czwartek, 24 maja 2012

Erbil

Kurdystan to taki kraj, którego trochę nie ma - żadne państwo go nie uznaje i po wjechaniu do niego ma się iracką pieczątkę w paszporcie. Z drugiej strony jest wiele przesłanek za jego istnieniem - wszędzie powiewają żółto-zielono-białe flagi,  ma swój rząd, prezydenta, język.

fot. Czarli Bajka
Co do Erbilu - stolicy kraju Kurdów - nie ma niejasności. Jest miastem i to najdłużej zamieszkałym miastem świata. Mimo to Erbil wyglądem przypomina trochę scenografię animacji dla dzieci. Na głównym placu, przy cudnych fontannach rosną plastikowe drzewa a na nich plastikowe gruszki i śliwki. W parkach sztuczne kwiaty i niedźwiedzie z żywopłotu. Nocą fontanny podświetlone są na wszystkie kolory tęczy, a z drzew migoczą do nas barwne światełka.
Z lotu ptaka widać, że erbilowe ulice mają kształt ślimaka. Wyjątkowo na nich spokojnie, przy odrobinie szczęścia można jednak spotkać lamę podróżniczkę.
fot. Czarli Bajka
Kiedy wjechałyśmy do stolicy Kurdystanu, było ciemno i późno. Od ludzi na przystanku (Kurdowie mogli by się znaleźć w encyklopedii po hasłem pomoc i życzliwość) zaczęłyśmy dzwonić do naszego znajomego Farhanga - Kurda mówiącego po polsku, u którego miałyśmy spać. Tyle tylko, że nie odbierał. Nie zrażone tym udałyśmy się do jakiegoś hotelu, by zasiąść w holu i oczekiwać wieści od naszego znajomego. Po trzech dniach nieustającej jazdy, nie wyglądałyśmy zbyt zachęcająco, ale właściciela hotelu to nie przeraziło. Natychmiast poczęstował nas herbatą i zaoferował swój telefon. Wreszcie dodzwoniłyśmy się do Farhanga, który jak się okazało, jednak nie mógł nas ugościć. Ulokował nas w hotelu o szumnej nazwie Kings Hotel i obiecał, że zorganizuje nam zajęcia na Uniwersytecie - warsztaty z zabaw dla studentek pedagogiki. Kings Hotel nie był miejscem o jakim marzą zafascynowane Kurdystanem podróżniczki - prowadzony i odwiedzany głównie przez Irakijczyków, raczej drogi i dość obskurny. W naszym pokoju były tylko okna wychodzące na mury budynków stojących kilka metrów dalej. Obsługa była jednak bardzo miła i następnego dnia pokierowała nas do biednej dzielnicy. 
fot. Czarli Bajka
 Postanowiłyśmy, mocno naciskane przez zawartość naszych portmonetek, poszukać jednak innego miejsca. Miałyśmy już tu sporo znajomych poznanych we wrześniu, ale większość z nich byli to mężczyźni, co wykluczało nocowanie u nich z powodów kulturowych. W Kurdystanie mogłyśmy być ulokowane tylko u pełnej rodziny. Podczas poprzedniego pobytu z Kingą, spędziłyśmy noc u wiekowego wujka jednego z chłopaków z którym pracowały. Na drugą noc musiały jednak poszukać innego lokum bo wujka odwiedził, od dawien dawna niewidziany, właściciel domu i w dobitnych słowach wyraził, co myśli o takich "gościach" płci żeńskiej. Na szczęście tym razem obyło się bez skandali - dwa dni później powędrowałyśmy do przemiłej rodziny Kurdów pochodzących z Syrii. 
fot. Czarli Bajka
 Rano budził nas trudny do zniesienia skwar, ale dzielnie wychodziłyśmy na dwór by nasycić się Erbilem, przesiąknąć nim i poczuć jego wszystkie smaki. Na podwórku przy domu naszej rodzinki mały koziołek skubie trawę. Ciągniemy koziołka za bródkę i idziemy dalej. Mijamy stragany pełne chińskich zabawek (wszystko rusza się, świeci, śpiewa albo wydaje inne dźwięki), kolorowych słodyczy i owoców. Na wysepkach na jezdni mężczyźni urządzają sobie pikniki, siedzą po turecku i piją ajran, grają w havlę lub po prostu rozmawiają. Zupełnie nie zwracają uwagi na jeżdżące dookoła samochody. Nie widać zbyt wielu kobiet. Jeśli już jakaś się pojawi to w towarzystwie męża. Zaprzyjaźniamy się z Prween, zwaną przez nas Perliczką. Jest to córka ludzi u których mieszkamy. Ma 20 lat, jest śliczna, bardzo inteligentna i ciekawa świata. Denerwuje ją wiele kurdyjskich zwyczajów, to w jaki sposób traktowane są kobiety, chciałaby jeździć po świecie i zmienić sytuacje kurdyjskich kobiet. Mimo, że trafiłyśmy na buntowniczkę, tylko raz udało się nam z nią wybrać na miasto- po pracy wraca do domu. Większość wolnego czasu spędzamy więc w towarzystwie mężczyzn. Kurdyjscy mężczyźni jak wszędzie na świecie są najróżniejsi. 
fot. Czarli Bajka
Starsi panowie w tradycyjnych pumpiastych spodniach i rozpinanych bluzach do kompletu tylko uśmiechają się miło pod ciemnym wąsem i odpowiadają przyjaźnie na nasze "bashi bra"- witaj bracie, ("bashi khushkom"- natomiast znaczy witaj siostro). Młodsi często wybierają obcisłe spodnie, buty z czubami i eleganckie koszule.
W porównaniu z kurdyjskimi pięknościami jesteśmy raczej wątłe i blade, ale nie da się ukryć, że trzy wyzwolone niewiasty palące sziszę i włóczące się samotnie w dziwne miejsca budzą zdziwienie i zainteresowanie. Stąd na każdym kroku jakiś przystojniak prosi nas o pozowane zdjęcie z komórki. W jakiejś odleglejszej dzielnicy jakiś biedak wywalił się na motorze na nasz widok, innemu papieros wypadł z ust. To zainteresowanie jest bardzo miłe, nienachalne, sympatyczne. Zawsze nieśmiało pytają czy mogą zrobić zdjęcie, nikt nas nie obraża, ani nie dotyka. 
fot. Czarli Bajka
Nawet pozując do zdjęć zachowują bezpieczny dystans tak, że czujemy się bezpiecznie. To akurat zrozumiałe bo zupełnie inne są tu normy kulturowe dotyczące dotyku. Trudno sobie wyobrazić parę całującą się, czy obejmującą w miejscu publicznym. Mężczyźni często okazują sobie bliskość - trzymają się za ręce, albo całują w policzki na przywitanie. Oczywiste jest , że dużo czułości poświęca się dzieciom. Trudno wyobrazić sobie kraj równie czułych ojców. Byłyśmy raz świadkiem sytuacji, jak nastolatek w instytucie dla dzieci głuchoniemych najpierw kłócił się o coś z nauczycielami w pokoju nauczycielskim, a potem każdemu dał buziaka w policzek. 
fot. Czarli Bajka
Kurdowie to zatem adoratorzy idealni... Naprawdę nie protestujemy by mężczyznom na nasz widok wypadały papierosy z ust!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz