piątek, 21 września 2012

Lwowskie knajpy 2

O moich pierwszych lwowskich odkryciach tu;
lwow gastronomiczny1


Po wspaniałych przygodach w Karpatach miałyśmy już zmierzać do Mołdawii.
Okazało się jednak, że niestety... Nasz sprytny plan wyprawy; jeden miesiąc na jedną republikę, nie przewidział, że jeden miesiąc to stanowczo za mało by choć trochę poznać jakąś kulturę. Splotem rozmaitych zbiegów okoliczności, dwa tygodnie temu, 10 września-kiedy już dawno powinnyśmy hasać pośród słonecznikowych pól w Mołdawii- znowu zawitałyśmy do Lwowa.
Na podbój knajp!


 Muzeum Sala, Svobody 6/8
Wszystko tu jest zrobione z sala- czyli słoniny- albo z jego motywem. Począwszy od rzeźb;
fot. Kasia Biel
Poprzez przeróbki znanych obrazów i zdjęć na takie, w których ważną rolę odgrywa sperka;
fot. Kasia Biel
Skończywszy na odważniejszych pracach;
fot. Kasia Biel
Jak można przeczytać na stronie, twórca miejsca Boris Berger ma ambicje, by było ono czymś więcej niż tylko knajpą. Chce stworzyć galerie sztuki, działającą na pograniczu happeningu, przełamującą stereotypy. Wylęgarnię nowych idei...
I wszystko bardzo fajnie, tylko nie jestem pewna czy mu się to udało. Salo jako materiał plastyczny to świetny pomysł, ale dorabianie do tego filozofii jest trochę pretensjonalne. No i ogromna szkoda, ze zamiast sala podaje się tu sushi. Skądinąd smaczne i dużo zdrowsze.


Cafe Krakiv, Kosciuszki 20
Zachodzimy tu całkiem przypadkiem. Fajnie jest zobaczyć coś inspirowanego polską za granicą. "Skoro stoimy na ulicy, która nosi nazwisko sławnego Polaka, to czemu nie stworzyć tu polskiej restauracji? Tym bardziej, ze nie ma takiej drugiej we Lwowie"- tłumaczyli nam koncept miejsca jego właściciele. Aż przyklasnęli w ręce, kiedy powiedzieliśmyże napiszemy o ich restauracyjce. Szefowa- typ kobiety która zawsze pachnie drożdżowym ciastem i nawet do owłosionego harleyowca, który przypadkiem trafił tu na schabowego, będzie się zwracać per "kochanie"-, skrzętnie spisała od Kasi przepis na bigos i ugościła nas za darmo kawą i ciastem.

"I napiszcie, że dla polskich grup jest 10zniżki. I, że puszczamy polską muzykę!".
No to piszemy. Niby jest tu zwyczajnie, ale właściciele swoim ciepłem i serdecznością 
sprawiają, że czujesz się jak u ukochanych wujków na niedzielnym obiadku. Takie doznania są bezcenne (i żeby było jasne, nie przemawia przeze mnie gratisowy poczęstunek).
Lampa naftowa, Ormiańska 20
Dziwny pomysł na knajpę. No bo czy jest coś mniej apetycznego niż nafta


O dziwo, własnie na motywie nafty i lampy naftowej udało się stworzyć ciekawy klimat i walą tu tłumy. Jak wszędzie gdzie za pomysłem stoi Jurek Nazaruk, twórca miejsc m. in.  takich jak; Kryjówka, Loża Masońska czy Kopalnia kawy.
                                                  W środku czarno od sadzy;
Co jakiś czas wielki komin wydaje efektowne "puff" i wylatuje z niego kłąb pary. Jest tu ponad 200 lamp naftowych i zbiór najróżniejszych dokumentów związanych z ropą i naftą.
Wypić możemy np. pyszną Benzynówkę, a najeść się potrawami z kuchni ukraińskiej i polskiej- na cześć polskiego składuktóry wynalazł lampę naftowąW latach 1852-1853 roku, w laboratorium przy aptece Pod Złotą Gwiazdą, Ignacy Łukasiewicz oraz Jan Zeh, prowadzili badania nad destylacją ropy naftowej. Badacze motywowani naleganiami właściciela apteki próbowali otrzymać z ropy spirytus. Przypadkiem odkryli coś znacznie bardziej cennego- najbardziej racjonalną metodę krakowania ropy naftowej. Do dziś z tego typu oświetlenia  korzysta jedna trzecia ludzkości. A na cześć obu panów otworzono tą knajpkę.

Manufaktura czekolady, Serbska 3
Tu wchodzimy tylko na chwilę, bo Kasia ma post od czekolady, a sam zapach, który się tu unosi to dla poszczącego tortura, za którą powinniśmy mieć Amnesty International na karku. Torturą jest też widok tych wszystkich rodzajów czekoladek. I dźwięk mlaskania i siorbania. Pospiesznie opuszczamyto miejsce.
Andrzej chciał, na do widzenia, wylizać jakąś paletkę albo talerzyk, bo legenda głosi, że się tu  nie zmywa, tylko wylizuje (kolejny apetyczny pomysł Jurka Nazaruka, po barze w którym się podaje nalewki nawiązujące nazwami do ropy naftowej). Ale mu nie dali, więc to może tylko plotka. Manufaktura nie musi wymyślać własnych legend, bo z pysznych słodyczy Lwów był znany już w średniowieczu. W XIX wieku czekolada stąd była eksportowana do całej Europy. Założyciele Lwowskiej Manufaktury Czekolady, odtworzyli dawne receptury. Wszystkie jedzone tu czekoladki wytwarzane są ręcznie- co można zaobserwować poprzez przeszkloną ścianę.

Dom z legendami, Starojewrejska 48

Jeśli zobaczycie, że z jednego z okien zerka na Was smok;
fot. Kasia Biel
przed wejściem kominiarz raczy opowieściami o Lwowie;
fot. Kasia Biel
 a na dachu jest trabant, na polskich rejestracjach;
To znaczy, że dobrze trafiłeś - o ile chciałeś trafić do Domu z legendami. 
To takie miejsce, gdzie niespodzianka goni niespodziankę, pójście do toalety jest przygodą i możemy sie dowiedzieć ile warzy chmura. A przede wszystkim jest to wielkie, żywe kompendium lwowskich historii, jak piszą na swojej stronie "lwowski dysk twardy". Zatem jeśli chce sie poznać Lwów, to nawet gdyby podawali mysie bobki -a nie podają-, trzeba tu przyjść. I kiedy już  wysłuchamy jednej setnej historii, pogłębimy nasza wiedzę w dostępnych książkach o Lwowie, pogadamy przez telefon na dole z merem miasta i zostaniemy obśmiani w toalecie (mówiłamże na każdym kroku niespodzianki), wyjdźcie na dach. Przejedzcie się trabantem i zobaczcie ten widok;
                                                            fot. Kasia Biel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz