sobota, 1 grudnia 2018

Lale dla Puszczy

Sabah nie wyjmowała papierosa z ust. Wcale się jej nie dziwię. Gdybym straciła mojego jednego Roszka wypaliłabym pewnie fabrykę tytoniu. Ona przez wojnę pochowała pięciu synów. Miała koło 60 - ciu lat, przygarbioną sylwetkę a oczy nie wyrażała praktycznie nic. Jednak kiedy zaczęła robić lalki na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. A po jakimś czasie miejsce papierosa zajęła igła z nitką.


Sabah współprowadziła dom dziecka, w którym pracowaliśmy w Jordanii. Budowaliśmy dla mieszkających w nim dzieci plac zabaw przy domu dziecka. Z czasem na nasz plac budowy zaczęły się schodzić miejscowe kobiety. Chciały się poznać, przywitać i poczęstować kawą. Okazało się, że są wdowami z Syrii. Było im bardzo ciężko ale -jako uchodźczynie- nie mogły podjąć żadnej pracy. Przy Historiach Kuchennych wielokrotnie przekonałam się, że (wspólna) praca działa cuda. "Mogłabym gotować, prać, sprzątać... Cokolwiek" - mówiły. Pokazywały swoje robótki na drutach ale my nie mieliśmy kasy na włóczki. 


Sięgnęliśmy więc po to czego aż nadto pod jordańskim niebem - torebki foliowe (ironicznie nazywane przez dowcipnych Jordańczyków ptakami narodowymi). Problem śmieci dotyczy wszystkich krajów ale bogatsze mają fundusze by usunąć go z pola widzenia (np. wywożąc do biedniejszych). Uformowane w kształty, owinięte  szmatkami prezentowały się spoko. Lalki następnie sfotografowała Zosia Stopa, wystawiliśmy je na facebooku i w ciągu tygodnia panie zarobiły w sumie ponad 5 000.

fot. Zosia Stopa


Pod wpływem nowego działania w oczach Sabah choć na chwilę pojawiło się życie. Okazało się, że jest niezwykle kreatywna - "tej lalce zrobię kuperek. A ta będzie miała bufki, tu podszyję, tam dopnę...". 
Wszystkie korzystałyśmy z cudownej, kobiecej energii, która się wytworzyła. Było bardzo twórczo i zabawnie. Codziennie przychodziło więcej kobiet. Raz jedna z pań (koło 40 - stki) zaczęła tańczyć niesamowity taniec brzucha. Inna pani oskalpowała lalkę Barbie aby jej lala miała blond grzywę. Dziewczynki, które brały udział w motaniu, natychmiast wydały zarobione pieniądze na wspólną ucztę dla nas wszystkich...


Wieść o pomyśle zaczęła się rozchodzić po okolicy. Któregoś razu gdy wieczorem szłam po ulicy zobaczyłam, że idzie za mną jakiś mężczyzna. Przyspieszyłam. On też. Zaczęłam biec ale mnie dogonił. "Chciałem tylko przekazać troszkę starych materiałów" - powiedział wręczając mi pakunek. Okazało się, że jest krawcem. Szef firmy budowlanej, która wspierała nas przy placu zabaw kupił trochę lalek bodaj dla swoich pracowników. 

***
Potem projekt laleczkowy zrealizowałyśmy jeszcze przy współpracy z cudowną Hanią Hakiel w Berlinie. Akurat był ramadan, więc nie wyszło tak świetnie ale też to było jakoś ważne. 
W Brześciu motaliśmy na dworcu z uchodźczyniami z Czeczenii. Tym razem mi i Zofce towarzyszyła Michalina Kupper i Marina Hulia, wspierająca od początku Dzieci z Dworca Brześć. Oraz mała Idusia pod sercem. Marina kontynuowała później projekt laleczkowy z uchodźczyniami, którym udało się dostać do Polski.


fot. Zofka Stopa

Zaprosiliśmy do tworzenia laleczek panie uchodźczynie, z którymi współpracujemy w Warszawie. Przy okazji dowiedziałam się, że "nasze" są bardzo podobne do słowiańskich motanek - na Ukrainie czy Białorusi tworzy się wiązane lale, które mają sprzyjać szczęściu. Lub wręcz spełniać życzenia.


Uczyłam też  motać lale aktywistów z Portugalii aby mogli je robić z osobami, z którymi współpracują. 

A teraz... Jesteśmy w Beskidzie Niskim gdzie dla grupy wspaniałych dzieciaków prowadzimy edukację domową. To ciekawe doświadczenie edukacyjne. Staramy się (z Inką Brzuzan, z którą tu działam) by było nie tylko edukacyjnie i twórczo ale i pożytecznie. W małej wiosce w górach też można robić dobre rzeczy dla świata: pomóc schorowanej sąsiadce, napisać list w obronie uciskanych aktywistów. Zrobić laleczki na dobry cel.  Leśne boginki, Łemkini z kurą, zielarka... Nasi uczniowie motają lalki, chcą je dobrze sprzedać a calutką zebraną kwotę oddać Obozowi dla Puszczy Białowiejskiej.


Puszcza Białowieska, tak obecna w mediach i wspólnej świadomości w zeszłym roku, po licznym protestach, procesach, sprawie w Trybunale Europejskim wydaje się być sprawą załatwioną. Harwestery wyjechały, aktywiści są uniewinnieni a sam las spokojnie trwa.
Niestety nie. Puszcza Białowieska wciąż nie jest odpowiednio chroniona, sprawy sądowe przeciwko aktywistom cały czas się toczą, podobnie jak terenowe patrole, monitorujące działania Lasów Państwowych. Ale co najważniejsze - postulat, aby rozciągnąć obecny, niewielki Park Narodowy na obszar całej Puszczy wciąż nie został spełniony.
Dlatego aktywiści broniący lasu siedzą na Podlasiu już dwa lata. Jest im ciężko. Praca, którą tam wykonują byśmy nie utracili płuc Europy, uniemożliwia im podjęcie pełnoetatowej pracy w Warszawie. Bo sama jest jak etat. Ponadto wciąż mnóstwo pieniędzy pochłaniają procesy sądowe. Nie mieści się nam w głowie, że ludzie, którzy poświęcili tyle czasu i energii dla nas wszystkich, mają tego powodu trudności. O ich sytuacji słyszymy z pierwszej ręki bo Zosia Stopa, która robiła większość tych pięknych fot, aktywnie działa w Obozie.

Nie ukrywamy, że zainspirowała nas historia 9-letniego, Rolanda Tiensuu. Chłopiec wraz ze swoją nauczycielką Ehą Kern, założył ruch dziecięcy, dzięki któremu zebrał miliony dolarów na ochronę lasów deszczowych. W 1987 r., podczas lekcji przyrody, Eha  zaprosiła amerykańskiego biologa do pokazania slajdów i porozmawiania z dziećmi o rezerwacie Monteverde w Kostaryce. Spotkanie wywarło głębokie wrażenie na dzieciach. Roland był szczególnie zaniepokojony. Zasugerował swoim kolegom z klasy by zebrać fundusze na zakupu gruntów w Monteverde Reserve. Dzięki wysiłkowi dzieci (głównie sprzedaży wypieków i rękodzieła!) zebrano wystarczająco dużo pieniędzy, by zakupić cztery hektary lasów deszczowych. Entuzjazm uczniów, wraz z wizją Ehy i jej męża Bernda Kern, spowodował narodziny Barnens Regnskog (Children's Rainforest), szwedzkiej organizacji non-profit, której celem jest gromadzenie funduszy na ochronę lasów deszczowych. Obecnie fundacja wspiera również lasy w Tajlandii, Gwatemali, Belize, Kostaryce i Ekwadorze i przyczyniła się do zachowania 450 km² lasów deszczowych. Być może prosta, laeczkowa akcja będzie początkiem czegoś większego?




Lale ukarzą się w naszej galerii na Facebooku w poniedziałek. Można je kupić wpisując pod wybraną lalą "zamawiam" i przesyłając nam info o dowolnej wpłacie na Obóz dla Puszczy (na ich konto). Leśno - podkarpacka lala na Mikołajki. 

Ps. W Karpatach również wycinana jest puszcza. Pewnie kiedy zrobi się ciut cieplej odwiedzimy Obóz, który jej broni. Nie znamy jednak tamtejszych realiów. Znamy natomiast realia i problemów Obozu dla Puszczy, dlatego uczniowie zdecydowali, że chcą wspomóc właśnie ich. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz