Od jakiegoś czasu jestem w szpitalu na patologii ciąży. Ta sytuacja ma kilka zalet, z których dla mnie największą (poza bezpieczeństwem dzidziusia) jest możliwość kontaktu z ludźmi o baaardzo różnych poglądach. A na taką sytuację czekałam od bardzo dawna.
Pamiętam jak podczas wyborów parlamentarnych jakiś bloger zamieścił post o sympatykach poszczególnych partii. Na temat tych, którzy głosują na Razem napisał m.in "uwielbiają gromadnie przesiadywać w kawiarniach i dyskutować o tym jak bardzo się ze sobą zgadzają". Nie trzeba kończyć psychologii społecznej by zauważyć ten mechanizm u większości ludzi. Otaczamy się osobami o podobnych poglądach, aby utwierdzić się w przekonaniu, że mamy rację. I spoko - to przecież naturalne, że podobieństwa łączą. Z drugiej strony odcinanie się od różnic umacnia podziały i stereotypy. Łatwo myśleć, że ta druga strona (która inaczej myśli o uchodźcach, aborcji, wycince drzew, szczepionkach etc.) jest ograniczona, jeśli nie mamy z nią w ogóle kontaktu. Ciężko o zrozumienie jeśli, poznajemy "innych" tylko przez media - które zawsze uwypuklają ekstremizmy, lub internet. Niektórzy mają szansę na spotkanie z innymi poglądami w rodzinie. Ale często takie kontakty nie są przestrzenią dla wzajemnego poznania tylko kończą się kłótniami.
Bardzo bym chciała poznać argumenty tych, którzy myślą inaczej. Bez przekonywania się. Po prostu aby się poznać. Na co dzień mam kontakt z osobami, którzy się ode mnie jakoś tam różnią. Neuronietypowymi, uchodźcami, Romami, przedstawicielami innych religii. A z wyborcami PISu albo ludźmi, którzy nie wierzą w globalne ocieplenie, nie mam gdzie się spotkać.
Dlatego niczym jakaś psycholka, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy zapraszam "na kawę i ciasto" wszelkich hejterów mojego projektu. Ale dotąd żaden nie przyjął zaproszenia.
Szpital to idealne miejsce do wzajemnego poznania poglądów. Jesteśmy na siebie poniekąd skazane a przy okazji rodzi się między nami specyficzna bliskość. Możemy głosować na inne frakcje czy zupełnie inaczej postrzegać świat ale w tej chwili dzielimy bardzo podobne smutki, niepokoje i nadzieje. Między rozmowami o szyjkach macicy, oksytocynie i bólach porodowych, schodzimy na politykę, kwestię społeczne czy religię. Nie zamierzam nigdzie spisywać tych rozmów ani nic z nimi robić - tak jak w podróży nie wszystkie spotkania opisuję, tu też po prostu bardzo się cieszę z możliwości poznania zupełnie innych sposobów na życie, równoległych światów.
Pamiętam jak podczas wyborów parlamentarnych jakiś bloger zamieścił post o sympatykach poszczególnych partii. Na temat tych, którzy głosują na Razem napisał m.in "uwielbiają gromadnie przesiadywać w kawiarniach i dyskutować o tym jak bardzo się ze sobą zgadzają". Nie trzeba kończyć psychologii społecznej by zauważyć ten mechanizm u większości ludzi. Otaczamy się osobami o podobnych poglądach, aby utwierdzić się w przekonaniu, że mamy rację. I spoko - to przecież naturalne, że podobieństwa łączą. Z drugiej strony odcinanie się od różnic umacnia podziały i stereotypy. Łatwo myśleć, że ta druga strona (która inaczej myśli o uchodźcach, aborcji, wycince drzew, szczepionkach etc.) jest ograniczona, jeśli nie mamy z nią w ogóle kontaktu. Ciężko o zrozumienie jeśli, poznajemy "innych" tylko przez media - które zawsze uwypuklają ekstremizmy, lub internet. Niektórzy mają szansę na spotkanie z innymi poglądami w rodzinie. Ale często takie kontakty nie są przestrzenią dla wzajemnego poznania tylko kończą się kłótniami.
Bardzo bym chciała poznać argumenty tych, którzy myślą inaczej. Bez przekonywania się. Po prostu aby się poznać. Na co dzień mam kontakt z osobami, którzy się ode mnie jakoś tam różnią. Neuronietypowymi, uchodźcami, Romami, przedstawicielami innych religii. A z wyborcami PISu albo ludźmi, którzy nie wierzą w globalne ocieplenie, nie mam gdzie się spotkać.
Dlatego niczym jakaś psycholka, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy zapraszam "na kawę i ciasto" wszelkich hejterów mojego projektu. Ale dotąd żaden nie przyjął zaproszenia.
Szpital to idealne miejsce do wzajemnego poznania poglądów. Jesteśmy na siebie poniekąd skazane a przy okazji rodzi się między nami specyficzna bliskość. Możemy głosować na inne frakcje czy zupełnie inaczej postrzegać świat ale w tej chwili dzielimy bardzo podobne smutki, niepokoje i nadzieje. Między rozmowami o szyjkach macicy, oksytocynie i bólach porodowych, schodzimy na politykę, kwestię społeczne czy religię. Nie zamierzam nigdzie spisywać tych rozmów ani nic z nimi robić - tak jak w podróży nie wszystkie spotkania opisuję, tu też po prostu bardzo się cieszę z możliwości poznania zupełnie innych sposobów na życie, równoległych światów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz