1.
NazwijmygoWiliam miał 5 lat kiedy go poznałam. Pamiętam, że pomyślałam: "Ależ tego dzieciaka nosi". Współpracowałam z jego wujem, który działał w ośrodku dla uchodźców na Bliskim Wschodzie. NazwijmygoWiliam w sześć sekund rozwalił zabawkę, którą Roch bawił się przez cały wyjazd. Rano budził ciągnięciem za włosy. Zrobił pięścią dziurę w ścianie. "Hmm, co za typek" - dziwiłam się duchu. To bardzo niemądry nawyk oceniać kogokolwiek. Ale i jego rodzina nie dawała rady. NazwijmygoWiliam robił co chciał. Mama (zmęczona wdowa) i ciotki tylko krzyczały i załamywały ręce. Kiedyś rano zobaczyłam jak siłują się z nim przy ubieraniu. Nagle przysunęły mu coś do brzuszka. Pomyślałam, że może mały ma cukrzycę i robią mu zastrzyk. Gdy podeszłam bliżej okazało się, że przypalały brzuszek zapalniczką.
No i co teraz zrobić? - słowa w głowie nie układały się równie szybko jak wtedy, gdy narzekałam na jego zachowanie. Może zrugać mamę? Wspaniały pomysł: oto przyjeżdża sobie uprzywilejowana panienka z zupełnie innej kultury. Ma swoje pomysły, swoje metody. Gdybym się zaczęła mądrzyć, obawiam się, że jedyne co bym osiągnęła to wpędzenie biednej wdowy w jeszcze większą frustrację.
Ale zostawić NazwijmygoWiliama tak totalnie bez żadnego wsparcia, tłumacząc obojętność szacunkiem dla innej kultury? Okrutnie i bardzo naiwnie. Bo przemoc nie jest wpisana w żadną kulturę. W niektórych jest większe przyzwolenie na stosowanie kar fizycznych. Ale wszyscy rodzice (jakich poznałam) od Tatr po Bajkał przez Tekxcoco, chcą dla swoich dzieci dobrze. Tylko często zupełnie nie wiedzą jak. A takie bite dziecko będzie coraz bardziej nieznośne. Albo dla odmiany całkiem zapadnie się w sobie. Może mieć kłopoty z koncentracją i pamięcią.
Koniec końców pogadałam z wujem. Powiedziałam mu jakie są neurologiczne konsekwencje przemocy i uczuliłam na to by bardziej wspierał siostrę. Tak na prawdę nie wiem jednak czy to coś dało. I myślę sobie o NazwijmygoWiliamie z poczuciem winy. Że z całą pewnością zrobiłam za mało.
2.
Jadąc do wsi NazwijmyjąŚmietankowo liczyłam się z tym, ze będzie ciężko. Miejscowa działaczka zaprosiła mnie bym zrobiła warsztaty dla rodziców: "bo są mocno sfrustrowani". Rodzice (głównie mamy) były chętne do działania i rozmów. Okazało się, że głównym problemem jest dyrektor miejscowej szkoły - jednemu dziecku naderwał ucho, inne wyzywa od wszarzy. Bicie linijką jest na porządku dziennym. "Odwołajcie go! Naślijcie na niego program Uwaga!" - rzucałam dobrymi radami jak z rękawa. Oczywiście już po tym jak roztoczyłam wizje spustoszenia, które takie traktowanie czyni w mózgu. "A gdzież?" - odpowiedziały mamy. " Jak go odwołają to w ogóle naszą szkołę rozwiążą, bo ona jest na stowarzyszenie. I trzeba będzie dzieciaki daleko wozić. To już niech lepiej bije. Jeszcze nie było aby kogoś zabił".
3.
Wystawialiśmy teatrzyk w szpitalu w Warszawie. Po spektaklu podszedł do nas chłopiec. Miał może z 14 lat ale nieźle się wczuł. Kiedy skończyliśmy chciał pogadać, bo był ciekaw jak się animuje nasze kukiełki. Nagle, obok wyrosła jego mama. Trochę mi się zakręciło w głowie bo pachniała przepięknie. W ogóle cała była śliczna. Niestety jak otworzyła usta dobre wrażenie uleciało: "A ty młody nie zadawaj tylu pytań. Aktorem nie będziesz. Mówiłeś paniom czemu tu jesteś? Bo się podsikuje. Wyprostuj się jak do pań mówisz.". Biedak najpierw poczerwieniał. Potem jeszcze bardziej przygarbił. Aż wreszcie poszedł.
Okropnie mi wstyd, że nic mądrego nie powiedziałam. Zawsze w takich momentach pomstuję na brak suflera a kieszeni, który podpowiadał by mi kluczowe kwestie. (Zdaje się, że o kimś takim marzyła też filmowa Amelia).
Tyle teorii. Ten tekst jest o niemocy. O wstydzie. O niewiedzy. I o dzieciakach, które się z tym mierzą. Oraz o porażce dorosłych. W tym mojej, bo w żadnej z tych sytuacji nie zakończyłam przemocy.
Wypisałam tylko trzy historie ale mózg przywołuje kolejne. I kolejne. Bardzo bym chciała aby na lekcjach Wychowania do Życia w Rodzinie było o tym jak skutecznie reagować na przemoc, która jest za ścianą. Bo nie zawsze rozwiązaniem jest od razu telefon na Niebieską Linię. By uczono jak się mądrze wtrącać kiedy słyszymy przemoc psychiczną. I by były lekcje o tym jak samemu radzić sobie z własną złością, którą tak łatwo wyładować na dziecku.
A na koniec jedna z moich ulubionych rozmów z Rochem:
Roszek biega po mieszkaniu i wykrzykuje jakieś dziwne hasła. Zbieramy się do wyjścia, głowa mi pęka. Nerwówa.
Ja: Bądźże ciszej bo to jest strasznie denerwujące! - (nie ma to jak urocza mamusia)
Ro: To nie jest denerwujące tylko to TY się na to denerwujesz. Ale chętnie ci pomogę i przestanę krzyczeć.
A na koniec jedna z moich ulubionych rozmów z Rochem:
Roszek biega po mieszkaniu i wykrzykuje jakieś dziwne hasła. Zbieramy się do wyjścia, głowa mi pęka. Nerwówa.
Ja: Bądźże ciszej bo to jest strasznie denerwujące! - (nie ma to jak urocza mamusia)
Ro: To nie jest denerwujące tylko to TY się na to denerwujesz. Ale chętnie ci pomogę i przestanę krzyczeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz