Na co dzień pracuję z emocjami, często też o nich rozmawiam z przyjaciółmi. Często mierzę się z tym, brakuje nam słów na określenie niektórych stanów np.
- Słodka obojętność, którą odczuwamy gdy coś co nas wzburzało, już nie ma na nas wpływu. Albo kiedy już nic nie czujemy do kogoś, kogo kochaliśmy bez wzajemności.
- Ten moment kiedy już został przekroczony jakiś limit, kiedy zostanie powiedziane o jedno słowo za dużo by można było pozostać obojętnym.
- Emocja towarzyszące potrzebie zaimponowania komuś konkretnemu (np. uczucie z którego wynika strojenie się, kiedy wiemy, że zobaczy nas były chłopak).
- Wyczerpanie przeżywaniem intensywnych emocji.
- Słowo na określenie emocjonalnej zdrady (nie w przypadku kiedy nasz partner zakocha się w kimś innym, tylko gdy bliski jest wobec nas nielojalny).
- Chwilowa jedność dusz, co to ją możemy czuć w sumie z każdym o ile będziemy się nie oceniać i się na siebie otworzymy.
- Pomieszanie irytacji i ciężaru, że nie wyraziliśmy wszystkiego co nam leży na wątrobie.
- Rodzaj poczucia winy po dniu, którego się dobrze nie wykorzystało.
- Słowo określające rytuały, które ma się z najbliższymi albo z samym sobą, gdy nikt nie widzi.
- Radość wywołana surrealizmem tragicznej sytuacji. Tak strasznie i dziwnie, że aż śmiesznie.
- To co czujemy gdy wszyscy zachwycają się czymś co naszym zdaniem jest strasznie płytkie i głupie.
- Dojmująca tęsknota za naturą.
I tak dalej i dalej... Mogłabym tak w nieskończoność ale to w sumie dość osobiste. Samo zastanawianie się nad takimi nienazwanymi stanami bardzo polecam.
Niektórzy robią nawet krok naprzód i tworzą słowniki takich słów
A mój ulubiony Balthus je w moim odczuciu malował:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz