piątek, 25 kwietnia 2014

kilka scen z Sorok

Annuszka
W poniedziałek Soroki deszczowe. Mieliśmy plan odwiedzić barona Artura ale przegonił nas jego pachołek ''Artura nieto''. I faktycznie nigdzie nie było go widać. Tylko jakieś kobiety kursowały z przybudówki przy domu do baronowej hacjendy, z ciastami na Wielkanoc. Nagle zza bramy wychyla się babuszka. ''Gdzie ty z tym dzieciakiem. On zamarznie... Wejdźcie tutaj. Zawołaj tych swoich.'' Posłusznie zawołałam resztę a babcia sięgneła w dekolt "Powróżę ci teraz z kart. To stare cygańskie karty" 

fot. Bartek Jędrzejewski

Stare cygańskie karty nosiły na sobie rysunkowe wizerunki super bochaterów i były chyba dodawane do Nesquika. "Pieniądze macie? Pieniędzy trzeba. Więcej trzeba. Taaa więcej nie masz...".

Babcia spojrzała na mnie z niesmakiem i zaczęła. A co powiedziała? Jak się sprawdzi to napiszę, bo choć babcia była zdegusowana zapłatą to wróżba wyszła jej bardzo dobra.

Sprzątanie

Na dwa dni przed Wielkanocą pewna bogata Cyganka wynajęła mnie do pomocy przy sprzątaniu domu. Zajechała z bratem na miejsce, w którym bawiliśmy się z dziećmi i zaproponowała pracę. W ramach poznawania kultury z każdej strony, przystałyśmy na to z Dagmarą i faktycznie było to dość ciekawe doświadczenie. Dowiedziałam się, że inny Cygan za nic nie najmie się u bogatszego (bo nie przystoi) a ponadto, że wysprzątanie domu matki zawsze leży w zakresie obowiązków dorosłej córki (nawet gdy matka jest jeszcze młoda i zdrowa). Dlatego ja uwijałam się z Mariją (i Dagmarą) a jej mama siedziała w tym czasie w kuchni z Roszkiem i gawędziła z sąsiadem oraz zajadała się postną fasolą (na którą co i raz próbowała nas skusić "Marija sobie poradzi a u mnie taka pyszna fasolka..."). Wieść się rozeszła i następnego dnia mama Grety przyprowadziła do mnie kolejną bogatą Cygankę, która obiecała, że podwoi stawkę "Co ty tam będziesz z dziećmi robić... Przyjdź do mnie. Ja cię nauczę być gospodynią". 

Igruszki
fot. Bartek Jędrzejewski

"Jak przyjedziecie następnym razem to tylko jedno przywieźcie- ozdoby na choinkę. Tu rośnie taka jedna"- mówi dziadek Kolja za każdym razem gdy nas widzi (czyli średnio 50 razy dziennie). Lubimy dziadka Kolję dlatego zrobimy coś dziwnego- mimo, że jest koniec kwietnia tuż po Wielkanocy, urządzimy z dzieciakami warsztaty z zabawek choinkowych. Potem schowamy je do pudełka na skarby i czeka dziadka wielkie szukanie. 

To trochę surrealistyczne ale czego jak czego ale surrealizmu nam tu nie brakuje...


Kiedy wszystko idzie dobrze to jest bardzo dobrze- dzieciaki w zgodzie ozdabiały płócienne torby, ich upośledzony wójek oglądał z łóżka jakiś bollywoodzki film zaś Roszek spał sobie słodziutko.
A kiedy zaczyna być źle to niestety nie ma zmiłuj. Nagle dzieciaki zaczęły w haosie wyrywać sobie flamastry, wujaszek włączył na cały regulator jakąś wyjątkowo rzewną piosenkę a Roch się obudził i począł wrzeszczeć w niebogłosy. I właśnie na ten nagły haos postanowił wejść dziadek Kolja w masce Smerfa i zacząć robić: "buuu"


Wasylijek
Na osiedlu na którym mieszkają m.in. Greta, Baszkir i Małyszka mieszka też i Wasylijek. Ma około siedmiu lat, ale kto go tam wie bo jest niestety niedożywiony. Nie mówi ani słowa po rosyjsku, ale kto go tam wie bo wogóle nie za wiele mówi. Zazwyczaj Wasylijek miast mówić sieje zamęt- biega pół nagi, wyrywa dzieciakom materiały, przewraca, kopie i pluje. Są jednak chwile kiedy się przytula albo idzie z jednym nas na spacer i one są naprawdę słodkie. Czasem jednak pragnienie słodkości zakłóca ostrość widzenia. Któregoś dnia przyszliśmy na zajęcia i patrzę- Wasylijek wychodzi z domu ze sznurkiem zawiązanym na kijku. Na sznurku dynda kamulec. "Pewno rybka" wzdycham zachwycona "Co za wspaniała zabawa naśladowcza". "Wasylijka super!!!!"- krzyczę więc na cały głos, by pochwalić pomysłowość chłopca. Dokładnie w tym samym momencie zawył pies bo ta ''rybka'' nie była żadną rybką tylko jednak kamulcem, którym za pomocą tego urządzenia łatwiej było zaczajać się na psy.

Ubieranie Rocha


''To synek, czy córeczka? A po co go tak nosisz w tej chuście? Po co go tak męczysz? On zaraz zamarźnie"- słyszę te słowa już tak często, że po powrocie do Polski będzie mi ich brakować. A może jednak nie. Czasem zagniewane, czasem ze zdziwieniem. Najczęściej jednak z miną i głosem tak zbolałam jakby moje biedne maleństwo faktycznie dogorywało (a ono sobie wtedy zwykło radośnie gruchać dla kontrastu). Wreszcie zaszłam przed dom barona- przed hacjendą na ławce tłoczyły się kobiety. Już miałam nadzieję, że przemknę bezboleśnie ale nie. Nie tym razem. I teraz dopadły mnie ukochane słowa: "On zaraz zamarznie. Załóż czapeczkę. Czekaj!" Jedna z kobiet poderwała się z ławki i biegnie do domu. Posłusznie czekała
m aż wyłoniła się z rajuzami i sweterkiem. W lewej ręce trzymała jeszcze spodnie narciarskie i kurteczkę z futerkiem. Po chwili zaczęła Rosia w te wszystkie cuda odziewać.  Możemy jechać do Jakucji. Ale to w sumie bardzo miłe, prawda?


Rima

Znów najęłyśmy się z Agnieszką do sprzątania i przy okazji poznałyśmy Simę. Ma 16 lat, wygląda jak Esmeralda z dzwonnika z Notre Dame i jest strasznie mądra, choć skończyła tylko siedem klas. Ma zdrowy wgląd w swoją kulturę oraz absolutną akceptację na  wszystko co się z nią wiąże. Większość dnia spędza na sprzątaniu swojej wielkiej hacjendy. Ledwo skończyłyśmy jej pomagać, idziemy i debatujemy o sytacji kobiet cygańskich. Jakie są ciemiężone. Oj tak. I zniewolone. Biedaczki. "Ciekawe jaki jest ideał dobrego męża. Pewnie jak nie pije to już jest dobrze. O cześć Rima! Ajakiego ty chciałabyś mieć męża?" "A żadnego, ja jeszcze nie myślę o takich rzeczach". "No ale jak dorosniesz to o jakim marzysz?" "Ja nie marzę o mężu, na co mi mąż? Chcę mieć tylko dobry samochód".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz