Coraz bardziej zawyżamy wiek naszej publiczności. Niedawno wystawialiśmy dla około trzydziestoletnich gospodarzy a dziś dla bywalców Domu Seniora.
A to było tak- wracałyśmy z bazaru i coś (już nie pamiętam co) zaintrygowało nas przy niskim budyneczku z podjazdem. Może kartka informująca, że "Toaleta nie jest publiczna"? Albo plakat zachęcający do udziału w balu z okazji Walentynek (tylko dla samotnych)? Stałyśmy i dywagowałyśmy co też budyneczek w sobie mieści, gdy nagle wyszedł z niego miły staruszek. Przesłał nam szarmancki uśmiech i zaczął gorąco zachęcać abyśmy weszły do środka. "To pewnie Dom Starców. Nie,chyba jednak nie wejdziemy"- odpowiedziałyśmy nie wiem czemu. "A w sumie to czemu nie?"- dopadło nas kilka kroków dalej. "Może by wystawić dla nich nasz teatrzyk? Ale czy nie poczują się zinfantylizowani? Ale dziś jest Dzień Babci, może to znak?" - rozkminiałyśmy dalej (bo co jak co ale rozkminy to my lubimy bardzo, a te z użyciem trudnych słów jeszcze bardziej). Koniec końców następnego dnia wylądowałyśmy przed obliczem dyrektorki budyneczku. Ta kobieta spokojnie mogłaby zostać miss Tropików w kategorii eighteens i najwyraźniej nie przejawiała naszych skłonności do komplikowania prostych spraw: "Przyjdźcie jutro o 16-stej".
Następnego dnia zasłoniłyśmy okna głównej sali Domu Seniora kartonami znalezionymi na jakimś śmietniku i śpiworami przyniesionym w plecaku i wystawiliśmy nasz teatrzyk. Było fajnie- panie (i jeden pan) dopowiadały kiedy trzeba ("Czy Sawa może zaufać Warsowi mimo dzielących ich różnic?" "Oczywiście"), tupały gdy tego wymagała akcja i cierpliwie poprawiały moje błędy językowe (ostatnio okazało się, że w naszym hiszpańskim tłumaczeniu są błędy związane z różnicami kulturowymi, np. w Meksyku granujas nie oznacza (tak jak w Hiszpanii) łobuziaków tylko jądra.... No, mam nadzieję, ze tym razem aż takich wtop nie było albo życzliwe babcie je litościwie przemilczały).
I bardzo chichotały, kiedy pojawiał się Bazyliszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz