Zamek, o którym tu mowa prezentował
się niezwykle i w każdym przechodniu wzbudzał podziw i zdumienie. Mieszkała w
nim rodzina królewska, w której skład wchodzili: nieznoszący warzyw Król
Baleronek, uwielbiająca owoce ananasa Królowa Tropikana i ich córka Jarzynka,
zajadająca się marchewką z groszkiem.
Wydawać by się
mogło, że zakątek ten jest ostoją ciepła i spokoju i każdy chciałby spędzić w
nim życie. Niestety dla zamieszkującej królewską kuchnię wieprzowej galarety,
od wielu tygodni było to miejsce cierpienia i udręki.
Ukochany przez
małą Królewnę groszek, zmówił się z marchewką i razem bezdusznie pastwili się
nad wspomnianą wcześniej Galaretą.
- A ty czego się znowu boisz wieprzowino? -
dopytywał złośliwie groszek.
- Niczego się nie boję. - tłumaczyła zrozpaczona
mieszkanka królewskiej kuchni.
- To czego się tak trzęsiesz? - drwił Strączek.
- Mówiłam już setki razy, że taką mam naturę. Po
prostu trzęsę się i już.
- Dobra, dobra. Nie ściemniaj lepiej. I tak wiem,
że jesteś najbardziej tchórzliwą istota na ziemi.
- Powtarzam ostatni raz. NICZEGO SIĘ NIE BOJĘ!!! -
oponowała Galareta.
- To udowodnij nam to, a wtedy damy ci spokój. -
podpuszczał groszek.
- Z miła chęcią. Ale jak? - pytała oskarżana o
tchórzostwo wieprzowa bywalczyni stołów.
- No..., na przykład, daj się pokroić. -
zaproponował groszek.
- O tak, tak. Pod nóż z nią, pod nóż!!! -
zawtórowała zaciekawiona marchewka i z wrażenia urwała sobie zielony,
postrzępiony włos.
- Ałłłłłłłłłłłłłłaaaa – zawyła z bólu.
- Cicho Zielenino- zganił ją Groch. Decyzja należy
do Galaretki. Sama musi wiedzieć, czy chce udowodnić nam swoją odwagę. Nie
naciskajmy na nią- wyjaśniał dobrodusznie Strączek.
Wieprzowa
galaretka po chwili zastanowienia powiedziała:
- zrobię to, jeśli złożycie obietnicę, że dacie mi
później święty spokój i już nigdy nie nazwiecie mnie tchórzem.
- Jasna sprawa – zadeklarował groszek z Marchewką.
Galarecie nie
pozostało więc nic innego, jak tylko położyć się pod nóż.
Nagle wszyscy
mieszkańcy kuchni swe spojrzenia przykuli do ostrego noża, który zbliżał się w
kierunku roztrzęsionej do granic możliwości ofiary podejrzeń o tchórzostwo.
W kuchni rozległo się głośne
wołanie: Galareta, Galareta, uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!
Trzęsąca się
istotka, położyła ciało na drewnianej desce i ledwo zdążyła rozprostować plecy,
gdy stanął nad nią błyszczący, naostrzony oprawca.
- Gdzie mam ciąć?- zapytał, jakby od niechcenia.
- Wszystko mi jedno – odpowiedziała spokojnie
galareta. Chcę mieć to już za sobą, więc się pospiesz – ponaglała.
Nóż zamachnął
się wysoko i ciachciarachciach, odciął lewy róg Galarety.
W kuchni zapadła
cisza. Nikt nie śmiał pisnąć choćby małego słowa.
- No i po sprawie – powiedziała Galaretka
wstając i otrzepując swoje miękkie
ciało. Teraz dajcie mi spokój.
- O nie, nie!!!- powiedział Groszek.
- Tak łatwo ci nie pójdzie – dodała Marchewka.
- Przecież obiecaliście – domagała się
sprawiedliwości wściekła z rozpaczy Galareta.
- A masz na to świadków? - dopytywał Strączek.
- Damy ci spokój, jak udowodnisz swą odwagę
rzucając się do garnka z wrzącą wodą – zaproponowała Marchewka.
- Nigdy, przenigdy!!!- krzyknęła Galareta i
puściła się do ucieczki.
I gdy groch z
marchewką już prawie mieli ją w swych szponach, do królewskiej kuchni wszedł
nadworny kucharz. Chwycił prześladowców do ręki i wyrzucił do kasza mrucząc pod
nosem: „Kto by pomyślał, że królewna Jarzynka ma na was uczulenie”.
Tym właśnie
sposobem alergia królewny wybawiła wieprzową galaretkę z opresji i
sprezentowała jej spokojne życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz