mi w głowie.
"Pewien mężczyzna wszedł do wielkiego domu. Zaczął się przechadzać korytarzami i zobaczył wiele drzwi. Uchylił pierwsze i zajrzał do środku. Ujrzał gigantyczny gar z zupą, która pachniała wyjątkowo smakowicie i zachęcająco bulgotała. Dookoła naczynia siedziało wielu ludzi. Mimo, że byli blisko smakowitości wydawali się bardzo smutni. Ciężko było również nie dostrzec, że byli wychudzeni, niektórzy dosłownie słaniali się z głodu. Człowiek szybko dostrzegł przyczynę - wszyscy trzymali w dłoni łyżkę, która miała bardzo długą rączkę przytwierdzoną do ich dłoni. Każdy mógł sięgnąć łyżką do naczynia, ale nie mógł nasycić się jedzeniem, gdyż rączka łyżki była dłuższa, niż ręka. Umierali więc z głodu, mimo, że jedzenie było tak blisko.
"Pewien mężczyzna wszedł do wielkiego domu. Zaczął się przechadzać korytarzami i zobaczył wiele drzwi. Uchylił pierwsze i zajrzał do środku. Ujrzał gigantyczny gar z zupą, która pachniała wyjątkowo smakowicie i zachęcająco bulgotała. Dookoła naczynia siedziało wielu ludzi. Mimo, że byli blisko smakowitości wydawali się bardzo smutni. Ciężko było również nie dostrzec, że byli wychudzeni, niektórzy dosłownie słaniali się z głodu. Człowiek szybko dostrzegł przyczynę - wszyscy trzymali w dłoni łyżkę, która miała bardzo długą rączkę przytwierdzoną do ich dłoni. Każdy mógł sięgnąć łyżką do naczynia, ale nie mógł nasycić się jedzeniem, gdyż rączka łyżki była dłuższa, niż ręka. Umierali więc z głodu, mimo, że jedzenie było tak blisko.
Człowieka przeszły ciarki na widok tego cierpienia i nieszczęścia. To było piekło.
Oddalił się więc przerażony i postanowił nigdy nie wracać do dziwnego domu. Jego uwagę przykuły jednak kolejne drzwi i dochodzące zza nich mlaskanie.
Oddalił się więc przerażony i postanowił nigdy nie wracać do dziwnego domu. Jego uwagę przykuły jednak kolejne drzwi i dochodzące zza nich mlaskanie.
Pokój wyglądał dokładnie tak samo, identyczne naczynie pełne wyśmienitej zupy. Nawet łyżki ludzie mieli równie długie. Wszyscy jednak byli weseli, najedzeni, prowadzili ożywioną dyskusję. Pokój promieniał radością i
dobrobytem. Ci szczęśliwi ludzie karmili siebie nawzajem. To było niebo."
4. Smok
Przyjeżdżamy rano stawiamy smoka w Łąkowej Czytelni w Sorokach. Wybywamy na obiad. Wracamy - smoka nie ma. Okazało się, że Babaj go zabrał, bo "tam ukradną".
I ok. Czasem trzeba po sto razy wkopać tego smoka. A przede wszystkim sprawdzić czy więcej z niego pożytku czy kłopotu.
Nasza praca w Sorokach często przypomina walkę ze smokiem ziejącym ogniem. Nie ze strony dzieciaków - one są niezmiennie super. Ze strony dorosłych. Głównie Mołdawian. Ciągle gadają jaki to bezsens pracować "z cygańską hołotą". I czasem ze strony Romów, kiedy się wściekają, że stawiamy "biblioteczkę" a nie przywieziemy ciuchów..
Smoka można ujarzmić. Przede wszystkim ograniczyć oczekiwania. Nie wszyscy muszą kochać naszych przyjaciół i rozumieć sens naszej pracy. Warto też wytatuować sobie na czole, na rękach, gdzie popadnie "ciut ciut", "powolutku".
5. Tobias
W ośrodku dla dzieci z ulicy w Gruzji poznałam Tobiasa. Przyjechał do Tybilisi na wolontariat europejski. Jego zadaniem było prowadzenie zajęć kulinarnych. Miał 18 lat, pochodzi z Niemiec, a jego jedyne doświadczenie z młodzieżą to były protestanckie obozy letnie, na których był wychowawcą. A w ośrodku dzieci, które przez kilka lat żyły w kartonowym pudle. Większość doświadczyła potwornej (nierzadko seksualnej) przemocy. Tobias ciągle stoi mi przed oczami, bo kiedy go poznałam cierpiał na silną depresję. Szczerze nienawidził Gruzji, dzieciaków, i nie wierzył w możliwość zmiany. Po prostu wrzucono go (za europejską kasę) na bardzo głęboką wodę. Za głęboką. Jest mnóstwo fantastycznych EVSów ale istnieje też wiele zupełnie nieprzemyślanych i szkodliwych. Dla wszystkich stron.
6. Koliber
W pewnym lesie wybuchł pożar. Zwierzęta zaczęły panikować i tylko mały koliber podfruwał do źródła i przenosił w dzióbku po kropelce wody na ogień.
- Aleś ty głupi, tak nic nie zmienisz.
- Oczywiście, że sam nie zmienię, ale gdyby tak każdy przelał kilka kropel, to szybko uporalibyśmy się z tym pożarem.
7. Główne problemy projektów pomocowych
1. Efektowność nie efektywność
2. Pomaganie według własnych wyobrażeń a nie faktycznych potrzeb
3. Kreowanie się przez pomoc (więcej jest pomagającego niż samego działania)
4. Zrywy, krótkie terminy, brak ciągłości
5. Nieznajomość adresatów pomocy, traktowanie ich przedmiotowo
6. Rywalizacja z innymi projektami zamiast współpracy
7. Spalanie się w pracy, nie myślenie o swoich potrzebach
+
8.Fotografowanie się z biednymi dzieciaczkami, z chudymi Murzynkami, z chorymi jak składają ręce z wdzięczności i td. Czyli robienie z nich maskotek. Czasem trzeba zrobić zdjęcia do dokumentacji. Ale i umiar trzeba znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz