Mam wrażenie, że nieustannie towarzyszą nam dwa psy. Wabią się Beztroska i Rozpieszczando. Co chwila pchają nas do przodu, tykają mokrymi nosami i merdają kudłatymi ogonami. To za ich sprawą napotkani ludzie dbają o nas jak o rodzone dziatki i tuczą a wcale nie zamierzają upiec w piecu jak Baba Jaga Jasia. Wprost od cioci Nataszy, u której miałyśmy być trzy dni a ostałyśmy się na dwa tygodnie, wyjadając jej wszystko co miała na grządkach (pod pretekstem pielenia) przeniosłyśmy się do księdza Rusłana w Raszkowie. A to było tak...
Postanowiłyśmy, że musimy odwiedzić Raszków, bo miasteczko przez wiele lat było w rękach Polaków. Książę Lubomirski postawił tu Ormianom kościół. Jest też polski cmentarz na którym na Zaduszki spotykają się Polacy, a przecie Wszystkich Świętych tuż tuż... Kolega podał imiona dwóch księży, którzy działali przed kilkoma laty w Slobody Raszkowskiej położonej niedaleko wioseczce. I tyle miałyśmy informacji na temat Raszkowa ładując się do Marszrutki jadącej w jego kierunku.
Beztroska machała ogonem wyjątkowo zamaszyście. W Naddniestrzu generalnie wieczorami jest ciemno. Nie inaczej było w Raszkowie, gdy dotarłyśmy do niego kolo 20.00. Za ciemno by iść na piechotę 14 kilometrów, do Slobody Raszkowskiej, gdzie nikt na nas nie czeka - ale znamy imiona dwóch księży. Założyłyśmy na czoła latarki i zapytałyśmy o drogę do kościoła, w którym ksiądz pewnie zna księży, ktorych zna Stasio L. W związku z tym na pewno przyjmie nas z otwartymi ramionami i powie 'zostańcie dziś na noc na mojej plebani, owieczki kochane' -chodzi tu o Boże Owieczki ale my jesteśmy czasem durne, jak te kudłate. Jakiś dziadek wskazał nam drogę. Poza nim nie było żywej duszy, w tym ciemno ciemnym w czarną noc miasteczku. Nie wiem jak -za dnia zobaczyłyśmy, że to zupełnie na uboczu- krętą dróżką dotarłyśmy do domostwa pani Tatiany, jednej z niewielu katoliczek w miasteczku. Najpierw, trochę się przeraziła zjaw z czołówkami, proszących o szybkie wskazanie kapłana. Potem cala dumna zaprowadziła nas do proboszcza. A ten rzeczywiście przyjął nas z otwartymi ramionami. Okazało się, że możemy u niego zostać kilka dni. Zrobimy nasze warsztaty w działającej przy kościele Caritasowej świetlicy, pomożemy w porządkach na cmentarzu i odwiedzimy wszystkich mieszkających tu staruszków z polskimi korzeniami. A na Zaduszki zrobimy teatr cieni z jednej zwrotki Dziadów -prześcieradło na którym siedzę pisząc te słowa, posłuży jako ekran:
Raszków pachnie dymem z ogniska. Parafia zbiera niewielu wiernych ale ksiądz ma absolutnie nowoczesne pomysły, sprowadza gości z zagranicy, prężnie działa z pomocą charytatywną. Ma wielkie, smutne oczy choć niezły z niego kawalarz. Fenomenalnie mówi po polsku -był w seminarium niedaleko Krakowa- ale poinformował nas o tym dopiero 40-stu minutach rozmowy po rosyjsku, bo miał ochotę posłuchać jak władamy tym językiem. Jest to w jakiś sposób wzruszające i imponujące, że wrócił do swojego maleńkiego miasteczka by sprawować posługę dla jeszcze mniejszej parafii. Nie tylko ksiądz jest ujmujący. Samo miasteczko jest śliczne, trochę jak spod reki scenografa Kusturicy pogrążonego w stanie słodkiej melancholii. Jaka to ulga po Benderach i Tyraspolu. Każdy dom ma tu jakiś ciekawy ornament albo zawijas na bramie, ktory wyróżni go spośród innych.
Więcej o samym Raszkowie tu: Literka P
A potem planujemy Sorokę. Naddniestrzańskie miasteczko Cyganów. Podobno po wojnie osiedliły się tu najbogatsze rodziny cygańskich książąt i baronów z całej Europy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz