To co przeżyliśmy od początku naszego wyjazdu do Kurdystanu przypominało film akcji. Czego tu nie było: nie spełnione obietnice, niepewność jutra, znerwicowane ciężarne, piłkarze przerywający karierę z powodu kontuzji, zmieniające się jak w kalejdoskopie rodziny...
Oj tak, będzie opisywania. Póki co jednak najważniejsi bohaterowie naszej akcji. Czyli dzieciaki!
Mieszka tu ich ponad 20 000. Wraz z rodzicami uciekły z Syrii przed wojną. Tylko mały procent z nich może korzystać ze szkoły, bo przybyło ich tu po prostu za dużo. O dziwo nie widać w nich przeżytych traum. Zachowują się jak najzwyczajniejsze łobuziaki pod słońcem: wesołe, nieagresywne, w miarę grzeczne. Kiedy zaczęliśmy poznawać tutejsze rodziny (oprócz pracy z grupą mamy zajęcia indywidualne, w prywatnych namiotach) zrozumieliśmy, że normalność dzieci tkwi w funkcjonowaniu rodzin. Bo na zewnątrz jest bieda, brak perspektyw, niepewność ale w namiotach czysto i serdecznie.
Mamy planów i pomysłów co nie miara: Tomek prowadzi zajęcia sportowe, Kasia z Agatą rozmaite zabawy i ćwiczenia cyrkowe a ja z Andrzejem- po szale organizacji, wreszcie zaczęliśmy indywidualną pracę w namiotach. W kwietniu dojadą kolejni wolontariusze m. in. z warsztatami origami i planem nakręcenia filmu. A teraz niech przemówią dzieciaki...
...oraz my (niekoniecznie po polsku. Po kurdyjsku też nie):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz