piątek, 26 lutego 2016

Nie tylko chusta

Czyli o kilku niewiastach, które nam mignęły w Jordanii. 

Nadim robi gwiazy i mostki. Długie włosy opadają na twarz Szeherezady. Roczny synek z zachwytem patrzy na mamę i pakuje sobie pilota do ust.
W wieku trzynastu wyszła mąż. Dwa lata później była w ciąży. A potem jej męża zabito na wojnie. Musiała uciekać, padło na Jordanię. Obecnie z maluchem na biodrze prowadzi dom dla sierot z Syrii. W czarnych rurkach, wielkim różowym kwiatem pod chustą i czerwonych trampach wygląda na typową przedszkolankę. Pokrzykuje, zaśmiewa się głośno, na zmianę daje lekkie klapsy i jabłka. Obiecała, że jutro mnie umaluje.

Brat Farfury ostatnio dostał od ojca kamieniem w głowę i chodzi z bandażem. Dla Farfury i jej rodzeństwa kamienie to chleb powszedni. Nie tylko tata może nim cisnąć ale i sąsiedzi, dzieciaki ze zwykłych domów albo ich rodzice gdy uznają, że zbliżyli się za blisko. Taki los małych Cyganów z ich grupy. Mruży więc oczy kiedy się do nas zbliża jakby się osłaniała przed ciosem. A potem w z dumą przedstawia Alę sklepikarzowi „to moja przyjaciółka”. Kiedy zrobi się cieplej grupa Farfury zwinie namioty i pojedzie dalej. W taki deszczowy dzień jak ten jej koledzy bawią się w potoku za obozowiskiem. Rzucają kamieniami.
  


Malikę zapamiętam siedzącą w kucki pod ścianą na tarasie. Duża, w tych swoich wzorzystych sukienkach i czekoladową skórą przypomina trochę afrykańską królową. Zdetronizowaną bo ciągle się zamartwia i płacze. Wcale jej się nie dziwię- po śmierci męża musi jej być bardzo ciężko. Mieszka kątem u brata, jej mały synek ciągle coś psuje albo bawi się nożem i nie sposób mu go wyrwać. 

Fatma częstuje mnie najsłodszą na świecie herbatą. Zaraz wyciągnie hałwę. Wszystko co ma. Od trzech lat mieszka z rodziną w namiocie. Jeżdżą wraz z rodziną po całej Jordanii za pracą. Teraz zbierają pomidory. Jej mąż, cztery córki i dwóch synów są przy niej. Z synem, który został w Syrii nie ma żadnego kontaktu. Zaraz będzie padać a ledwo odstawić moją czarkę nalewają mi więcej i więcej. Nie sposób będzie wyjść. Fatma usiadła okrakiem na kuble i śmieje się, że wygląda jak żaba.
Isra ze zgrozą przewraca oczami kiedy widzi, że dmucham na herbatę. „Nie wolno dmuchać bo dusza ucieka!”. Potem biegnie po trochę miodu z własnej pasieki, na moje blizny po oparzeniu. I robi masaż ręki. Z jakiś powodów nie spodobała jej się wstążka na moim nadgarstku. Złapała za nóż i wrzuciła ją w ogień. Trochę ciężko mi za nią nadążyć ale masaż jest super... „Ma pan bardzo mądrą żonę” - mówię do Abduhla. „Palestynki takie są.” - stwierdza spokojnie Isra. Jej mąż tylko się kiwa głową, po dłuższej chwili stwierdza: „Tak, bardzo ją kocham. Jest wspaniała. Ale myślę, o tym by wziąć trzecią żonę. Bo pierwszą już mam. Mieszka w obozie.”.  Isra uśmiecha się i mruga do mnie okiem.

Camilę spotkaliśmy na pustyni. W długiej szacie, z twarzą zakrytą chustą wyglądała na miejscową. Albo jakiegoś przybysza z krainy piasku i mgły. Tymczasem ma pakistańskie korzenie a całe życie spędziła w Wielkiej Brytanii. Jej muzułmański doradca duchowy kazał jej przyjechać na pustynię. Więc rzuciła wszystko – przede wszystkim pracę księgowej i przyjechała tu. Jest szczerze załamana tym piaskiem, przestrzenią i ciszą.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Historie Kuchenne w Jordanii

"Jesteś w ciąży?”,”Nic się nie chwaliłaś...” - troszczą się przyjaciele na fejsie gdy widzą moje zdjęcia. Tak to jest kiedy się je po trzy obiady dziennie. Po warsztatach w ramach wdzięczności, albo po prostu, żeby się poznać- ciągle dostajemy zaproszenia: ''Zjedzcie z nami!'',  '' To ja herbaty zaparzę! Bez cukru? To dodam do niej moje serce!”.
 

Czasem padają proste zdania tak potworne smutne i nie jesteśmy w stanie nic przełknąć.
Bywa też, że jestem tą otwartością i gościnnością zirytowana. Nim my zdążymy otworzyć usta by zaprotestować, w ustach Roszka ląduje batonik albo paczka chipsów. Niczego nie da się szybko załatwić bo każde spotkanie to rytuał i okazja do rozmowy.
Ale tak naprawdę to owe historie są pożywniejsze od jedzenia.
 
Ostatnio nieopodal naszego placu zabaw kilku nauczycieli spotkało się na pieczenie ryby przy ognisku. Zaprosili do wspólnego stołu i od razu zażądali bym opowiedziała o najpiękniejszym i najgorszym dniu  mojego życia. Nie jakieś tam pitu, pitu "Wietrzna pogoda. Może będzie padać” czy  „Jak będzie po polsku- piękna dziewczyna?".
 

Dżamal najgorzej wspomina dzień kiedy umarł jego ojciec a najlepiej ten kiedy rodziły mu się dzieci.
Bader opowiedział o tym jak stracił nogę i o dumie z syna.
Ahmed o chorobie ojca i ślubie.
Dla Bakera najlepszy jeszcze nie nadszedł. Może to będzie ten kiedy pozna moją siostrę...? Najgorszy był wtedy kiedy na wojnie stracił przyjaciela.
Między jednym kęsem ryby a drugim.
 

***
A nad sałatkami, zupami, kawami i ryżem, w rozmaitych innych miejscach usłyszałam na przykład to:
 
" Kojarzysz naszego króla ? Gdyby jutro tu przyjechał to co byś zrobiła? Pewnie założyła najlepsze ubranie, umyła twarz, zastanawiała się co powiedzieć... Jak umrę to znajdę się przed moim najważniejszym królem, przed Allachem. I wtedy ubrany będę w całe moje życie. Więc staram się żyć tak żeby się potem nie wstydzić. Jak? Zgodnie z Koranem. Mahomet dużo z Bogiem gadał i dał nam dobre wskazówki."
 
"Kochasz swojego syna? To strasznie smutne, że on kiedyś od ciebie odejdzie. Wy w tej Europie opuszczacie rodziców i oni za Wami tęsknią. Może Zachód jest bogatszy ale starzy ludzie umierają w samotności.''

''Jak masz złoto to co z nim robisz? Ukrywasz. Uroda kobiety jest jak złoto i dlatego dobrze żeby była schowana."
 
"Nie ważne czy jesteś muzułmaninem czy katolikiem. Ważne żebyś był dobrym człowiekiem. Jak ktoś umrze czy są chrzciny można iść do każdego kościoła. Ważni są ludzie."
 
" Czy wiesz coś o tym co się dzieje w Syrii? My wiemy tyle co w telewizji. Nasz syn tam pozostał i nie wiemy czy żyje."

" Jestem już bardzo zmęczona. Zabili moich pięciu synów. Po co ja ich rodziłam?"

niedziela, 21 lutego 2016

Plac zabaw w Al Mazra'a

Nie planowaliśmy budowy placu zabaw w Al Mazra'a... 
Ale okazało się, że William, który nas tu ugościł, prowadzi wraz z rodziną i znajomymi stowarzyszenie, która skupia się m.in na ekologii. Spodobał się im pomysł z budową placu zabaw (magicznego recyklingowego ogrodu) więc zaczęliśmy działać. 
Ale przy drodze stoi wiele namiotów - mieszkają w nich dzieciaki syryjskie i romskie. Dobrze, że przynajmniej jest ciepło, bo pod nocą pod lichą płachtą wiatr hula. 
Ale uważamy, że to ważne, by było miejsce, który służy zabawie. Takie miejsce przypomina dorosłym, że zabawa to oczywista sprawa.

Zatem murujemy, tniemy, wyginamy i malujemy:









Mamy sześć rąk, nie za dużo czasu i bardzo ciekawskiego małego Rocha ale prace powoli idą naprzód. W środę zaczniemy z placem w Sahab - przy domu dla wdów z dziećmi z Syrii i bardzo możliwe, że jeszcze tu wrócimy.
Super jest widzieć jak mój mały synek bryka w zabawkach, które konstruujemy:



 


I obserwować jak miejsce zaczyna żyć:




I przyciąga nowych pomocników.





Ale najfajniej będzie zobaczyć, jak służy dzieciakom.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Jest dobrze!

Nasz projekt opiera się na wymianie. My robimy coś dla społeczności (warsztaty, plac zabaw) a w zamian dostajemy gościnę, czasem zaproszenie na obiad, opowieści.
Do tej pory bardzo fajnie to działało. W Jordanii zaczęłam się zastanawiać czy projekt ma sens.
Zbiegiem rozmaitych splotów okoliczności wylądowaliśmy u miłej rodziny, która wybudowała sobie gigantyczne, luksusowe mieszkanie z pensji pracowników w obozie dla uchodźców. Codziennie mierzyliśmy się z okrutną dysproporcją: w jakich warunkach żyją ludzie, z których dziećmi robimy warsztaty a w jakich my. Do tego gdzieś ta wymiana zaczęła nam się gubić- za mieszkanie przyszło nam sporo zapłacić. Chętnie damy kasę ludziom, którzy jej faktycznie potrzebują ale komuś kto dorobił się na cudzej biedzie... Hmm.
Do tego marzliśmy tak okrutnie, że wkrótce straciłam głos i podczas zabaw chrypiałam jak Baba Jaga.
Na każdym kroku potykaliśmy się brak perspektyw dla ludzi, z którymi pracowaliśmy. I kilka razy rozbiłam sobie kolano o korupcję.
No i totalnie nie było gdzie wyjść z Rochem bo: góry śmieci, place zabaw całe w szkle albo zalane.


Mam głowę skłonną do mocnej przesady, więc po nocach zaczęłam nią tłuc o poduszkę: „Olaboga, na cóż nam była ta Jordania? Jest tyle innych miłych miejsc. Np. nasze mieszkanko na Żoliborzu. CzujCzuj to chybiony pomysł”.
A potem (jak zawsze)- powoli, powolutku zaczęły się rodzić relacje. Żarty i rozmowy nad ryżem, na który ktoś nas zaprosił po zajęciach. 
Zauroczenia i przyjaźnie Roszka

Radość dzieciaków z tego, że przychodzimy. 
Mocna, słodka kawa przyniesiona na warsztaty przez jedną z matek.


Piosenka zaśpiewana przez Hamzę.

Nagle okazało się, że po prostu nie wyobrażam sobie, że mogłoby nas tu nie być. A żeby cieszyć się Jordanią jeszcze bardziej skończyliśmy współpracę z organizacją, która okazała się pracować na wątpliwie uczciwy sposób. I poczyniliśmy rozmaite plany: plac zabaw zbudujemy pod koniec lutego w Sahab w domu dla wdów z Syrii a póki co ruszamy poznać resztę Jordanii.
Wylądowaliśmy u szalonego Beduina w Aquabie, któremu pomagaliśmy budować dom na pustyni.

Przypominał nam nieco groźniejszą wersję Hannibala z Drużyny A ale miał złote serce.
W wolnym czasie robiliśmy warsztaty na ulicy. 

Generalnie Aquaba jest dość turystyczna ale my zamieszkaliśmy w biednej części nazywanej przez niektórych gettem. Nie ma nic fajniejszego niż widzieć jak dzieciaki zaczynają trybić o co w tym wszystkim chodzi i rzeczy, które za chwilę pewnie wylądowałyby w rowie przerabiają na zabawki.

Jordania chyba wreszcie nas polubiła bo zaczęły przed nami wyskakiwać kolejne skarby i niespodzianki. 

Skały na pustyni opowiadały prześliczne historie i kusiły: piasek zna ich jeszcze więcej.
Ledwo stwierdziłam, że chciałabym lepiej poznać poznać Beduinów nawiązaliśmy kontakt z cudownym Sulejmanem, który żyje pośrodku Vadi Rum. Spędziliśmy kilka dni pośród piasku i skał.

Szukaliśmy piaskowych dziadków
Podziwialiśmy wzory utworzone przez wiatr 

bawiliśmy się w chowanego po jaskiniach

piliśmy morze słodkiej herbaty


i po prostu turlaliśmy się po zboczach

Nawet udało się nam złapać na niej stopa.

A potem okazało się, że obok morza martwego Jordania szykuje nowe skarby, chyba najbardziej zaskakujące jakie dotychczas odkryliśmy. Ale to już inna historia.

środa, 10 lutego 2016

Lale i wdowy w Sahab

Amman to stolica Jordanii.
Pod Ammanem leży Sahab. 
W Sahab jest dom (no dobra nie jeden, ale jeden szczególny).
Mieszkają w nim wdowy, które z dzieciakami uciekły z Zatari.
Zatari to obóz dla uchodźców z Syrii. Samotnym kobietom było tam z różnych powodów trudno.
Ponieważ uciekły nie przysługuje im prawie żadna pomoc.
Ponieważ są uchodźczyniami nie mogą pracować.



***
W uszach ciągle dźwięczą mi słowa małej Biśry, że w obozie musiała spać w namiocie więc tu jest lepiej bo dom murowany. 
Biśra jest niesamowita, tak samo jak cala jej rodzina: siostry, bracia, mama i babcia.
Kojarzycie książkę "Słoneczko" Marii Buyno- Arctowej? Rzecz to okrutnie ckliwa ale nie ukrywam, że bohaterka przez długie lata była moim skrytym wzorcem osobowym: (bardziej nawet niż "Domek na prerii")- żwawa sierotka, która z pogodą ducha stawiała opór wszelkim przeciwnościom. Biśra to taka syryjska wersja Słoneczka- ze wszystkim dzielnie sobie radzi, uśmiech nie schodzi jej z ust i mówi po angielsku lepiej niż ja (co w sumie nie jest takie trudne).
Kiedy przychodzę do domu w Sahab i topnieję pod uśmiechem Biśry, piję kawę, na którą obowiązkowo musi mnie zaprosić któraś z mam, widzę jak cudownie twórcze i chętne do wszelkich działań są mieszkające tu dzieciaki - to chciałabym zostawić po sobie coś więcej niż kilka miłych wspomnień i plac zabaw.

***
Sahab poleciła nam Paula, która przychodzi tu od dłuższego czasu- prowadzi dla mam świetne zajęcia z fitness, angielski i zabawy dla dzieci. 
W między czasie dojechała do nas nasza kochana Ala. Przywiozła lalki z foliówek, które zrobiła z dzieciakami na międzykulturową wymianę. Na pomysł takich lalek wpadła Patka.

Wspólnie z Paulą i Alą uradziłyśmy, że nauczymy robić panie z Sahab takie lale, sprzedamy je w Polsce i oddamy im całą zebraną kwotę. Stan domu, w którym mieszkają jest straszny, każda kwota się przyda.
Pewnie fajniej by było by panie sprzedały coś co już umieją robić - każda ma talentów co niemiara. Ale do szycia czy innego rękodzieła potrzebne są materiały, które trzeba by kupić. A to ryzyko, nie wiadomo przecież czy w ogóle znajdą się kupcy. Foliówek tonę można znaleźć na byle drzewie. Szmatek co nie mara na drodze. Można z nich zrobić naprawdę ładne laleczki. 



***
Zatem będziemy zaplatać i dziergać. Potem wystawimy na aukcję, sprzedamy i oddamy paniom zebraną kwotę. Na koniec lale zabierzemy do Polski żeby na miejscu rozesłać do kupujących by zaoszczędzić na wysyłce.
Póki co mam pytanie bardzo przyziemne- na jakiej platformie najlepiej sprzedać takie lalki - coby nie wydać fortuny na podatki a jednocześnie nie pójść siedzieć za chęć pomocy?
Ktoś - coś ? Gdzie najlepiej sprzedać rękodzieło?

Panie ciągle powtarzają, że najgorsza jest niemoc- chciałyby móc pracować ale z ich statusem nawet sprzątanie czy gotowanie na catering, są nielegalne. Zatem trzeba poszukać innej drogi działania i zarobku. A może z tej małej dróżki wyjdzie jakaś szersza droga?
Zobaczymy.

środa, 3 lutego 2016

Co zrobić z foliówki?

Foliowych torebek lata pod jordańskim niebem tak dużo, że są pół żartem nazywane ptakiem narodowym Jordanii. Żarcik jak żarcik a wiecie, że na oceanie spokojnym powstała już wyspa wielości Teksasu (!), którą tworzą zebrane w tym miejscu (przez prądy oceaniczne) śmieci?
Zatem m.in z powodu dostępności materiałów zabieramy się za przetwarzanie foliówek. A poniżej daję małą bazę inspiracji.

Taką lalę (a raczej pół walizki lal) przywiozła nam tu Ala, lale wykonały dzieciaki w ramach śląskiej wymiany międzykulturowej a na pomysł wpadła najlepsza z najlepszych Patka Bulska:

Z foliówek można robić na drutach



A na tych drutach możemy zrobić np. dywanik
i kosze


hamaki

niedźwiedzie (może postaramy się o takiego na naszym placu zabaw)


kwiaty

buty

 piłki
skakanki

kwiaty
i kwiatki

kury
jojo

lampiony (tylko jak zrobić aby się nie roztopiły)?



 ozdobne torebki na zakupy (haftowane)


 ozdobne torebki na zakupy (prasowane)


pojemniczki na przyprawy (kredki, balony czy co się tam chce)


Stroik świąteczny



Oddamy królestwo i rękę księżniczki za inne pomysły co robić z foliówek. Sami póki co na tapecie mamy teatrzyk: