"Skąd Ty bierzesz te wszystkie wspaniałe kreacje? " - nie pytacie, więc chętnie odpowiem:
- Ze śmietnika!
No dobra, nie tylko. Choć przyznaję, że często przy tym moim osiedlowym znajduję różne cuda, np.
Zatem piorę je, czasem nieco przerabiam i jestem rada. Szperanie na śmietniku (nawet jeśli chodzi o czyściutkie rzeczy zostawione obok kontenera) dla wielu bywa kontrowersyjne. A szkoda bo marnuje się przez to mnóstwo wspaniałych rzeczy. Mogłyby spokojnie trafić do czyjejś szafy a zasilają wysypiska.
Myślę (nie ja jedna), że jesteśmy w takim miejscu (klif nad przepaścią), że powinniśmy mocno zawęzić produkowanie nowych rzeczy do tego co na prawdę niezbędne. Na świecie jest już tyle ubrań, że spokojnie poradzilibyśmy sobie przerabiając stare lub tworząc na znacznie mniejszą skalę rzeczy lepszej jakości. Dlatego rękami i nogami jestem za give boxami.
To przeznaczone na ten cel pudła (szafki, kredensy), do którego sąsiedzi wkładają nie potrzebne już rzeczy. Np. tę (moim zdaniem piękną i co ciekawe jest to kolekcja modelowa Mody Polskiej) kieckę udało mi się znaleźć w takim pudle na Nowolipkach:
A taki give box czyli Pudło Wymiany, wraz z harcerzami postawiliśmy na Ochocie przy Klubokawiarni Życie Jest Fajne:
Planuję zrobić listę takich Pudeł na terenie Warszawy (a może taka już jest?).
Często to co noszę to łupy z wymianek. Spotykam się ze znajomymi (albo nieznajomymi jeśli wydarzenie jest na mieście), każdy przynosi co mu już zalega w szafie i się wymieniamy. Prosta filozofia.
Obecnie praktycznie cała zawartość mojej szafy (poza bielizną) to rzeczy niekupione. Od wielkiego dzwonu nie mogę się powstrzymać i kupuję to co oferują staruszki na bazarach, wyprzedające to co mają w szafie.
Fajną alternatywą świadomego pozyskiwania ubrań są też bazarki charytatywne czy rozmaite spółdzielnie.
Tych, którzy jeszcze chcieliby pogadać o sensownej konsumpcji i ofiarach składanych dla naszej pełnej szafy zapraszam na warsztaty w Stole Powszechnym:
- Ze śmietnika!
No dobra, nie tylko. Choć przyznaję, że często przy tym moim osiedlowym znajduję różne cuda, np.
Ze śmietnika nie dziecię a kiecka H&M (wiem, że to najbardziej niechlujne zdjęcia szafiarskie ever ale tytuł mówi sam za siebie)
Zatem piorę je, czasem nieco przerabiam i jestem rada. Szperanie na śmietniku (nawet jeśli chodzi o czyściutkie rzeczy zostawione obok kontenera) dla wielu bywa kontrowersyjne. A szkoda bo marnuje się przez to mnóstwo wspaniałych rzeczy. Mogłyby spokojnie trafić do czyjejś szafy a zasilają wysypiska.
Myślę (nie ja jedna), że jesteśmy w takim miejscu (klif nad przepaścią), że powinniśmy mocno zawęzić produkowanie nowych rzeczy do tego co na prawdę niezbędne. Na świecie jest już tyle ubrań, że spokojnie poradzilibyśmy sobie przerabiając stare lub tworząc na znacznie mniejszą skalę rzeczy lepszej jakości. Dlatego rękami i nogami jestem za give boxami.
To przeznaczone na ten cel pudła (szafki, kredensy), do którego sąsiedzi wkładają nie potrzebne już rzeczy. Np. tę (moim zdaniem piękną i co ciekawe jest to kolekcja modelowa Mody Polskiej) kieckę udało mi się znaleźć w takim pudle na Nowolipkach:
A taki give box czyli Pudło Wymiany, wraz z harcerzami postawiliśmy na Ochocie przy Klubokawiarni Życie Jest Fajne:
Planuję zrobić listę takich Pudeł na terenie Warszawy (a może taka już jest?).
Często to co noszę to łupy z wymianek. Spotykam się ze znajomymi (albo nieznajomymi jeśli wydarzenie jest na mieście), każdy przynosi co mu już zalega w szafie i się wymieniamy. Prosta filozofia.
Obecnie praktycznie cała zawartość mojej szafy (poza bielizną) to rzeczy niekupione. Od wielkiego dzwonu nie mogę się powstrzymać i kupuję to co oferują staruszki na bazarach, wyprzedające to co mają w szafie.
Fajną alternatywą świadomego pozyskiwania ubrań są też bazarki charytatywne czy rozmaite spółdzielnie.
Tych, którzy jeszcze chcieliby pogadać o sensownej konsumpcji i ofiarach składanych dla naszej pełnej szafy zapraszam na warsztaty w Stole Powszechnym:
Zdjęcie pochodzi ze strony
Łatwo zapomnieć kto robił naszą sukienkę czy dżinsy z sieciówki. A przecież za odzieżą z popularnych marek stoją konkretne ręce przy konkretnej maszynie. Mimo, że fason europejski, to jeśli wczytamy się w metkę, lakoniczny napis przypomni nam o pani z Bangladeszu, Chin czy Maroka. Podczas spotkań chcemy przypomnieć o tych, którzy faktycznie są twórcami ubrań – o szwaczkach.
Porozmawiamy o ich sytuacji, a także ozdobimy ubrania z sieciówek haftami nawiązującymi do tradycji kraju, z którego pochodzą. Jako pierwszy pod lupę, a raczej na igłę weźmiemy Bangladesz. Przeszukajcie swoje szafy, wczytajcie się w metki i zobaczcie czy macie ubrania wykonane w bangledaskich fabrykach. Zapraszamy z nimi na warsztaty. Nie będzie to haft dokładnie bangledaski, ponieważ nie chodzi nam o to by kraść motywy, których autora nie znamy. Mamy nadzieję, że ów motyw, noszony jak piękny transparent stanie się punktem wyjścia do rozmów na tematy takie jak etyczna moda, świadome zachowania konsumenckie, sytuacja krawcowych w Azji.
Haftować nauczy nas: Lyudmila Naidenowa.
Koszt: co łaska do kapelusza. Połowę zebranej kwoty dostanie prowadząca, drugą połowę prześlemy na konto fundacji Manusherjonno, która wspiera krawcowe w Bangladeszu.
Weźcie ze sobą: Ubranie, które chcecie ozdobić haftem (made in Bangladesz). Mile widziane igły i muliny.
Koszt: co łaska do kapelusza. Połowę zebranej kwoty dostanie prowadząca, drugą połowę prześlemy na konto fundacji Manusherjonno, która wspiera krawcowe w Bangladeszu.
Weźcie ze sobą: Ubranie, które chcecie ozdobić haftem (made in Bangladesz). Mile widziane igły i muliny.
Obowiązują zapisy na: projekt,czujczuj@gmail.com
Za pomysłem stoi Hania Kaminskai projekt Projekt CzujCzuj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz