środa, 26 czerwca 2013

Skutki zaczytania w nocnym

Ostatnio zaczytałam się jadąc nocnym i w efekcie wylądowałam w totalnie innej dzielnicy, bez połączeń do ciepłego łóżka. Ponieważ jestem skąpa niczym Szkot z dowcipów z brodą, w normalnych okolicznościach podrałowałabym do domu na piechotę. Jednakowoż w ciąży uskuteczniam bezwstydne rozpieszczanie, więc zamówiłam taxę. Kiedy wygodnie wracałam do domu zdałam sobie sprawę, że ostatnio korzystam z różnych zbędnych udogodnień całkiem często. Na facebooku czekał na mnie link do internetowej zbiórki dla fantastycznej dziewczyny chorej na nadciśnienie płucne. Wczytałam się w jej historię i zaczęłam się zastanawiać ile pieniędzy żegna się ze mną z niekoniecznie ważnych powodów, jak np. zagapiłam się i przejechałam przystanek, miałam ochotę na batona albo zapomniałam biletu. Spokojnie uzbierałoby się z 50 zł, które mogę przeznaczyć na jakiś bardziej świadomy cel- dołożyć się do czyjejś walki o wzrok, edukację czy bezpieczeństwo.


Myślę, że nie chodzi o rezygnowanie z przyjemności w ogóle, bo one są super- dzięki naszym wydatkom rozwija się kultura i gospodarka. Taksówkarze też muszą zarabiać- jeśli wszyscy wybiorą pomoc charytatywną miast jazdy taksówką to niedługo trzeba będzie ruszyć z programem wspierania kierowców. Myślę, że bardziej chodzi o świadomość- zdawanie sobie sprawy z potencjału naszych wydatków i refleksję nad tym. Marzy mi się taki trend społeczny- raz w miesiącu świadomie rezygnuję z dziesięciu paczek papierosów, albo kiecki, imprezy czy czegoś tam, co pochłania trochę kasy a nie jest niezbędne i wspieram bliską mi akcję albo wyszukuję taką, która mnie zachwyci. Potrzebujących jest cała masa, internet skrzy się od apeli: fot wychudzonych, schorowanych albo niewyedukowanych dzieci, blogów zdesperowanych rodziców, bezpańskich psów i świnek morskich czekających na adopcję, opisów klęsk żywiołowych i tak dalej. Myślę, że nie powinna nas ta mnogość potrzeb zrażać. Po prostu wybierzmy to co czujemy, co jest nam najbliższe. Inną kwestią, która może zniechęcać jest nasz mały budżet. Nie jesteśmy krezusami a co to jest te kilka groszy, które sobie odmówię z czterech pączków... Pamiętam jak sama zbierałam na wyprawkę dla Grety albo akcję w ośrodku dla uchodźców z Syrii i jak ważne i doceniane było każde 15 zł- ktoś nie poszedł w do kina a Greta miała czym i na czym pisać przez kilka miesięcy. Jak mówi twórca idei mikrokredytów noblista Muhammad Yunus "Gdyby każdy pomógł pięciu osobom bieda stałaby się obiektem muzealnym"Można tu sobie zadać pytanie co mnie obchodzi, że jakaś romska dziewuszka uczy się składać literki? Bieda, biedą no bardzo mi przykro ale ja nie jestem biedny, więc może zajmę się sobą?  Myślę, że w ogólnym nastawieniu naszej kultury za bardzo pokutuje podział na dawców i biorców. Ci którzy wymagają wsparcia są w pozycji słabszej, trochę przegranej a pomagającego się poważa, w końcu "robi łaskę bo on nic z tego nie ma". Tymczasem (takie podejście jest np. w buddyzmie) wszyscy jesteśmy całością, więc pomagając innym pomagamy też sobie. Nie będę tu pisała o powracającej dobrej energii i innych głodnych kawałkach, dobrych dla dzieci kwiatów, tylko pragmatycznie:  Jeżeli w jakimś kawału świata źle się dzieje to nie ma możliwości by nie wpływało to (często w bardzo, bardzo pośredni sposób) na kondycję innych krajów (oczywiście wojny przynoszą innym państwom finansowe korzyści ale dalekobieżne konsekwencje nie są już takie słodkie). Jeżeli zadbamy o rozwój i ułatwienia dla niepełnosprawnych to będą mogli pracować i dokładać się do wspólnego budżetu. To samo dotyczy uchodźców i praktycznie wszystkich grup wykluczonych: w ludziach drzemie potencjał, który można i należy spożytkować. Wszyscy skorzystamy jeśli kiedy kasa będzie szła w rehabilitację, profilaktykę, programy wyrównawcze a nie w renty i zapomogi. 
Myślę, że każdy powinien sam poszukać celu, który chce wesprzeć, moim zdaniem warte uwagi są:
Świetna, bardzo zaangażowana społecznie dziewczyna po urodzeniu córeczki, na skutek ciężkiego porodu zachorowała na okrutną chorobę - nadciśnienie płucne, którego przez lata nie wykrywali lekarze. Teraz jest bardzo słaba, gaśnie z każdym dniem ale pojawiła się nadzieja- przeszczep w Wiedniu.

Garstka wolontariuszy bez biura, na poważnie zastanowiła się słowami Kapuścińskiego "Żyjemy w raju, do którego 80% populacji nie ma dostępu" i postanowili zrobić coś z komfortowym życiem w Polsce. Uznali, że rację ma pakistańska aktywistka Mukhtar Mai mówiąc "Szkoła to pierwszy krok na drodze do zmiany świata", więc zaczęli wspomagać szkoły. Przez 11 lat działalności przekazali dziesiątki ton podręczników, odzieży i środków czystości do placówek z Afganistanu, Kosowa, Bośni i Hercegowiny. Wielokrotnie zasilili czujczujowe akcje wspaniałymi materiałami plastycznymi, dzięki którym mogły odbyć się warsztaty w Kurdystanie, Mołdawii i na Ukrainie. 

Piotrek Próchniewicz
Piotrka miałam okazję poznać pracując z nim kilka lat temu. Uwielbia obierać ziemniaki, ma absolutnie czarujący uśmiech i szósty zmysł do wynajdywania najbardziej skitranych słodyczy. Za każdym razem kiedy się widzimy daje mi bukiecik konwalii. Ma Autyzm. Jego mama dokonała nieprawdopodobnych starań by był taki jaki jest. Urzekło mnie kiedy kiedyś stwierdziła "Piotrek to nie żaden genialny sawant ale też nie jakiś głupek i zażartować potrafi i jest bardzo wrażliwy". I faktycznie Piotr po kilkunastu latach terapii kwitnie: zaczyna mówić, staje się coraz bardziej samodzielny, jest pogodny i otwarty na ludzi. Bardzo chce uczyć się dalej. Chce się uczyć to za mało powiedziane on ma dziki głód wiedzy i rozwoju. Dorota- mama Piotra robi wszystko by jego edukacja trwała ale sama jest już wykończona. Niestety w Polsce cały ciężar opieki nad chorym dzieckiem spada na rodzica. Ten albo ucieka (ale to temat na inną historię) albo walczy jak lew coby dziecko było szczęśliwe, pożyteczne i samodzielne. Ponosi przy tym niewyobrażalne koszty: osobowościowe (niekiedy tak pochłonięty jest opieką, że przedstawia się jako "rodzic autystycznego chłopca"), materialne, zdrowotne, społeczne. Dorota nie boi się nazywać rzeczy po imieniu i walczy o normalność nie tylko dla Pitrka ale też dla siebie- odważnie pisze o systemie, który jest bardziej problematyczny niż sama choroba, popularyzuje wiedzę o autyzmie a przy okazji nieprawdopodobnie gotuje (mam nadzieję, że kiedyś wyda poczytną książkę kulinarną, stanie się sławna niczym Nigella Lawson i ich wszelkie problemy materialne się skończą). Moim zdaniem i mama i syn mają niesamowity potencjał, więc warto wesprzeć terapię Piotra.


O tajemniczym świecie niepełnosprawnych bliźniczek i ich instalacjach pisałam TU.

Itaka- Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych (nie mylić z biurem podróży)
Chyba już z pięć lat minęło jak zakończyłam dwuletni wolontariat w Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych Itaka a ciągle wspominam to jako jedno z najciekawszych doświadczeń w moim życiu i pierwsze zetknięcie z tak profesjonalną Fundacją. Mało kto o tym wie ale rocznie w Polsce przepada bez wieści z różnych przyczyn (jak m. in. choroba psychiczna, demencja, wypadek, przestępstwa, ucieczka z domu, samobójstwo) 17 000 osób.  ITAKA jest jedyną organizacją pozarządową w Polsce, która całościowo zajmuje się problemem zaginięcia (marzy mi się by powstała fundacja, która tak całościowo wesprze rodziców niepełnosprawnych dzieci): 
-Wspomaga poszukiwanie osób zaginionych (przede wszystkim poprzez publikowanie zdjęć osób zaginionych w mediach i całodobowe odbieranie informacji o takich osobach).
-Wspiera bliskich osób zaginionych na całodobowym telefonie zaufania, grupach wsparcia,  w doradztwie prawnym, socjalnym i psychologicznym.
-Zajmuje się profilaktyką zaginięć przez rozmaite akcje i warsztaty.
Przez 14 lat działalności Fundacji udało się odnaleźć 9 978 osób. Wszelka pomoc świadczona jest bezpłatnie (i bardzo dobrze bo zaginięcia zdarzają się we wszelkich rodzinach i bardzo bogatych i bardzo biednych) w związku z czym niekiedy zmaga się z dużymi problemami finansowymi. Już 20 zł to rozpoczęcie działań poszukiwawczych jednej osoby.
Więcej jak wspomóc poszukiwania i akcjach Fundacji TU


"Dzieci z Zespołem Downa mogą mieć satysfakcjonujące życie, mogą robić rzeczy których nie robią zdrowi ludzie, nie można tylko wierzyć w mity" - to jakby przewodnie motto i misja fanpagea Kosmitek Jo, którego założyli rodzice Jonatana z Zespołem Downa, Aleksandra Więcka i Kobas Laksa. Dużo można w ogóle wycisnąć z tej strony- wcale nie dotyczy tylko niepełnosprawności ale ogólnie podejścia do życia: Jak by nie było, można zaczarować tak by było dobrze. I cieszyć się z tego co jest. A rodzice kosmitka czarują ile wlezie. Po pierwotnym szoku jakiego doznali słysząc diagnozę, postanowili oswoić sytuację:  uznali, że Jonatan pochodzi z planety T21 i jest ich nauczycielem. W obcowaniu z nim znajdują radość, inspirację i wzajemne wzbogacanie. Na własną rękę szukają pomysłów co do dalszego rozwoju synka. Chcą pomóc innym rodzicom i snują plany o założeniu Fundacji. Myślę, że już ich postawa daje niezłego kopa. 


Teatr 21 zrodził się z warsztatów teatralnych w Zespole Społecznych Szkół Specjalnych Dać Szansę w Warszawie - członkami zespołu są są młodzi ludzie z zespołem Downa i autyzmem. Twórczość, którą prezentują dobitnie pokazuje, że w każdym drzemie potencjał i, że różnorodność jest dla świata bogactwem a nie przeszkodą do pokonania. Aktorzy tej trupy za pomocą teatru udostępniają nam zapoznanie się ze swoimi standardami. Obserwując ich na scenie odnosi się wrażenie, że są trochę jak przybysze z innej kultury, może jakiejś azjatyckiej mniejszości etnicznej? Nie ma potrzeby by dostosowywać ich pod nasze wzorce, po prostu są tacy jacy są. I widz też jest jaki jest, w związku z czym wychodzi ze spektaklu z poczuciem wolności- można rzec, że jest to dla widowni swoista terapia (jak każda dobra sztuka). Nie o terapię tu jednak tylko chodzi. Publiczność otrzymuje przemyślany, dobrze zagrany,  zaskakujący, pełnowartościowy spektakl, który nie wymyka się powszechnie funkcjonującym kategoriom teatralnym i niesie wartości uniwersalne. Grupa rozwija się i ma ugruntowaną (albo coraz bardziej gruntującą się) pozycję w świecie teatru. Pod względem estetycznym wpisuje się w ascetyczny nurt, który miast rozbudowanych konstrukcji plastycznych i scenograficznych wprowadza multimedia i operowanie teatralnym skrótem i symbolem. Jeżdżą na festiwale (w tym roku można ich zobaczyć m.in. w Węgaitach i na Malcie), zdobywają nagrody. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz