Ponieważ na dworcu w Kamieńcu Podolskim ukradziono mi moja wspaniałą walizeczkę z magicznymi przedmiotami, trzeba się zabrać za skompletowanie nowej. Niestety -przynajmniej w tym świecie- nie ma sklepów z wyposażeniem magicznych walizek, więc czas mi ruszyć na eksploracje pchlich targów:
Dziadkowie sprzedający te skarby bardzo się wzruszyli moją historią -rzecz jasna trąbiłam o niej na cały bazar- i dali wprost zawrotne znirzki a z rozmaitych czeluści kolejne cuda
Przy okazji poznałam 70 letniego jogina karatekę który żywi się tylko surowizną Olega filmowca, który kopił sobie sztucznego kota, "miauczy jak żywy":
a także byłego milicjanta pasjonata pszczelarstwa (wiem, że to brzmi absurdalnie ale to szczera prawda) oraz całą masę ewentualnych ochroniarzy ("Dziewuszka, ty sama??? Tobie trzeba ochroniarza, a ja akurat mam trochę wolnego czasu...")
Jak już wspominałam jestem targoholiczka, wiec przez ostatnie dni funkcjonuje w stanie permanentnej euforii
Muszę przyznać, że kibicuję Waszej wyprawie. Wpisy na blogu są bardzo ciekawe :) Widzę, że strona ma coraz więcej możliwości. Życzę aby w dalszej części podróży spotykały Was już same miłe przygody
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie;D
OdpowiedzUsuń