Kiedy idę po romskiej górze prowadzić warsztaty i po drodze uśmiecham się do kogo popadnie, słyszę dwa pytania:
fot. Dagmara Masłowska
''- A jemu to nie zimno?'' (a propos Roszka)
i
"A wy to od Majdanu?'' (a propos naszych intencji).
Niezależnie od dawanej przeze mnie odpowiedzi, moi rozmówcy sami dopowiadają sobie: ''Zimno, zimno, pewnie, że zimno'' oraz ''My tu majdanu nie chcemy. My za Rosją".
O ile bowiem sama Mołdawia znajduje się obecnie na bardzo ciekawym rozdrożu o tyle mołdawscy Cyganie nie mają wątpliwości- dla nich w Unii miejsca nie ma. '
'Bo my jesteśmy bazarowy naród. My nie możemy mieć szefa nad sobą a w Unii zamiast bazarów stawia się supermarkety'',
''W tej waszej Uni to na wszystko trzeba mieć sto papierków a tu u nas praca jest dla sprytnego''.
No i faktycznie bywałam w gigantycznych, luksusowych domach, których gospodarze do bogactwa doszli całkiem legalnie, dzięki swojej mądrości i zaradności - na przykład zarządzając firmą budowlaną i w niczym nie przeszkadzał im fakt, że byli niepiśmienni
(Żeby było precyzyjniej to nie tyle bywałam co pomagałam je sprzątać w zamian za przepisy i bajki. Niechęć do posiadania zwierzchników dotyczy wszystkich Cyganów i bogate Romki zostają ze sprzątaniem swoich willi same, więc łase na kulinarne receptury Polki nie bały się czyścić dywanów spadły im jak z nieba).
Trudno sobie wyobrazić taką sytuację w Unii. Przypomina mi to trochę ''Sklepy Cynamonowe" Brunona Schulza, gdzie nowoczesność zjadała jakiś stary porządek świata.
A co z resztą Mołdawii? Ano same pytania: