środa, 19 września 2012

bazarry

Codziennie chodzę po śniadanie na bazar i zawsze odczuwam tą samą radość. Jestem bazarofilem, targocholikiem.

Roziskrzone oczy, ekstatyczny uśmiech- to ja. Nie chodzi wyłącznie o ten bezmiar dobrego jadła; złote góry z gruszek, pyzate, nabrzmiałe dynie, soczyste, gładkie w dotyku arbuzy, prężne bakłażany, rumiane jabłuszka...
I te góry z twarogu,  i te piramidy z jaj... Prawdę mówiąc tak samo cieszy mnie i targ staroci i stadion 10lecia (cieszył). Swoiste wzruszenie odczuwam nawet na giełdzie komputerowej.

Bo targi to forma rozrywki podobna do teatru. Nie chodzi tylko o typy sprzedawców, śpiewne zachwalanie, targowanie się. Nie tylko kupcy grają rolę w tym spektaklu.

Przede wszystkim swój show maja produkty. Czasem twarz handlarki wygląda jak pojemna encyklopedia dobroci no ale niestety, niestety idę do tego, który spogląda na mnie tak jakby  nie był pewien czy mam prawo żyć. Bo jego marchewki zaszumiały mi natką...

A czasem na odwrót,  'może pana buraki, panie siedem lat w zawieszeniu, skrzą się jak fioletowe diamenty ale dzis kupię trochę zwiędłe buraki od pana zloty uśmiech'.

Zresztą co ja tak tylko o tym kupowaniu. Bazar to same zmysły. Z każdej strony bombardują mnie faktury, zapachy, smaki, kolory. 

                                                                   
  !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz