W Kurdystanie mężczyznom zamiast krwi, w żyłach pulsuje siwy dym. Zbierają się co wieczór, by pod gołym niebem palić szisze, grac w OK lub havlę - o nich za moment- i rozmawiać bez końca. Kurdyjskie kobiety maja zwyczajną krew - jak Polki - ponieważ nie uczestniczą w tych rozrywkach. Kobiety i mężczyźni to dwa, nie do końca przenikające się światy, my jako obce mogłyśmy poznawać oba. Jeden świat to świat domu i dzieci, zapachy kuchni. Drugi to świat zewnętrzny, praca, dym sziszy, wieczorne partyjki OK w męskim gronie. W ulubionym, stałym miejscu pod cytadelą początkowo budzimy nie małą sensację i nasze poczynania bacznie obserwowało jakieś 40 par oczu. A my poczyniłyśmy sobie przednio- piłyśmy hektolitry słodkiej jak ulepek herbaty, obżerałyśmy baklawami. Oczy miałyśmy błędne od sziszy i niczym stare hazardzistki rznęłyśmy w ok. Jest to 4-osobowa gra rozgrywana przy pomocy płytek z numerami od 1 do 13. Celem gry jest ułożenie swoich płytek w jednokolorowe sekwensy lub grupy zawierające takie same numery. Wciąga. Grze towarzysza całe czary mary z tasowaniem co budzi niesłychane emocje. Ponieważ jej idea polega głównie na liczeniu i segregowaniu, doskonale się w niej odnajdą osoby z rysem autystycznym i anankastycznym. I wszyscy inni.
Kiedy robi się ciepło i jest wolne od pracy (w Kurdystanie to piątek jest takim dniem a nie niedziela), kto żyw urządza pikniki. Wraz z paczką zaprzyjaźnionych chłopaków pojechałyśmy w góry. Koedukacyjny wyjazd w gronie nie połączonym więzami krwi to tutaj mimo wszystko ekstrawagancja. Naszym koleżkom dopisywał humor- od kilku dni robili przygotowania na wyprawę: pojechali do chrześcijańskiej dzielnicy kupić piwo na piknik (w pozostałych dzielnicach w sklepach nie uświadczycie alkoholu), zakupili wiktuały do szaszłykowania.
Podczas drogi nauczyli nas kurdyjskiego przywitania, odpowiednika naszego 'witaj bracie' i zaśmiewali się gdy witałyśmy w ten sposób zdezorientowanych funkcjonariuszy przydrożnych posterunków, w których co kilka kilometrów trzeba okazać dowód tożsamości. Zatrzymałyśmy się spory kawałek od miasta nad strumieniem, popularnym miejscem pikników, o czym świadczą wszędzie walające się śmieci. Chłopcy wszystkim się zajęli- przygotowali szaszłyki (to męska rzecz), schłodzili sziszę... Totalne rozpieszczando.
Romansu niestety nie było, Kurd był dżentelmenem. Kiedy wreszcie dotarli na szczyt, chłopak wręczył jej zerwanego po drodze kwiatka, nachylił się nad jej (nieco spoconym) spoconym liczkiem, głęboko zajrzał w oczy i zadał sakramentalne pytanie:
- Co sądzisz o przyszłości Kurdystanu?
fot. Czarli Bajka
fot. Czarli Bajka
Mocno otumanione szisza i syte ruszyłyśmy w góry. Tak naprawdę to jedna z nas ruszyła w góry w towarzystwie Kurda w którym się zauroczyła. Kurd również był całkiem zainteresowany bladą Polka ale chwilami zgrywał obojętnego - czym doprowadzał biedaczkę do gorzkich łez i zgryzoty. Na pikniku również postanowił pozgrywać niedostępnego ale szczęśliwie napatoczył się Czech autostopowicz, podążający przez Kurdystan do Indii. Zobaczyłyśmy jak idzie drogą wielkim plecakiem i zaczęłyśmy go gorliwie zapraszać na szaszłyki. Ledwo nasz sąsiad z południowej granicy przekroczył strumień, amant porwał jedna z nas - na szczęście tą co trzeba i przeprawił się z nią przez tenże strumień. Idziemy w góry- oświadczył. A blada Polka gorliwie się zgodziła. Romansu niestety nie było, Kurd był dżentelmenem. Kiedy wreszcie dotarli na szczyt, chłopak wręczył jej zerwanego po drodze kwiatka, nachylił się nad jej (nieco spoconym) spoconym liczkiem, głęboko zajrzał w oczy i zadał sakramentalne pytanie:
- Co sądzisz o przyszłości Kurdystanu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz