Prolog
Od jakiegoś czasu (po zachodzie słońca jak dziatki śpią) wraz z grupą wspaniałych osób pracuję nad pewną proekologiczną aplikacją.
Pominę, że to w sumie zabawne, że taka antysmartfonowa Amiszka jak ja, chce stworzyć aplikację... Grunt, że robię różne bardzo egzotyczne dla mnie rzeczy, jak sporządzanie biznesplanu, szukanie inwestorów i tp. i td.
Oby tylko plastikowe rewelacje Martyny nie utrwaliły się w głowach jej fanom.
Na szczęście pod postami aż huczy.
Od jakiegoś czasu (po zachodzie słońca jak dziatki śpią) wraz z grupą wspaniałych osób pracuję nad pewną proekologiczną aplikacją.
Pominę, że to w sumie zabawne, że taka antysmartfonowa Amiszka jak ja, chce stworzyć aplikację... Grunt, że robię różne bardzo egzotyczne dla mnie rzeczy, jak sporządzanie biznesplanu, szukanie inwestorów i tp. i td.
Wtem!
Którejś nocy trafiłam na granta na ekologiczne innowacje. Termin deadlinu był bardzo bliski (kilka godzin) , więc niewiele myśląc (i nie sprawdzając kto jest grantodawcą) zaczęłam składać wniosek.
Dopiero jak już złożyłam przyszła refleksja. Np. fakt, że to troszkę dziwne, że w jury nie ma żadnych ekologów tylko blogerzy podróżniczy.
Eee, no spoczko. Jak się dużo jeździ to się widzi:
wyspy śmieci (ta największa ma rozmiary Teksasu)
narodowe ptactwo w postaci szybujących foliówek (tak sobie żartowali moi znajomi z Jordanii, my z tych torebek robiliśmy z uchodźczyniami lalki na sprzedaż)
i kilka innych rzeczy.
Zawsze kiedy pokazuję dzieciakom slajdy z ośrodków dla uchodźców mówię, że ogrom śmieci to nie kwestia tego, że ludzie z danego kraju są brudni tylko wynik tego, że nie ma pieniędzy na bardziej podstawowe potrzeby niż utylizacja (w świetle tego czyje śmieci przychodzą do polskich spalarni to już w ogóle wielowątkowe story).
Mimo wszystko ekspertami to nas jeszcze nie czyni (my do naszej aplikacji zatrudniamy ekologów). Ach i chyba umknęło mi coś jeszcze ważniejszego. Ja tu się czepiam jury (co oni winni, że ktoś ich zatrudnił) a organizator jest bardzo, bardzo nieciekawy.
Tam tararam...
Chodziło o Żywiec Zdrój. Znany i nielubiany koncern produkujący butelkowaną wodę. Czyli, że mamy do czynienia z klasycznym, klasyczniutkim greenwashingiem. Ktoś (czyli Żywiec) mydli nam oczy abyśmy czegoś nie zobaczyli. Np. sadzi drzewka (już i tak za dług ten post, więc pominę jak sadzenie drzewek ma się do ekologii) by nimi zasłonić tony plastiku.
Ups, robić eko projekt z kimś takim? Eee... To nie etyczne? No i z takim grantodawcą bylibyśmy na starcie spaleni u naszej grupy docelowej.
Zaczął się najbardziej luksusowy dylemat świata - przyjąć kasę jeśli ją dostaniemy? Zdecydowaliśmy, że (jakby co) wycofamy się. Na szczęście (nie szczęście? fajnie byłoby wzgardzić zastrzykiem gotówki ) okazało się, że przy składaniu wniosku nie wypełniłyśmy jakiejś rubryczki (nie radzę pisać wniosków o 2.00 w nocy, drogie dziatki!).
fot. Dominik Cudny dla Kontakt
I śmiesznie i straszno
A potem jeszcze okazało się, że całą akcję wspiera Martyna W. i głosi opowieści dziwnej treści. Że niby plastik lepszy od szkła. To już się w ogóle zrobiło ciekawie. Nic tylko wyciągnąć popcorn i obserwować rozwój wypadków.Oby tylko plastikowe rewelacje Martyny nie utrwaliły się w głowach jej fanom.
Na szczęście pod postami aż huczy.
A dla mnie lekcja nad lekcje by ZAWSZE sprawdzać kto daje kasę. Bo cel nie uświęca środków.
Epilog
A tym, którzy twierdzą, że "przecież nie da się zrezygnować z platiku" odsyłam np. na Zero Waste Polska.
Inspirująco aż miło i można sobie ułożyć w głowie to i owo.
Kilka krajów np. Kenia i Tajwan zakazali plastiku - różnie im to wychodzi ale chyba zauważyli, że stoimy nad przepaścią.
Tu ciekawe info w temacie.
ps. Świat pełen jest zacnych ludzi, którzy z dobrego serca na pewno przypomną mi jakiś wspólny posiłek jedzony plastikową łyżeczką albo wyśledzą w sieci zdjęcie na którym okazuje się, że mój dom to wielki, dmuchany zamek (z wiadomego surowca). Nie jestem ideałem. Jakoś tam się staram. Budujemy nasze place zabaw i zabawki ze śmieci właśnie dlatego, że bolejemy nad tym, że tak ich dużo.
ps. Świat pełen jest zacnych ludzi, którzy z dobrego serca na pewno przypomną mi jakiś wspólny posiłek jedzony plastikową łyżeczką albo wyśledzą w sieci zdjęcie na którym okazuje się, że mój dom to wielki, dmuchany zamek (z wiadomego surowca). Nie jestem ideałem. Jakoś tam się staram. Budujemy nasze place zabaw i zabawki ze śmieci właśnie dlatego, że bolejemy nad tym, że tak ich dużo.