środa, 9 marca 2016

Kilka głupotek z Jordanii

1. Huśtawka
Idziemy sobie przez szare ulice, nagle... Huśtawka jak się patrzy! A raczej pozostałość po niej – cała jest skuta łańcuchem a siedzenie połamane. Wspaniale było by ją przenieść na nasz plac. Tam gdzie działamy nie ma za bardzo jest jak rozwiesić huśtawki. A ona jest przecież tak ważna. Niesamowicie stymuluje rozwój mózgu. I w ogóle co to za plac zabaw bez bujania?!
Ledwo udaje się nam przejść przez górę gruzu przyjrzeć się dokładniej otaczają nas dzieciaki. Cała chmara. Z domu kiwa babcia. Młody mężczyzna w bluzce ze znaczkiem Nike pytająco kręci głową. Zwołuje kolejnych ludzi... Mamy ogień w oczach bo naprawdę zależy nam na tym stelażu. Zaczynamy pantominę, która ma zobrazować budowę placu, wolontariat, syryjskie sieroty i wpływ placów na rozwój dziecka. Nagle płynnym angielskim odzywa się niepozorny młodzieniec. Do tej pory obserwował nas siedząc w kucki pod ścianą. „Ta kobieta ma to czego potrzebujecie” - rzuca z pewnością i wskazuje na okularnicę w jasnej chuście. Jest radość! Idziemy za miłą panią jak gąski za mamą. Zaraz kupimy stelaż. W wyobraźni już snuję plany o siedzeniu z opon, które stworzymy. A może cały hamak? Ta konstrukcja jest naprawdę duża. Pani otwiera kolejne drzwi, wreszcie na ganku za domem ukazuje się huśtawka na rachitycznych sznurkach. Gospodyni uśmiecha się jak ktoś zadowolony z tego, że może uszczęśliwić innych „ Tutaj możecie się pobujać. Yalla!” - zachęca tłumacz.

 (ponieważ  jednak się nie dogadaliśmy to ostatecznie huśtawkę sami sobie skleciliśmy - przy dużej pomocy  przystojnego spawacza z dzielni)

2. Latawce
Na jordańskim niebie latawce. „Siedem... dwadzieścia trzy... Jedenaście” - Zawsze staram się policzyć idąc ulicą. Z daleka wyglądają jak wielkie tłuste muchy.


3. Pomidory
Budowę placu zabaw w Rusajfie obserwuje mnóstwo osób. Sąsiedzi wychylają się z okien, przynoszą kawę. Z czasem do wspólnej pracy włącza się coraz więcej osób. Mężczyźni radzą nad konstrukcją domku na palach. Chłopcy machają kilofami. Dziewczynki malują a jedna z upodobaniem piłuje. Większość rozmów z ludźmi z okolicy odbywa się przez google transtalor. Któregoś dnia panika, nie pozwalają nam wychodzić z ośrodka. Mówią coś o policji i złowieszczo kręcą głowami. W ogóle nie możemy się dogadać o co im chodzi ale chyba o jakiś papierek, zezwolenie na pobyt. Aby jakoś nam osłodzić ten areszt,  dostajemy siatkę pomidorów  od Murata. Bardzo z siebie zadowolony, klika jak zawsze na telefonie i podtyka Zosi pod nos„One są kwantowe”- obwieszcza po polsku tekst na ekranie.

4. Słowo
Zdecydowana większość ludzi, których spotykamy w Jordanii mówi po angielsku kiepsko albo wcale. Niezmiennie wspólną ulubioną zabawą jest porównywanie słów- jak brzmi po polsku, arabsku, angielsku: czas, niebo, słonecznik, "ile masz dzieci?", szczypawka. Jedno słowo niezmiennie sprawia wszystkim arabsko języcznym problem- jak powiedzieć po arabsku "super"? Rozumieją sens ale z tłumaczeniem jest kłopot. Nie mogę się nadziwić bo dla mnie to (no może na zmianę z "fantastic") absolutna podstawa słownika.


5. Czasem trzeba przejść przez ciemny tunel...
aby dojść do morza!

6. Kurtka
Nieustannie patrzymy pod nogi- opony, kapsle, blacha, stare meble- wszystko może się przydać do placu zabaw. Co tu dużo mówić, czasem buszujemy po wysypiskach bo akurat tam są bajeczne drzwi, z których można zrobić dach do chatki. Ludzie patrzą się na to różnie (co zresztą nie dziwi wcale a wcale). Pokazujemy zdjęcia z innych placów, coś tam bredzimy o „dzieciach i zabawie”... Nagle podchodzi do nas mężczyzna z kurtką i mówi, że religia nakazuje nam ją przekazać. 




7. Welcome
Wracamy z obozu w Jerasch taksówką. Na liczniku wyświetlają się trzy dinary, pan się upiera, że  mamy zapłacić pięć. „Nie ma mowy”- wykłócamy się i machamy trzema dinarami. "Ok nie ma sprawy”- uśmiecha się pan szeroko -”Welcome in Jordan”. Wsiada do samochodu i odjeżdża. A my zostajemy z pieniędzmi i zdziwieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz