… czyli kilka pomysłów na urozmaicenie nauki. Dopiero zaczynam edukacyjną przygodę z dziewczynami z Zawadki Rymanowskiej ale podczas tworzenia programu wpadłam na kilka pomysłów na to jak urozmaicić naukę.
1. Gotowanie; Tworzenie własnych książek kucharskich
Jestem przeciwniczką wykorzystywanie artykułów spożywczych do prac plastycznych. Uważam, że to nieetyczne nawlekać makaron na nitkę jak korale gdy tak wielki procent świata jest niedożywiony (zresztą nauczanie w Zawadce prowadzę z cudowną Inką Brzuzan, autorką Książki Kucharskiej z Obszarów Głodu). Jednocześnie stół to genialny nośnik idei, sposób na łączenie ludzi i td. A przy gotowaniu można się uczyć bardzo wielu rzeczy:
- Języka - stwórzmy książkę kucharską z przepisami kuchni polskiej po angielsku (i wysłać ją do zaprzyjaźnionej grupy dzieciaków z kraju anglojęzycznego)
- Etnologii, geografii, biologii – można też opracować książkę kucharską z przepisami z danego kraju (czy kontynentu) i okrasić ją analizami jak na dane potrawy wpływały: konkretne kultury (np. tabu religijnych), dostępne na danym obszarze rośliny, warunki geograficzne, historia (wojny, kontakty z innymi kulturami) i tp.
- Historii – gotowanie i jedzenie pobudza bardzo wiele zmysłów i pozwala nam na podróże nie tylko geograficzne ale i w czasie. Podejrzewam, że opowieści o Słowianach dzięki pieczonym przy okazji podpłomykach zostaną w pamięci na dłużej niż suchy wykład.
- Języka - stwórzmy książkę kucharską z przepisami kuchni polskiej po angielsku (i wysłać ją do zaprzyjaźnionej grupy dzieciaków z kraju anglojęzycznego)
- Etnologii, geografii, biologii – można też opracować książkę kucharską z przepisami z danego kraju (czy kontynentu) i okrasić ją analizami jak na dane potrawy wpływały: konkretne kultury (np. tabu religijnych), dostępne na danym obszarze rośliny, warunki geograficzne, historia (wojny, kontakty z innymi kulturami) i tp.
- Historii – gotowanie i jedzenie pobudza bardzo wiele zmysłów i pozwala nam na podróże nie tylko geograficzne ale i w czasie. Podejrzewam, że opowieści o Słowianach dzięki pieczonym przy okazji podpłomykach zostaną w pamięci na dłużej niż suchy wykład.
- Fizyki, chemii, biologii – wystarczy, że naszą Książkę Kucharską uzupełnimy (z dziećmi oczywiście!) o informacje jakie reakcje chemiczne, fizyczne czy biologiczne zachodzą przy okazji pieczenia, smażenia, przełykania, trawienia.
- Polskiego: Przy tworzeniu Książki Kucharskiej ćwiczymy pisanie, czytanie, poprawne układanie zdań.
2. Gry
Uczniowie tworzą grę planszową z czterema rodzajami pól: na żółtych będzie ćwiczenie praktyczne z opracowywanego tematu, na niebieskich ciekawostki związane z tematem, na zielonych pytania zaś szare są neutralne.
3. Memory
Na zasadzie dobierania kartoników w pary (odwróconych uprzednio – dzięki czemu ćwiczy się też pamięć i spostrzegawczość) można opracować bardzo wiele działów. Począwszy od nauki języków:
- dobiera się w pary słowo obce i polskie
- albo słowo i obrazek
- albo czasownik i rzeczownik albo...
jak i np. utrwalania wzorów z fizyki (wzór i opis czego dotyczy) , symboli chemicznych (skrót i pełna nazwa) czy ćwiczenia tabliczki mnożenia (zadanie i wynik).
4. Wyścig z powtórką
Uczniowie stoją w szeregu a ja zadaję im pytania z przerabianego materiału (w przypadku Edukacji Domowej, kiedy uczniowie opracowują materiał o różnym stopniu trudności dla każdego gracza można przygotować osobny zestaw pytań). Ten kto odpowie dobrze, stawia krok do przodu. Osoba, która pierwsza dotrze do nauczyciela wygrywa.
5. Kąty pokoju
Inny sposób na powtórzenie materiału: w każdym kącie pokoju kładę zapisane na kartce hasło z opracowywanego tematu np. Przymiotnik, Przysłówek, Rzeczownik, Zaimek. Albo Ssaki, Płazy, Gady, Ptaki i td. Uczniowie chodzą po sali a ja cichutko co jakiś czas rzucam słowo, np. „wesoły” albo "puchacz". Uczniowie muszą usłyszeć co powiedziałam i jak najszybciej pobiec do odpowiedniego kąta. Tak można opracować wiedzę z wielu przedmiotów, również matematykę tabliczkę mnożenia: w kątach są liczby a ja mówię proste zadania.
6. Wszystkie zmysły i wyobraźnia przy nauce cyfr i liter
Jeśli chodzi o naukę cyfr, liczb i liter, to inspirowałam się pomysłami Marii Montessori i Rudolfa Steinera. Z jednej strony (tu się kłania pedagogika waldorfska) zastanawiamy się nad istotą danej cyfry, liczby czy litery: czego jest tylko 1, 2, 3, 4 , 12 na świecie? Czemu A to A? Czy jest trochę apatyczne bo ziewamy „aaa” ? A może zupełnie nie? Czy „O” jest odkrywcze bo krzyczymy „O!” kiedy cos nas zdziwi? Z drugiej strony (ukłon w stronę pani Marii) przerabiamy te symbole na wszelkie możliwe sensoryczne sposoby: lepimy litery i cyfry z modeliny i potem odkrywamy je z zamkniętymi oczami. Gramy w głuchy telefon z literami i cyframi na plecach. Piszemy daną cyfrę i literę (każdej poświęcony jest osobny dzień, podczas naszego porannego kręgu) w powietrzu, na ziemi, całym ciałem. Tworzymy opowiadania na daną literę (TUTAJ mała inspiracja), witamy się używając wyłącznie słów zaczynających się na przerabianą literę. Osoba, której imię się na nią zaczyna ma w dzień, w który ją przerabiamy specjalne względy. I tak dalej...
foty pochodzą z tegoż fantastycznego BLOGA
7. Robienie czegoś dla innych (nie mylić z motywacją zewnętrzną)
Do tej pory taki system pracy przetestowałam głównie z dziećmi romskimi i z nimi sprawdzał się znakomicie. Ciekawa jestem czy na owo podejście będzie czas i energia w Beskidach. Otóż jestem zdania, że w procesie edukacji kluczowe jest poczucie sensu. Źródła owego poczucia są przynajmniej dwa: coś nas interesuje albo wiedza, którą zdobywamy jest nam jakoś potrzebna (najlepiej oczywiście kiedy mamy mix). Podstawa programowa zawiera w sobie bardzo rozmaite działy, siłą rzeczy nie wszystko ciekawi każdego. Teoretycznie ta wiedza przyda się uczniom na studiach i w dorosłym życiu. Jest niezbędna by byli światłymi ludźmi i tak dalej, bla bla bla. Tyle tylko, że to taka nieznośna pieśń przyszłości. Jakże przyjemniej byłoby gdyby analiza wiersza czy nasze wypełnione chemią czy biologią zeszyty już teraz przynosiły jakiś użytek (poza piątką czy plusikiem ale to jakby wyimaginowane pieniądze za bezsensowną pracę). Dlatego jestem wielką zwolenniczką tego by różne rzeczy robić przy okazji, łącząc je z działaniami pożytecznymi dla świata.
Na przykład:
- gramatyki hiszpańskiego można się uczyć pisząc listy dla chorych dzieciaków z meksykańskiego odpowiednika Marzycielskiej Poczty (czy dla staruszków z hiszpańskiej fundacji wspierającej samotnych seniorów).
- Lekcje o ochronie środowiska można zakończyć przygotowanym z uczniami piknikiem pod hasłem ekologii (sprzedajemy broszki z modeliny w kształcie wymierających gatunków, ciasteczka z pomysłem jak być bardziej eko, uruchamiamy punkt wymiany rzeczy i ubrań i td.), a zebrane na nim pieniądze przeznaczymy na jakąś zacną ekologiczną fundację.
- Czytanie ćwiczyć można zabawiając - życzliwe- młodsze rodzeństwo (niech żyje Edukacja Domowa!), czy samotne- rzecz jasna chętne na takie atrakcje - osoby przez telefon.
- Z mitów greckich można zrobić spektakl, z którym odwiedzimy ośrodek pomocy społecznej.
- Lekcje fizyki czy chemii warto poszerzyć o historie jak naukowe odkrycia czy konkretne wynalazki wpływały na świat (ulepszając go lub niekoniecznie).
8. Omawianie lektur podczas indywidualnych spacerów
Takie tam rozkosze edukacji domowej! Mam tylko cztery (no pięć licząc Rocha a sześć doliczając Idusię na rękach) uczennice i mogę sobie pozwolić na to by omawiać z nimi lekcje indywidualnie, np. właśnie podczas spaceru.