Żył sobie kiedyś stary Cygan - czarownik. Miał on pięknego konia. Cóż to był za koń... Czystej krwi arabski rumak. Takiego nie znajdziesz nigdzie indziej. Choćbyś pojechał do Mongolii, Irlandii albo nawet do Marrakeszu. Nie dość, że piękny to jeszcze bardzo mądry i skoczny. Zawsze wygrywał pierwsze nagrody. Po prostu wyjątkowy! A tak to bywa, że jak mamy coś wspaniałego, jedynego na świecie to... Na pewno pojawią się zazdrośnicy. Jak możesz się domyślać i tu ich nie brakowało. Tym bardziej, że dla Cyganów koń to najcenniejszy skarb.
- Proszę sprzedaj mi swojego konia- Był czas, że te słowa staruszek słyszał przed śniadaniem i po śniadaniu, gdziekolwiek się nie udał i z kim nie przebywał. Proponowano bajońskie sumy ale stary Rom pozostawał nieugięty.
Kiedy okazało się, że nie ma kwoty, którą można by go przekupić, zaczęto konia wykradać. Bardzo się tym czarownik martwił ale co miał robić. Nie usiądzie i nie będzie płakał. Zamiast tego wolał pochodzić po jarmarkach i szukać swojego rumaka. Złodzieje starali się jak mogli, malowali konikowi węglem ciapki i cętki, przycinali grzywę, barwili ogon... Ale romskiego czarownika nie wystrychniesz na dudka. Nie z nim te numery! Wystarczy, że stanął na bazarze a rumak wyrywał się złodziejowi i biegł w te pędy do prawowitego właściciela.
- A skąd ty wiesz, że to twój koń?- pytał Cygana cwaniak- przecież twój był innej maści.
- Jest jedna rzecz, po której go zawsze rozpoznam...- odpowiadał staruszek, uśmiechając się tajemniczo pod bulwiastym nosem.
-Taaa, niby jaka? I czemu mamy ci wierzyć?- zaczynał bulgotać się złodziej po czym każdy odprawiał podobną szopkę- bił się w pierś, zaklinał, groził, próbował odwrócić uwagę i powoływać na świadków. Kiedy hałas zwabiał stróża prawa, stary Cygan jakby tylko na to czekał- rozcinał rumakowi skórę nożem na karku i wyjmował z ranki trzy złote monety (a krwi wcale nie było!). Koniec awantury był zawsze taki sam: złodziej trafiał za kratki a staruszek wracał z koniem do domu.
Wielu już się tak sparzyło- wieść o tym, że ów koń przynosi pecha rozniosła się szybko. Nikt nie chciał iść do aresztu ale... Jakoś wszystkich ciągnęło, by spróbować posiąść tajemnicze zwierzę. Im więcej ludzi na nim traciło tym większe pożądanie budził. Tak to bywa, że najbardziej pragniemy tego czego nie możemy mieć.
Każdy musi kiedyś zakończyć swoje słodkie życie. Nawet na cygańskich czarowników przychodzi ich czas. Położył się stary Cygan na łóżku i poczuł, że już chyba z niego nie wstanie. A musicie wiedzieć, że u Romów jest tak, że przed śmiercią przybywają do nich krewni i przyjaciele, choćby byli rozsiani po całym świecie. To wielkie nieszczęście się z umierającym nie pożegnać i nie uzyskać wybaczenia za ewentualne winy. Dlatego wieść o tym, że czarownik zaniemógł rozeszła się po całej okolicy. Dowiedział się o tym i pewien hrabia, znany na cały kraj złodziej złodziei. Natychmiast udał się do umierającego. Od progu rzucił się na kolana, chwycił go za sękatą rękę i zaczął przemawiać z pasją:
- Sprzedaj mi swojego konia! Zapłacę dobrze. Mam ruble, dukaty, dolary...- prosił i zaklinał z gorączką w oczach
-Po co mi pieniądze po śmierci? Dzieci przecież nie mam. Musisz zrozumieć. Nie ma możliwości abym sprzedał ci mojego konia- odpowiedział czarownik spokojnie i przyjaźnie poklepał gościa po policzku.
Hrabia jak nie pyszny odszedł z niczym. Ledwo (przeklinając pod nosem "Pieniędzy nie chce, a na cóż koń nieboszczykowi?" ) przekroczył drzwi domostwa, stary Rom wydał ostatnie tchnienie.
Umieszczono czarownika w trumnie a złodziej złodziei zawrócił i zaczął się kręcić w okół stajni. Sprowadził sanie, przywiązał do nich ogiera i... Koń nie zdążył wykonać trzech kroków jak starzec podniósł się z trumny i huknął tak, że omal nie spadła papa z dachu:
- Zostaw mojego rumaka!
Hrabia tak był ogarnięty manią posiadania, że nawet się nie przestraszył, że trup do niego przemówił tylko uznał, że trzeba dokonać kradzieży, kiedy nieboszczyka pochowają już w ziemi.
Ledwo tydzień później skończył się pogrzeb a ten cwany lis przypiął rumaka do swoich sani. I jazda! Już galopuje po śniegu. Co to za przyjemność! Świszczy śnieg, rytmicznie stukają kopyta, wydaje się jakby koń leciał... Wjechali na most. Nagle! Na zadzie, jakby znikąd usiadł mały człowieczek. Jeszcze minutę temu nikogo nie było a teraz siedzi i gapi się na złodzieja świdrującymi oczkami. Małymi jak szpilki a czarnymi niczym ziarenka maku. I nagle jak nie walnie jeźdźca w szyję. Po czym zniknął
- Uuuch, co za ból okrutny! - myślał hrabia, że zaraz się udusi a tu człowieczek znowu się pojawił i buch hrabiego w oko! Pociemniało złodziejowi przed oczami. Schował głowę w ramionach by ukryć się przed ciosami ale człowieczek wślizgnął się pod hrabiowski kożuch i zaczął go boksować po brzuchu.
- Dość! Dość!- Nagle ciosy ustały a wraz z nimi zniknął i człowieczek. Hrabia zszedł z sań by przyłożyć śnieg na obolałe miejsca. Kiedy się odwrócił sanie z koniem zniknęły.
- Co to jest?- rozsierdził się Cygan- Nie może tak być, że zza grobu staruch rządzi się swoim koniem! Za życia na tylu ludzi sprowadził nieszczęście, to jeszcze teraz musi się panosić? Są jakieś granice...
Siniak na szyi, oka prawie nie stracił, żebra zgruchotane... Przedziwną moc miał jednak koń czarownika bo hrabia nie zważając na ból ponownie udał się do stajni. Jakby go tam ciągnął jakiś magnes. Ale za każdym razem, ledwo wjechali na most, pojawiał się ów niewielki (ale silny jak tur!) człowieczek i sprawiał nieborakowi łomot. Za trzecim razem hrabia spasował. Splunął tylko na zamarzniętą rzekę i w opłakanym stanie powrócił do domu.
Następnego dnia odbywał się w domu czarownika sąd. Radzono komu oddać jego dobytek. Oczywiście wszyscy najbardziej ostrzyli sobie zęby na zaczarowanego rumaka. Zjawił się i złodziej złodziei. Zebrani ze zdziwieniem spostrzegli jego podbite oko i napuchniętą wargę ale cóż ich to obchodzi. Ważniejsze sprawy, niż plotki sprowadziły ich do domu czarownika. Nagle hrabia (a nie przypominał go teraz już wcale, bardziej jakiegoś moczymordę, którego ledwo co obito) wyszedł jednak przed szereg i przemówił do swoich braci Romów:
- Wszyscy pragną rumaka. A jednocześnie na wszystkich sprowadza on pecha. Jestem tego najświeższym przykładem... Najlepiej więc będzie, jak nie dostanie go nikt!
Po czym wyjął pistolet i strzelił do zaczarowanego konia.
Tym razem bajki nikt mi nie opowiedział ani nie znalazłam jej w antykwariacie, tylko w przybytku nowoczesności jakim jest internet. A dokładniej TU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz