Niebawem naddniestrzańskiego alfabetu cześć 2, a puki co co nieco o nas.
Obecnie zamieniłyśmy się w Anie z Zielonego Wzgórza (w wersji zza wschodniej granicy, wiec miast Gilbertowi na koniu, przesyłamy zalotne spojrzenie wojakowi z kałachem, miast wrzosowisk kwietniki z czerwoną gwiazdą). Skąd ta metamorfoza? Okazało się, ze nasi przecudowni gospodarze z Hospitality Club, u ktorych mieszkałyśmy w Kiszyniowie, mają ciocię w Naddniestrzu (dokładnie we wsi Parkany, nieopodal Bender). Nie musimy się więc tułać po niegościnnej naddniestrzańskiej ziemi, tylko możemy skorzystać z ciepła jej domostwa.
Porzuciłyśmy zatem wielkomiejskie ekscesy, nowe znajomości, lekcje tanga, bazary i inne szaleństwa na rzecz życia, jakie wiodły niewiasty z XIX wieku (przynajmniej w moim wyobrażeniu). Śpimy na prastarym łożu w białych koszulach do kostek. Nie jest to jednak długi sen, bo skoro świt budzi nas ciocia Natasza ze swoją arią: "Paaaadioooom!!!!!" Za nią do pokoju wpada pies Lena, kot Jasza i stado rozćwierkanych wróbli (no, ok z tymi wróblami przesadziłam). Ach ta ciocia Natasza... Ma trochę po 40-stce, figurę modelki, energię przeciągu i śmiech jak perliczka. Kiedy z oczu znika nam jej rower, którym jedzie do pracy w aptece (nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że przez całą drogę śpiewa pod nosem operetki), my flegmatycznie zmierzamy w stronę dzieciątek z przedszkola. Jak już wspomniałam, czasem uda się skraść czyjś uśmiech w trolejbusie, który nas zawozi do miasta, ale jak przystało na płoche niewiasty oblewamy się przy tym pąsem. A potem powrót do domu. I jedzenie. I (pierogów) lepienie. I (grzybów) smażenie. I (białej rzodkwi) siekanie. I (ciasta) zagniatanie . I jedzenie, jedzenie, jedzenie. No tak, ja wiem, że każdy chciałby mieć taką ciocię (dobra nie każdy, Ci którzy wierzą w te wszystkie diety, optymalna wagę itd, pewnie nie. Ja nie wierzę). Dla tych, ktorych życie tak nie rozpieszcza, przynajmniej kilka przepisów:
Mandzia
Ciocia Natasza ma korzenie bułgarskie, stąd w jej kuchni przepis na to danie
- papryka
- bakłażan
- cebula
- czosnek
- oliwa
Interpretacja kartoszki według cioci Nataszy
(danie przy jedzeniu którego mam ochotę biegać wokół domu i krzyczeć: "jakie to pyszne", niczym mama Hrabala)
- kartofle
- olej
- bryndza (może być bardzo miękki żółty ser)
- słonina
- cebula
- majonez
- czosnek
Włączamy piekarnik i nagrzewamy go do temperatury ok. 200 st.
Następnie ziemniaki wyrzucamy na blachę do pieczenia. Wierzch każdego smarujemy majonezem, i kładziemy na niego kawałek słoniny, piórko cebuli, odrobinę posiekanego czosnku i przyprószamy startą bryndza.
Blachę wstawić do piekarnika na około pół godziny, co jakiś czas sprawdzając czy ziemniaki już są całkiem miękkie. Czekamy aż na ich powierzchni utworzy się smakowita skorupka.
Surówka z białej rzodkwi
- kapusta
- biała rzodkiew
- oliwa
- szczypiorek
- cytryna
- pietruszka
- sól
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz