wtorek, 23 lipca 2013

Pstrąg po Olendersku

Kiedy podróżuję każdy dzień jest pyszny - zbieram przepisy na lokalne potrawy, które po spisaniu należy sumiennie wypróbować. Z powodu ciąży (o czym wspomniałam na łamach tego bloga z 10 000 razy) musiałam wcześniej wrócić do Polski ale nie chciałam by przygoda (również ta kulinarna) się skończyła. I u nas nie brakuje fascynujących grup etnicznych i etnograficznych, mniejszości narodowych i religijnych, które mają swoje tradycyjne potrawy. Podejrzewam, że takie przysmaki mogą być niekiedy bardziej egzotyczne niż dania kuchni dalekiego wschodu. Kaczkę po pekińsku czy sajgonki niemal każdy jadł a łemkowskie Hałuszky, kaszubskie Ruchanki albo tatarskie Jeczpoczmaki? Najchętniej już teraz ruszyłabym szlakiem kubeczków smakowych po Polsce, robiła czujczujowe warsztaty w małych szkołach i wiejskich domach kultury a po zajęciach zbierała od rodziców i babć uczestników przepisy. Niestety ostatnie miesiące ciąży przeżywam pod znakiem męki swędzenia i bezsenności. Nieprzespane noce wykorzystuję więc m. in. na pisanie maili do kół gospodyń wiejskich, rozmaitych stowarzyszeń i profesorów etnografii z prośbą o podzielenie się kulinarną wiedzą. 
Jako jeden z pierwszych odpisał mi prezes fundacji Olandia dla Polski Olaf Makiewicz i przesłał przepis  na...

Pstrąga po Olendersku

Składniki :
pstrągi
6 łyżek soku z cytryny
5 łyżek białego wina
4 łyżki mąki
3 łyżki masła
2 łyżki oleju 
2 papryki czerwone
2 papryki zielone
3 średnie cebule
150 ml rosołu
12,5 dag sera holenderskiego Gouda
sól i pieprz

Wykonanie:

Pstrąga wypatroszyć , umyć i osuszyć. skropić sokiem z cytryny pozostawić na kilka minut. Posypać solą i pieprzem. Obtoczyć w mące. Na patelni rozgrzać masło i smażyć na niej pstrągi z każdej strony na złoty kolor. paprykę umyć, pozbawić gniazd nasiennych i pokroić w paski. Cebule obrać i pokroić w plasterki, ser pokroić w paseczki, w rondlu rozgrzać olej, obsmażyć na nim cebule i paprykę, podlać bulionem wymieszanym z winem. zawartość z patelni przełożyć do naczynia żaroodpornego. Na warzywa przełożyć ryby, posypać kawałkami sera, zapiekać w średnio nagrzanym piekarniku do momentu aż ser się stopi i lekko zrumieni.

Przepisu póki co nie wypróbowałam (stąd brak zdjęcia) bo mam aż do rozwiązania zakaz jedzenia połowy produktów. Ale chętnie go komuś przyrządzę, niech mi tylko pożyczy fajny reportaż.

Przepis pierwsza klasa a kim są Olendrzy? O tym niebawem, trzeba coś robić w bezsenne noce.


niedziela, 21 lipca 2013

Warszawa czuje 2


ZŁOŚĆ


  • wyścigi konne
To miejsce bardzo nieoczywiste emocjonalnie bo może stać się i tak, że wygramy i miast się wściekać na wolną kobyłę i fajtłapowatego jeźdźca, przyjdzie się nam cieszyć fortuną. Jakby nie było dawka wrażeń zapewniona (a znacznie to bezpieczniejsze od kasyna czy automatów). 
W czasach kiedy Warszawa nie miała jeszcze toru wyścigowego ludzie nie zważając na ten brak, byli spragnieni wspomnianej adrenaliny, wspólnego poruszenia.  Dlatego zmagania koni i ich jeźdźców odbywały się ale w miejscach, które nie były do tego przeznaczone. Jako datę pierwszej rozegranej w stolicy gonitwy podaje się tą z 1777 roku na drodze z Woli do Ujazdowa. Wówczas to klacz Kazimierza Rzewuskiego pokonała konia angielskiego posła, sir Charlesa Whitwortha. Potem wyścigi organizowano na ulicy Marszałkowskiej oraz niedaleko Łazienek Królewskich. Sytuacja zmieniła się w marcu 1841 r., wraz z powstaniem Towarzystwa Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich w Królestwie Polskim. Jego celem była organizacja wyścigów konnych oraz wspieranie hodowli koni rasowych. Pierwsze zawody rozegrano w czerwcu tego samego roku na Polach Mokotowskich. Na powstałym wówczas torze rozgrywano gonitwy do 1938 roku. Tor mokotowski miał wady i zalety: znajdował się w centrum miasta, było więc do niego blisko ale ciasno, a drewniane trybuny szybko się zestarzały. Stworzono więc Tor Wyścigów Konnych na Służewcu, gdzie od 3 czerwca 1939 roku zawody rozgrywane są do dziś. Głównym architektem 138- hektarowego obiektu był Zygmunt Plater-Zyberk. Cały kompleks posiada wiele ciekawych architektonicznie rozwiązań i tajemnic, jak np. tunel pomiędzy obszarem stajen a padokiem. Ponadto jest tu aż 6000 różnych krzewów i 95 gatunków drzew oraz mieszkania dla pracowników, magazyny, stajnie dla ponad 800 koni, studnie, wielki parking, wieża ciśnień oraz trzy zabytkowe trybuny skierowane na wschód w celu uniknięcia popołudniowego nasłonecznienia. Każda z nich ma inne przeznaczenie:
Pierwsza – Trybuna Honorowa, (zwana też „członkowską”), powstała z myślą o szychach. Posiada przeszkloną ścianę od strony paddocku, podwieszaną pochylnię pomiędzy piętrami zamiast schodów i tarasy dla widowni.  
Druga (obecnie nieużywana) monumentalna -może pomieścić około 5000 osób. Posiada głównie miejsca stojące, siedzące w lożach i tarasy. 
Trybuna trzecia dla 7000 osób zawiera wyłącznie miejsca stojące. 
Podczas wojny na Służewcu stacjonowały odwodowe oddziały SS, a budynki służewieckie służyły Niemcom za wojskowe magazyny. Część koni trafiło do III Rzeszy a pozostałe przewieziono do Lublina, gdzie wyścigi odbywały się do 1944 roku. Do dziś na Służewcu o podejrzanej rozgrywce mówi się "lubelski wyścig" ponieważ legenda głosi, że polscy dżokeje dopuszczali się wyrafinowanych oszustw, których ofiarami mieli być przede wszystkim Niemcy. Na szczęście działania wojenne nie zniszczyły obiektu i w 1946 roku wyścigi wróciły na Służewiec z nowym dyrektorem generałem Leonem Bukojemskim. Ponieważ brakowało polskich koni, sprowadzono folbluty z Anglii, Niemiec i Włoch, m.in. Turystę hodowli słynnego Frederico Tesio. Koń ten, pomimo niewielkiego wzrostu, okazał się prawdziwą strzałą. Potem nadeszły lata 50 i prywatne stajnie znacjonalizowano a w miejsce Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni w Polsce utworzono Państwowe Tory Wyścigów Konnych. Dzięki temu warszawskie wyścigi przetrwały czasy realnego socjalizmu. Do 1989 roku wyłączność na dostarczanie hazardowych wrażeń miały właśnie jedynie zmagania koni i i ich jeźdźców. Przez długie lata wyrazy takie jak bukmacher, kasyno czy ruletka były symbolem kapitalistycznej zgnilizny. Wyścigi konne uważano za obiekt innej kategorii. Nawet w czasach stalinowskiego terroru każdy, kto poczuł w sobie żyłkę hazardzisty, mógł spokojnie udać się na tor, obstawić kupon i  spokojnie zabrać wygraną do domu lub dobitnie wyrazić złość z przegranej (do czego Was tu zachęcam). 
Problemy rozpoczęły się w latach 90 wraz z prywatyzacją stajni. W 2004 zbankrutowała jednoosobowa spółka skarbu państwa Służewiec Tory Wyścigów Konnych i przez dwa sezony gonitwy organizował syndyk sądowy. Dopiero dzięki Totalizatorowi Sportowemu w 2008 roku nastąpił powrót do normalności. Zaledwie miesiąc po oficjalnym przejęciu terenu przez nowego gospodarza, odbyło się uroczyste otwarcie sezonu wyścigowego. Celem najemców było przywrócenie wyścigom przedwojennej świetności, uczynienie z niego centrum życia towarzyskiego stolicy, do którego olbrzymi teren ma potencjał. Dziś sezon na torze rozpoczyna się wiosną i trwa aż do późnej jesieni ponadto odbywają się tu koncerty, pikniki i rozmaite imprezy. 
Tyle o historii teraz co nieco o samym obstawianiu.
Gonitwy, które przyciągają najliczniejszą publiczność to: 
rozgrywana na dystansie 1600 metrów  gonitwa o Nagrodę Rulera, 
Służewiec Derby dla 3-letnich klaczy i ogierów , która rozgrywa się na nietypowym dystansie ok. 2, 414 metrów
i
wyścig o Polską Potrójną Koronę, której dystans wynosi 2800 metrów.
Stawki na poszczególne konie wahają się w znacznym stopniu i mogę ulec spektakularnej zmianie nawet na kilka minut przed startem. Bukmacherzy nie podają aktualnych kursów, gdyż często byłyby one nieaktualne. Na potrzeby rozgrywek wymyślono więc specjalny system o nazwie ‘The Official Starting Price’. Wylicza on kurs na podstawie wszystkich wpływów na dany wyścig w momencie jego rozpoczęcia.
Możemy się zdecydować na jedną lub wiele gonitw: 
Obstawiając jedną możemy wskazać rumaka, który zajmie pierwsze miejsce, tzw. ‘Zwyczajny’ 
lub
obstawić ‘Porządek’, czyli wskazać konie, które przybiegną do mety na dwóch pierwszych miejscach, bez względu na kolejność. 
‘2 z 3’, to z kolei kombinacja w której  typujemy dwa z trzech numerów, które przybiegną do mety pierwsze. 
Jeszcze inne możliwości typowania daje ‘Trójka’ i ‘Czwórka’. W tej opcji wskazujemy konie, które zajmą pierwsze trzy lub pierwsze cztery miejsca w gonitwie, w określonej kolejności. 
Kiedy zdecydujemy się na zakład na wiele gonitw można:
obstawić ‘Duble’ - konie, które zajmą pierwsze miejsca w dwóch gonitwach
a także
‘Tripla’, ‘Kwinta’ i ‘Siódemka’ - zakłady polegające na wytypowaniu zwycięzców trzech, pięciu i siedmiu gonitw. 
Zresztą wszystko wytłumaczą Wam przy kasie. Zatem po emocje tup tup na wyścigi.
  • Pomnik Pomnik gen. Zygmunta Berlinga
Absolutnie nie namawiam nikogo do dewastacji pomników ale faktem jest, że trzymetrowa rzeźba z białego marmuru (biały marmur na budowę pomnika sprowadzono specjalnie z Kazachstanu) nieopodal Wału Miedzeszyńskiego (w pobliżu Mostu Łazienkowskiego, noszącego wówczas imię Berlinga) budzi niemałe emocje. Pomnik autorstwa Kazimierza Danilewicza został odsłonięty w 1985. Postać trzymającego w prawej dłoni lornetkę generała została pokazana od kolan w górę. Jest zwrócona jest w stronę lewobrzeżnej Warszawy – Czerniakowa. Na frontowej ścianie rzeźby znajduje się również wyryty w piaskowcu orzeł. Pierwotnie pomnik miał stanąć bliżej Wisły, w miejscu, z którego żołnierze generała dokonali w nocy z 15 na 16 września 1944 roku desantu na przyczółek czerniakowski aby pomoc powstańcom. Zginęło wtedy ponad 3 tys. żołnierzy.
A z tymi emocjami to jest tak:
27 kwietnia w każdą rocznicę urodzin Zygmunta Berlinga jego dawni podkomendni składają tu kwiaty
ale (jak mawiał Tewje Mleczarz) z drugiej strony 
pomnik jest regularnie  dewastowany. Ktoś maluje posągowi na czerwono ręce tudzież po prostu oblewa farbą (co sprawia, że Berling wygląda jak umazany krwią)
ale z drugiej strony
W 2012 roku w badaniach w ramach tzw. "Barometru Warszawskiego" mieszkańcy wyrazili, że nie chcą jego usunięcia.
Na jego temat wielokrotnie dyskutowali politycy:
Magdalena Czerwosz, radna Warszawy (PO) i przewodnicząca Samorządu Saskiej Kępy: "(...) Ten pomnik mi się nie podoba. Jest nieładny, figura ma ucięte nogi, a sama postać generała budzi kontrowersje. Jednak w pomalowaniu go czerwoną farbą jest coś niesmacznego (...)". Równocześnie wyraziła opinię, że dawne pomniki należałoby pozostawić, może poza posągiem Dzierżyńskiego
Stołeczny radny (PiS) Marek Makuch zaproponował, by  Berlinga zrzucić z cokołu.
Szef klubu PiS w Radzie Warszawy Maciej Wąsik na Facebooku wyraził się o Berlingu tak: „To był człowiek całkowicie sowiecki, a ten pomnik wystawiły mu władze PRL w hołdzie za wierną służbę towarzyszowi Stalinowi i ojczyźnie światowego proletariatu, której zresztą był obywatelem (..)."
Olga Johann (PiS), wiceszefowa rady miasta uważa, że pomnik gen. Zygmunta Berlinga straszy warszawiaków na Wisłą. Podobnie jak jej kolega Makuch jest za tym aby zrzucić generała LWP z cokołu, na którym utrzymuje się od lat 80.
Marek Rojszyk (SLD), wiceprzewodniczący Rady Warszawy mówi, że co rok składa kwiaty pod pomnikiem Berlinga w kwietniową rocznicę urodzin "(...) Reprezentuję radę miasta. Nie jestem tam sam, przychodzą żołnierze LWP oraz ci, dla których generał jest symbolem walki o niepodległość. Dodam, że takie uroczystości odbywały się także za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, wtedy nikt z PiS nie protestował (...)"

Dlaczego tyle szumu o pomnik? 
Jestem pewna, że jesteście wyjątkowo sprytni i od razu się zorientowaliście, że nie chodzi o samą rzeźbę tylko o przedstawiającą ją postać. Kim zatem był  generał Zygmunt Berling?
Dowódcą 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, a następnie 1 Armii Wojska Polskiego. Żołnierze Berlinga w 1944 brali udział w czasie powstania warszawskiego w walkach na przyczółku czerniakowskim oraz na Żoliborzu. Podobno współpracował z radzieckimi służbami specjalnymi NKWD. Stąd czerwona farba i napisy "Zdrajca, agent Stalina". 
Niektórzy uważają, że sam autor pomnika, Kazimierz Danielewicz w swoim dziele wyraził kontrowersje - czerwony cokół kojarzą ze współpracą Berlinga z komunistami a fakt przedstawienia go od kolan wiążą z niemożnością udzielenia pomocy walczącej Warszawie.
Profesor historii Jan Żaryn uważa, że powinno powinno się usunąć z przestrzeni publicznej pomniki takie jak ten przedstawiający Zygmunta Berlinga  ponieważ: "(...) Problem z Zygmuntem Berlingiem jest taki, że jest to postać tragiczna w sensie rozważań o jego prywatnych wyborach. To człowiek, który w warunkach pozbawienia wolności, ratowania życia zdecydował się być agentem obcego mocarstwa. Następnie zdecydował przyjąć się od tegoż mocarstwa, których służb specjalnych był agentem, bardzo ważne stanowiska i stopnia wojskowego, gdyż trzeba przypomnieć, on był generałem Armii Czerwonej, a pułkownikiem w Wojsku Polskim. Cały jego późniejszy życiorys, widziany z perspektywy jego własnej relacji, wydaje się, że jest taką próbą utwierdzenia samego siebie w przekonaniu, że zdrada może być zamieniona na alternatywną służbę w interesie państwa polskiego, gdyż będzie się w stanie oprzeć „opiekunowi”, czyli oficerowi prowadzącemu. A oczywiście to jest nieprawda. Oficer prowadzący wygrywa zawsze z agentem, co wiemy z bardzo wielu przykładów i doświadczeń, którzy ulegli i stali się narzędziami w rękach oprawców, a nie skutecznymi, propolskimi działaczami politycznymi. Ja oczywiście rozumiem, że ten dramat Berlinga może stać się kanwą bardzo ciekawych sztuk teatralnych i filmów. Natomiast nie sposób takie osoby honorować i stawiać na tym samym poziomie co gen. Andersa, który miał rację decydując się na to, by rozpocząć procedurę osądzenia pułkownika Berlinga. Wyrok organów sprawiedliwości Polskich Sił Zbrojnych był jednoznaczny – za zdradę jest kara śmierci. Dziś żyjemy w tradycji generała Andersa.Generał Zygmunt Berling jest niewątpliwie postacią budzącą liczne kontrowersje - z jednej strony dowódca 1 Dywizji piechoty im. Tadeusza Kościuszki która wraz z Armią Czerwoną dokonywała sowietyzacji Polski, z drugiej człowiek który podjął dramatyczną próbę udzielenia pomocy walczącym Powstańcom Warszawy. Pomnik Berlinga wzniesiony w 1985 roku nie przypadkiem znajduje się nad Wisła zwrócony twarzą w stronę Czerniakowa, tam właśnie "Kościuszkowcy" próbowali zdobyć przyczółek, który umożliwiłby pomoc powstańcom. Niestety nie powiodło się to i choć od tamtego czasu minęło przeszło 68 lat, postać generała Zygmunta Berlinga jest skrajnie różnie oceniana przez historyków (...)
Rzeźba miała zniknąć pod koniec lat 90. Wówczas atak na Berlinga przypuściła stołeczna prawica. Generał został publicznie nazwany agentem NKWD, który "wynosił z radzieckich magazynów koce, bluzy oraz spodnie drelichowe". W odpowiedzi w siedzibie SLD przy Rozbrat powstały "komitety Berlinga" zbierające podpisy poparcia dla cokołu.
Berling nie dał się również grupie dekomunizatorów ze stołecznego PiS, którzy od 2006 r. wspierani przez IPN śledzili nazwy ulic, pamiątkowe tablice oraz patronów szkół. Wspomniana Olga Johann pod koniec 2008 r. upomniała się o generała "(...) Jak on wygląda? Jest koszmarny, ohydny i do tego regularnie oblewany farbą przez tych, którzy nie wierzą w Berlinga (...)" Johann sporządziła autorską wersję życiorysu generała, spisaną w jedenastu punktach interpelacji. Można tam przeczytać tam m.in. jak to w przededniu wybuchu II wojny Berling został pozbawiony dowództwa pułku ze względu na nadużycia materialne i etyczno-moralne oraz przeniesiony w stan spoczynku", "prowadził agitację wśród polskich oficerów więzionych w Starobielsku na rzecz włączenia Polski jako siedemnastej republiki ZSRR", "był człowiekiem Stalina (uznawanym przez Rosjan za czynnego agenta NKWD), a w konsekwencji wrogiem polskich komunistów". Opisując Berlinga, radna cytuje nawet opinię PKWN z 1944 r.: "Berling ujawnił wrogie demokracji polskiej oblicze i postawił siebie poza nawiasem demokracji polskiej walczącej o wyzwolenie Polski". O niskiej ocenie zasług generała mają świadczyć dwa fakty: usunięcie go z LWP po śmierci Stalina oraz to, że "karierę zakończył na podrzędnym stanowisku w Ministerstwie Rolnictwa". Swoją interpelację kończy apelem: "Należy wyrazić zdumienie, że do dnia dzisiejszego pomnik (...) obrażający uczucia patriotyczne Polaków w dalszym ciągu starszy warszawiaków przy Trasie Łazienkowskiej".
Prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz odesłała autorkę do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Radna, czekając na opinię, gromadzi dalsze fakty z życia generała by przekonać Radę Warszawy.
Jak widać złość na generała może stać się pasją życia. 



WSTYD

  • Plaża nudystów Warszawa  (na wysokości końca ul. Wał Miedzeszyński - od ul. Romantycznej do ul. Sitowie)
Plaża nudystów na warszawskich Błotach jako obiekt geologiczny powstała w efekcie pracy sąsiadującej z nią żwirowni i piaskarek pogłębiających dno Wisły, które zaopatrywały w piasek warszawskie budowy. W tych urokliwie osadzonych terenach, już na początku lat 50., zorganizowano nieoficjalne miejsce przeznaczone do zażywania kąpieli słonecznych dla wszystkich tych, którzy chcą to czynić nago.W latach '60, lubili tam imprezować hippisi i warszawska śmietanka. Rokrocznie w sezonie wiosenno-letnim warszawscy naturyści przychodzą tu tłumnie rozkoszować się ciszą i spokojem. Niestety plaża nie jest miejscem strzeżonym, więc każdy bez problemu może na niej przebywać. Dotyczy to zarówno naturystów jak i właścicieli psów.
Radny klubu Lewicy Sebastian Wierzbicki proponuje, żeby dziką plażę- nudystyczną partyzantkę ogrodzić i ucywilizować. Marzy o stołecznej plaży nudystów na europejskim poziomie: z ogrodzeniem chroniącym opalających się przed wzrokiem podglądaczy, czysty m piskiem, natryskami, barkiem, zapleczem i ofertą gastronomiczną. Mieszkańcy ulicy Sitowie o plaży rozmawiać nie chcą. Być może wstydzą się takich planów. Do miejskich urzędników trafiła już interpelacja pomysłodawcy. Rzecznik ratusza, choć twierdzi, że sam by się nie wybrał do takiej oazy opalania nago ale idei nie mówi "nie". W końcu w Polsce jest 30 tego typu legalnych miejsc, a w Warszawie brak. Być może stałaby się atrakcją turystyczną. 

Wcześniej istniała jeszcze jedna taka plaża w okolicach Warszawy a dokładniej w Józefowie- słynna "Pod Dębami". Znana od końca lat 60-tych XX w kiedy nagie plażowanie dotarło z Zachodu Europy. Moda na taką formę spędzania wolnego czasu (nudyści pewnie obrazili by się na mnie za słowo moda bo dla wielu to cały styl życia) jest jednak znacznie starsza. Naturyzmu nie trzeba było przecież wymyślać. Greccy uczniowie ćwiczyli tężyznę bez przyodziewku. Zwyczaj ten zmienił się w roku 393 n.e, kiedy chrześcijański cesarz uznał takie zwyczaje za pogańskie i kazał sportowcom się odziać. Rzymianie, Japończycy oraz wiele innych narodowości przez tysiąc lat, aż do dzisiaj praktykowali nagie kąpiele w swoich łaźniach. Sprzyjało to zdrowemu podejściu do ciała, szacunku do niego, nie bania się zmian zachodzących w fizyczności wynikających z wieku. W Wielkiej Brytanii około 1840 r., modne były nagie kąpiele w morzu ale za panowania królowej Wiktorii tej rozrywki zakazano. Jako ruch naturyści narodzili się w Niemczech pod koniec XIX wieku- członkowie grupy zwanej Wandervögel, czyli Wędrowne Ptaki, gdy tylko mogli to opalali się i kąpali nago (argumentując, że jest to dobre dla zdrowia, bo zgodne z ludzką naturą). 
Podobnie czynili działacze Naturalnego Ruchu Leczniczego (Naturheilbewegung)- ci z kolei wyrażali pogląd o dobroczynnym wpływie słońca na ludzki organizm, o ile pada ono na zupełnie nagie ciało. Równolegle niemiecki socjolog Heinrich Pudor, napisał promującą naturyzm książkę "Kult nagości". W 1903 niedaleko Hamburga powstał, założony przez Paula Zimmermana pierwszy klub naturystyczny Freilichtpark (Park Swobodnego Światła) a w tym samym roku Heinrich Ungewitter opublikował Die Nacktheit (Nagość), utopię o życiu nago. Stąd prosta droga do pierwszego zorganizowanego ruchu naturystycznego- Freikörperkultur (Kultura Wolnego Ciała) w skrócie FKK, która w latach 30 zrzeszała 100 tys. osób. Skrót ten przetrwał do dziś i w krajach niemieckojęzycznych jest używany jako synonim filozofii naturyzmu. Wojna zastopowała krzewienie ruchu w Europie bo Adolf Hitler był takim praktykom bardzo przeciwny. Ale już za czasów NRD, naturyzm wrócił do łask za sprawą minister edukacji Margot Honecker, która sprzyjała ruchowi. Dziś plaże nudystów można znaleźć w każdym kraju Europy. Istnieją też plaże typu CO (clothing optional), na których decyzja co do tego czy opalać się nago czy w kostiumie jest dowolna. Są one bardzo popularne w Danii gdzie tylko 2 plaże nie są CO.

W Polsce przed II wojną światową naturyzm praktykowano tylko na zamkniętych obszarach. Powstały specjalnie wydzielone miejsca w Zaleszczynkach (dziś na tych terenach jest Ukraina) oraz w Otwocku. W czasie PRL-u naturyzm był praktykowany na wielu plażach, m.in. w pobliżu Krynicy Morskiej, Międzyzdrojów i Dębek. Uważano, że naturyzm stanie się elementem powszechnego światopoglądu. "Chyba nie unikniemy nudystycznych plaż, tak jak nie uniknęliśmy motoryzacji i coca-coli". Oficjalnie nudyści zainaugurowali swoją działalność w roku 1897 w Grudziądzu, tworząc Towarzystwo Naturalnego Sposobu Życia. W latach 80. ruch stał się popularny głównie ze względu na większe zainteresowanie mediów, w tym tygodnika "Veto". Powstał też przebój Wodeckiego "Chałupy Welcome To", który stał się swoistą reklamą dla tej idei. Szefem naturystów w Polsce został Sylwester Marczak, początkowo również głowa Polskiej Federacji Ekologicznej- ruchowi oficjalnie przyświecały cele bliskie nie tylko ciału, ale i ochronie środowiska. Lider powtarzał również, że "Kontakt z naturą to także kontakt z innymi ludźmi". Dlatego niestrudzenie działał: założył Naturystyczną Agencję Fotomodelek, Naturystyczne Biuro Matrymonialne, Klub Samotnych, Klub Małżeńskiej Sztuki Erotycznej i Polskie Towarzystwo Naturystyczne, które w czasach swojej świetności, w połowie lat 80., zrzeszało ok. 30 tys. osób. Ukoronowaniem działalności Marczaka miał być mandat poselski. W 1991 r. stworzył Polską Partię Naturystyczną. Program przedstawił w kwartalniku "Natura Naturyzm" - obiecywał udane współżycie i orgazm psychiczny. Zdolność koalicyjną miało zapewnić partii poparcie dla demokratyzacji, prywatyzacji, gospodarki rynkowej i otwartej polityki zagranicznej. "Przez erotyzm najbliżej do świata" - przekonywał. PPE nigdy nie została jednak zarejestrowana, podobnie jak Polskie Towarzystwo Naturystyczne. Porzucone przez Marczaka przestały istnieć, a polski ruch naturystyczny zaczął podupadać. Dodatkowo pod koniec lat 90-tych XX na józefowskiej plaży doszło erozji brzegu- został "zabrany" przez Wisłę więc nudyści przenieśli się do stolicy. Warszawska plaża dzieli się na Piaskową Górę, Rury, Costa del Sol ( porośnięta łęgami jest czymś w rodzaju darkroomu. Kto zapuszcza się tam samotnie, wysyła sygnał do uprawiania miłości), Sopotkowo i Wyspę Miłości. Od 15 lat, kiedy w sąsiedztwie wyrosła piaskarnia, teren plaży kurczy się i marnieje. Rośnie tylko górująca nad nią Piaskowa Góra, z której wierzchołka widać rozryte buldożerami wydmy i zardzewiałe rury. Zasysany z dna rzeki piasek wędruje nimi w poprzek plaży. Dwa lata temu powódź zmyła plaże Sopotkowa, urwała brzeg Costa del Sol i zalała Wyspę Miłości.

Stany Zjednoczone okazały się początkowo znacznie bardziej purytańskie w kwestii nagiego opalania. Jeszcze do 1935 roku mężczyźni w stanie Nowy Jork nie mogli pokazywać torsu podczas publicznych kąpieli. W roku 1936 przyszło jednak bardzo upalne lato a wraz z nim masowe protesty co do obowiązku kąpania w koszulkach i prawo zostało zmienione zwalając mężczyznom na kąpiele w samych slipach. 

Naturyzm miał (i takie są jego główne cele po dziś dzień) stanowić wyraz szacunku wobec samego siebie, swojego ciała, innych ludzi i całej przyrody. Zainteresowani mogą przebierać w rozmaitych podejściach. Chrześcijańskie podejście reinterpretuje Księgę Rodzaju - Adam i Ewa użyli listków, by ukryć nie genitalia a tylko grzech pierworodny. Rasistowskie w nagości widzi oznakę czystości rasy. Feministyczne traktuje nieokryte ciało jako "maszynę wyzwalającą kobiety". Na polskiej stronie o naturyzmie można znaleźć następujące założenia:

1. Naturystą jest się zawsze i wszędzie, gdyż jest to filozofia, sposób życia i działania, a nie tylko opalanie się na golasa.

2. Naturysta -jak mędrzec - może mówić: „Wszystko, co ludzkie, nie jest mi obce". Pamiętał jednak. by to „wszystko" nie sprawiało innym przykrości, nie raziło ich przekonań i uczuć oraz nie było przeciw naturze.

3. Naturyści są dla siebie przyjaciółmi i dlatego mówią sobie po imieniu i wzajemnie pomagają.
4. Naturysto, pamiętaj. że jesteś cząstką natury. Poznawaj więc naturę i chroń ja dla siebie i następnych pokoleń. Nie zakłócaj jej głosów. Radio zostaw w domu. Noś z sobą uśmiech, przyjaźń i miłość do całego świata. Miłość do innych i do natury to podstawa twojego działania.
5. Naturysto! Wszystko, co wynika z natury traktuj naturalnie- bądź szczery w mowie i w czynach.
6. Naturysto, dbaj o swoje zdrowie fizyczne i psychiczna, o higienę i schludny wygląd. Ograniczaj używanie alkoholu i papierosów. a najlepiej nie pij i nie pal. Bacz, byś nie zabijał w sobie człowieczeństwa. Pamiętaj że jesz aby żyć, a nie żyjesz aby jeść.
7. Chociaż urodziłeś się nagi. nie od razu byłeś naturystą. Nie przeszkadzaj innym poznawać nasze zwyczaje, ułatw im to-może też zostaną naturystami.
8. Naturyści kapią się i opalają nago dla zaznaczenia, że nic, co pochodzi od natury, nie wymaga ukrywania Czynią to jednak we własnym gronie l nie narzucają się innym.
9. Naturysto! Bądź tolerancyjny. Propaguj nasze idee. lecz czyń to dobrym słowem i przykładem, nie bądź natrętny. Twoje czyny niech będą zachętą dla innych.
10. Szukaj radości nie w braniu, lecz w dawaniu.
Czy plaże nudystów to miejsca rozpusty? Z założenia nie. Zdaniem wyznających filozofię "N " nagość na naturystycznej plaży traci erotyczny ładunek. Na łamach popularnego w latach 80"Tygodnika Veto" naturyści pisali, że "ciało nagiego człowieka traktują jako wytwór przyrody, jak kwiaty, jak obraz czy rzeźbę". Inne deklaracje naturystów zamykają się w słowach (można je znaleźć np. na YoTubie) "Zarówno plaża, jak i sauna znoszą ograniczenia kulturowe wynikające z konieczności wdziewania ubioru. Niezależnie od tego, czy naturyści przebywają na świeżym powietrzu, czy też pod dachem, panuje wśród nich przyjacielska atmosfera niemająca żadnego związku z erotyką". Panom niepotrafiącym powstrzymać swoich żądzy portal naturyzm.org.pl daje proste rady: "Wejdź do zimnej wody, intensywnie pływaj i nie myśl o dziewczynach bądź przed wstaniem z koca ukłuj się szpilką w pośladek, ewentualnie wytarzaj się w piasku". Mimo tych zapewnień w 1992 r. Międzynarodowa Federacja Naturystyczna alarmowała o pleniących się wśród polskich naturystów patologiach. Doniesiono, że organizowane u nas show Miss Natury Wita nie odbywają się na naturystycznych plażach, lecz w nocnych klubach, a Miss Natury za dodatkową opłatą oferują kompleksowy masaż. W krajach, w których działa MFN (w Polsce ma tylko korespondenta), naturyści bronią się przed patologiami jak mogą- uciekają w elitaryzm: do ośrodków nagiego wypoczynku mają wstęp tylko zarejestrowani członkowie.  Nie boją się też sięgnąć po przemoc. Gdy największy naturystyczny kurort w Cape d'Agde zalały tłumy swingersów, naturystyczni terroryści pod dwoma klubami erotycznymi podłożyli ogień.

STRACH



  • dw. Centralny
Z Centralnym jest (od czasu remontu w 2012 roku) generalnie dużo lepiej. Za dnia naprawdę nie ma się czego bać: kolorowe sklepiki z prasą i świeże soki, w sąsiedztwie Złote Tarasy. Być może nie powala urodą i na pewno kryje w sobie jeszcze mnóstwo tajemnic ale nie przeraża. Za to kiedy zapada noc... Nie wiem co myślą sobie inni ale w moim mózgu panująca wokół szarość i półmrok (perony są częściowo i nierównomiernie oświetlone, barwy większości materiałów we wnętrzach nie odbijają światła) uaktywniają w pamięci wszystkie przerażające skojarzenia (część z nich to fakty inne to miejskie legendy): 

- Historie o produkcji mięsa do kebabów w podziemiu. Jedna z wersji mówiła o górach mielonego mięsa składowanych pod ziemią, które miało trafiać do wszystkich barów w stolicy. 

- Grasujący pedofile i męskie prostytutki

- Koczujący bezdomni

- Narkomani (ponoć atakujący znienacka ze strzykawkami)

- Pogłoska o tym, że jakaś firma sprzątająca wycofała się z oczyszczenia wnętrz bo wolała zapłacić wysoką karę związaną z niedotrzymaniem umowy niż zmagać się z tą syzyfową pracą (Na szczęście w Warszawie jest więcej niż jedna firma sprzątająca i remont koniec końców przeprowadzono. Rozpoczął się on w sierpniu 2010 i objął gruntowne czyszczenie elementów dachu, elewacji i wnętrz, usunięcie oraz wymianę najbardziej zużytych elementów wystroju, wymianę niektórych instalacji technicznych, a także uporządkowanie ładu przestrzennego na terenie i wokół dworca. Naprawiono też i odnowiono neony na zewnątrz budynku oraz uruchomiono zewnętrzną iluminację dworca na szczycie dachu. Podczas prac remontowych uporządkowano i zainstalowano także nowy systemu informacji dla pasażerów, zainstalowano nowoczesne oświetlenie, biletomaty oraz zadbano o udogodnienia dla osób niepełnosprawnych).

Odstawmy jednak na moment luźny potok skojarzeń i powróćmy jednak do korzeni a raczej pierwszej cegły tego przybytku. 

Pierwszym centralnym dworcem kolejowym Warszawy był Dworzec Wiedeński, który powstał w 1845 roku i znajdował się na rogu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej. Był on jednak zbyt mały, w związku z czym w 1932 roku przedsięwzięto budowę nowego, bardzo nowoczesnego jak na ówczesne czasy Dworca Głównego przesuniętego względem Wiedeńskiego kilkaset metrów na zachód. Jego budowy koniec końców nigdy nie ukończono a w 1944 roku prowizorycznie wykończony gmach wysadzili Niemcy. Lokalizację nowego centralnego dworca kolejowego w miejscu gdzie znajduje się po dziś dzień wyznaczyło w 1946 Biuro Odbudowy Stolicy. Przez kolejne ćwierćwiecze powołany ku temu architekt Arseniusz Romanowicz tworzył kolejne koncepcje tego przybytku ale ze względów finansowych żadna nie doszła do finału, zaś funkcję tymczasowego dworca pełniła Warszawa Główna Osobowa. W latach 1952-1954 wybudowano tam tymczasowy punkt dla pociągów podmiejskich, usytuowany w wykopie i obsługiwany przez drewniane pawilony zaadaptowane z dawnych kas wyścigów konnych. Funkcjonował on do czasu otwarcia dworca Warszawa Śródmieście w 1963 i postanowiono go zburzyć. Z braku alternatywy ponownie otwarto go po wybudowaniu drugiej pary torów na linii średnicowej, w celu obsługi pociągów dalekobieżnych przejeżdżających przez centrum miasta.




W 1972 podjęto wreszcie (przyspieszając plany w związku ze zbliżającą się wizytą Leonida Breżniewa i Wielkiego Wodza Narodu Koreańskiego Kim Ir Sena) decyzję o budowie nowoczesnego dworca dalekobieżnego. Za projektem ponownie stanął Arseniusz Romanowicz a dopomagał mu dzielnie Piotr Szymaniak. W trakcie budowy plan był wielokrotnie zmieniany co odbiło się to niestety na jakości robót i funkcjonalności. Nie można się za to przyczepić do tempa robót. Według badania przeprowadzonego francuską metodą ścieżki krytycznej PERT budowa tego typu obiektu w centrum dużego miasta powinna zająć 3650 dni, czyli 10 lat. Władza socjalistyczna podjęła jednak  ambitną"próbę 1100 dni", czyli ograniczenia czasu budowy o 2/3. Udało się? Ależ oczywiście! Budowę przeprowadzono błyskawicznie i ukończono już 5 grudnia 1975 - dwa dni przed siódmym Zjazdem PZPR. Wkrótce potem dworzec przejął obsługę większości pociągów dalekobieżnych w Warszawskim Węźle Kolejowym. Teoretycznie przy budowie nie nakładano na projektujących żadnych ograniczeń finansowych (prace sfinansowano m.in. dzięki bardzo dużym kredytom od państw zachodnich, które zaciągnięto dzięki staraniom Edwarda Gierka) a jedynie wspomniane ograniczenia czasowe - dla przyspieszenia prac na budowie pracowali także żołnierze Ludowego Wojska Polskiego oraz "filmowcy" z serialu Czterdziestolatek. W efekcie jak już wspominałam wiele elementów zaprojektowano i wybudowano pośpiesznie i nieszczelnie w związku z czym budynek musiał być potem wielokrotnie remontowany. Zresztą plan 1100 dni tak na prawdę udał się tylko połowicznie bo prace wykończeniowe trwały jeszcze po przekazaniu dworca do eksploatacji. Do dnia otwarcia miały funkcjonować zaledwie dwa tory kolejowe, pozostałe znajdowały się w fazie prób, więc ich przekazanie nie była sprawą oczywistą, a na jednym z torów dopiero wysychał żelbeton. Poza tym nie działała jeszcze wentylacja i prawie wszystkie ruchome schody, brakowało wyposażenia technicznego. Nie dopracowano też dachu, który częściowo przeciekał i  instalacji wodnokanalizacyjnych. To tyle o komunistycznych wyścigach z czasem.
Po upadku komunizmu dworzec zaczął popadać w ruinę. Obwieszono go reklamami. Dotychczas szerokie przejścia podziemne zaroiły się od sklepików, kantorów oraz budek z szybkim jedzeniem. Niedostosowane do wnętrza szybko zaszły nieprzyjemnym zapachem, który dodatkowo intensyfikowali liczni tu od lat 90 bezdomni i narkomani. Nie było pieniędzy na remonty i modernizacje, psuły się ruchome schody, drzwi, urządzenia wentylacyjne, windy. Dodatkowo niepokój miejsca potęgowała tajemnica dworcowych podziemi. Kto się tam mniej lub bardziej przypadkowo zabłąkał miał szansę zobaczyć schowane w półmroku magazyny, schowki, głębokie na kilka pięter w dół zrzutnie ścieków, kilometry słabo oświetlonych kanałów technicznych, sploty kabli, wielkie lochy czerpni powietrza wysokie na kilkanaście metrów by dojść wreszcie do położonego niemal tuż pod Pałacem Kultury pokoju elektryka.

Od samego otwarcia komunistyczna propaganda bardziej skupiała się na tym co na zewnątrz i nadawała dworcowi miano „najnowocześniejszego w Europie” . Było to powiedziane mocno na wyrost ale jak na swoje czasy i w porównaniu z innymi warszawskimi dworcami, obiekt faktycznie miał swoje walory. Zaprojektowano go z myślą o obsłudze 39 milionów podróżnych rocznie, jednocześnie mógł przyjąć 90 tysięcy ludzi w ruchu normalnym oraz 140 tysięcy  w ruchu szczytowym. Nowatorska (wykonana ze stali i szkła) konstrukcja głównej hali zyskała uznanie w oczach ówczesnych architektów. Potężny postmodernistyczny aluminiowy dach z zachowanymi do dzisiaj futurystycznymi kształtami i stosunkowo dobrym stanem kontrastował do czasu remontu w 2012 roku ze zdewastowaną resztą budynku oraz czterema ponurymi peronami znajdującymi się pod ziemią (o długości 400 metrów każdy). Jako pierwszy w Polsce został wyposażony w pełną klimatyzację i ogrzewanie każdego pomieszczenia za pomocą urządzeń sprowadzonych w latach 70. z krajów Zachodu. Zainstalowano tu pierwsze w Warszawie drzwi automatyczne wyposażone (w wówczas) nowatorski mechanizm reagujący na ciężar ludzkiego ciała w obszarze przed wejściem i wyjściem uruchamiającego drzwi. Ewenementem i luksusem było wyposażenie marmurowo-drewnianych ławek na peronach we własne ogrzewanie ukryte za metalowymi kratkami. Mniej oficjalnie krytykowano budynek ze względu na jego oddzielenie od infrastruktury miejskiej oraz sztuczne podwyższenie konstrukcji względem wysokości alei Jerozolimskich i związane z tym wszelkie niedogodności komunikacyjne. Pomimo zewnętrznej lekkości dachu wnętrze skrywa utrudnienia komunikacyjne dla pasażerów. Różnica kondygnacji wynosi aż 2 piętra z hali głównej na perony. Podstawą komunikacji są wielkie schody (które często głównie na początku lat 90, ulegały awariom ze względu na zaniedbania administracji). Na każdym peronie znajdują się również windy osobowo-towarowe ale niepełnosprawni długo nie mieli tu lekkiego życia. Windy działały bowiem tylko przez kilka lat po otwarciu i posiadały zamki na klucz. W latach 90 uległy awarii i na wiele lat nikt nie kwapił się do naprawy, miast tego zasłoniono ich wejścia kartonowo-gipsową ścianką. Usprawniono je dopiero w maju 2012 roku i wreszcie wyposażono w przyciski dostępne dla każdego zamiast dotychczasowych zamków na klucz. Od niedawna niepełnosprawni mają do dyspozycji w hali jedną elektryczną platformę schodową uruchamianą na syrenę, która ma przywołać pracownika dworca. 

Jak wspomniałam PRL-owska propaganda miała jednak o budynku dość wysokie mniemanie. W uroczystości otwarcia Dworca Centralnego wzięli udział przedstawiciele najwyższych władz. I sekretarz KC PZPR Edward Gierek przeciął wstęgę i wygłosił przemówienie w którym obiekt stanie się jednym z symboli ambitnej polityki modernizacji kraju prowadzonej przez PZPR w latach 70. Do nadania Dworcowi statusu wyjątkowego osiągnięcia przydawano więc wiele wysiłków: przyznano  mu tytuł „Mister Warszawy’75". w jego wnętrzach urządzano pokazy mody (zresztą nie było to specjalnie oryginalne bo w PRL w niemal każdym nowo otwartym budynku urządzano pokazy polskich dyktatorów). Przez kilkanaście miesięcy PKP zatrudniało specjalne hostessy ubrane w bordowe mundurki których zadaniem było informowanie ciekawskich o cenach biletów oraz repertuarach warszawskich teatrów. Podkreślano wreszcie światowy charakter budowli- prawdziwe multi-kulti: stropy, drzwi automatyczne i elewacje z blachy ze Szwajcarii, schody ruchome z Paryża i Brukseli zaś elektroniczne zegary z Włoch. Ściany korytarzy oraz ławki i balustrady zostały wykonane w 1975 roku z białego marmuru sprowadzanego m. in. z Kazachstanu. Użyto również (na kolumny przy wejściu do hali głównej) czarnego, błyszczącego granitu specjalnie sprowadzonego ze Szwecji.
Dziś ani tytuł mistera Warszawy ani światowe materiały nie wystarczają i z opinią o Centralnym jest kiepsko, kiepściuchno. Chyba nie tylko we mnie budzi on strach bo np. w rankingu przeprowadzonym podczas wakacji 2008 przez Gazetę Wyborczą Dworzec Centralny uznano za jeden z najgorszych (czwarte miejsce od końca) wśród 23 dworców największych polskich miast. Według ankiet na negatywną ocenę wpłynęły: słabe poczucia bezpieczeństwa (mimo komisariatu policyjnego i kolejowego), obecność tolerowanych tu przez Straż Ochrony Kolei bezdomnych, wszechobecny brud i nieprzyjemne zapachy, kilometrowe kolejki do kas dworcowych, niemiła obsługa, zła informacja, fatalne oznakowanie przejść podziemnych dworca i dojść do czynnych toalet w nocy. Jeszcze pod koniec 2012 roku okazało się, że ustawione na hali głównej przeszklone pawilony handlowe nie sprawdziły się, ich fragment popękały, a większość z nich została opuszczona przez wynajmujących – bardzo prawdopodobne, że zostaną one w ogóle zlikwidowane. W październiku 2008 Najwyższa Izba Kontroli po kontroli przeprowadzonej na 223 dworcach kolejowych w Polsce stwierdziła, że Dworzec Centralny jest jednym z najgorszych pod względem stanu technicznego. Działania zarządcy dworca nie zapewniają pasażerom wystarczającego bezpieczeństwa oraz czystości i porządku, zwrócono uwagę m.in. na obecność bezdomnych. Dane te pochodzą jednak sprzed remontu, więc może warto by je uaktualnić. Kto wie, może pisząc "kiepsko, kiepściuchno" oddaję się starym uprzedzeniom? Bo przecież:
- Szwajcarski krytyk architektury i historyk sztuki Werner Huber uznał Dworzec za „przykład wybitnej architektury modernizmu, perła na szynach”
- Jeden z najsłynniejszych polskich magazynów o architekturze i budownictwie Architektura Murator w lutym 2012 roku uznał miejsce za „Ikonę polskiej architektury XX wieku” oraz „za przykład architektury modernistycznej o szczególnych walorach”. Oceny dokonano przy okazji ukończonego remontu budynku
- W marcu 2013 przy wyjściu na przystanek autobusowy od strony Alej Jerozolimskich znalazła się tablica informacyjna MSI na której napisano m.in., że dworzec to z najokazalszych przykładów późnego modernizmu w Polsce, spektakularna realizacja XX-wiecznej idei segregacji różnych rodzajów ruchu oraz nowoczesna interpretacja dworca jako symbolicznej bramy do miasta i punktu orientacyjnego
- Artystka Ola Wasilkowska zbudowała na terenie Dworca znakomitą instalację artystyczną Time Machine ze starych kasetonów informacji pasażerskiej. 

Zresztą ja się tu czepiam a może jego dni są policzone? Według spółki Dworzec Polski, zarządzającej dworcem, obecna renowacja jest prawdopodobnie rozwiązaniem tymczasowym. Po Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej PKP planuje w 2014 roku zburzenie starego i wybudowanie nowego budynku w miejsce obecnego dworca i połączenie go z funkcjami handlowo-biznesowymi. Jeden z projektów zakłada powstanie wieżowca w miejscu dotychczasowego budynku. Funkcje dworca pełniłyby jego najniższe kondygnacje. Miałyby być też dodane dwa perony dla pociągów podmiejskich i jeden dla pociągów dalekobieżnych. Służby ochrony zabytków miały zamiar wpisania dworca do rejestru zabytków, jednak wobec planów modernizacji wstrzymano się z tą decyzją. Kto jednak wie, kto wie co to będzie? Plany jego wyburzenia i zastąpienia go nowym nie są pewne i zyskały sobie miażdżącą krytykę Varsavianistów. Obrońcy Dworca argumentują, że po remoncie jest w pełni funkcjonalny, atrakcyjny dla pasażerów po naprawie wieloletnich usterek i w rezultacie zasługuje na ochronę oraz konserwację jako charakterystyczne miejsce Warszawy pozbawione już brudu i chaosu. Przede wszystkim za zachowaniem obecnego dworca przemawia jednak nieopłacalność jego wyburzenia i ponownej budowy.
Kto chce się bać niech się zatem uda na Centralny po pierwsze szybko (przed ewentualnym zburzeniem) po drugie w nocy.

Przy pisaniu korzystałam z:
Wyścigi Konne
Wyścigi 2
Wikipedia o wyścigach
Historia Służewca
Michał Fal o wyścigach
Polskie Radio o wyścigach
Wikipedii o Zygmuncie Berlingu
Paweł Wroński o Berlingu
Grzegorz Szymanik o Berlingu
Tomasz Urzykowski, Aleksander Szałański o Berlingu
eostroleka o Berlingu
kontakt24 o Berlingu
IPN o Berlingu
Berling
naturyzm
Wikipedia o naturyzmie
Sebastian Wierzbicki o plaży nudystów
Wprost o nudyzmie
Jacek Gądek o naturyzmie
mmwarszawa o plaży nudystów
naturyzm
Z Wikipedii o Dworcu Centralnym
O Centralnym
O Centralnym 2
O Centralnym 3
Paweł Sasanka o Centralnym
i jeszcze o Centralnym

sobota, 20 lipca 2013

Bajkobus ruszył

Bajkobus magiczny pojazd zasilany lemoniadą przemieszcza się po ulicach Warszawy. Wypatrujcie a może go dostrzeżecie. Więcej na Teatr Baza

fot. Sebastian Bastula

fot.Jacek Wajszczak

fot. Sebastian Bastula

wtorek, 16 lipca 2013

Ktoś nie śpi aby spać mógł ktoś

Od jakiś dwóch miesięcy mam pogłębiającą się bezsenność. Jedyne miejsce gdzie udaje mi się zdrzemnąć to wanna pełna wody zmieszanej z mąką ziemniaczaną (jak radził ludowy przepis). Zatem drzemię sobie w kisielu i powoli popadam w szaleństwo. Mam cholestazę ciężarnych - wątroba nie pracuje tak jak trzeba i toksyny gromadzą się pod skórą. W dawnych czasach przypadłość ta zwana była "obłędem ciężarnych" - bo się biedaczki topiły nie mogąc znieść już więcej... Zatem jeśli ktoś zna sposób co zrobić na nocne swędzenie całego ciała- które uniemożliwia spoczynek- niech podzieli się czym prędzej tą wiedzą! Oddam wszystkie kosztowności i co mi tam biednej jeszcze pozostało.
Coby nie jęczeć przewracając się z boku na bok (nie przerywając drapania) staram się pisać ale po tylu nieprzespanych nocach z moją kondycją intelektualną dobrze nie jest. Przede wszystkim mam nadzieję, że nie wpływa to na mojego synka, który przyjdzie na świat we wrześniu co (mam nadzieję) zada kres tym udrękom.

Przynajmniej Ty Roszku Groszku śpij i śnij sny:

kurdyjskie


tureckie


rosyjskie


ukraińskie


mołdawskie


gruzińskie



Czeczeńskie
 

ałtajskie


polskie...


I z wszystkich innych krajów i miejsc, które razem odwiedzimy :)

A tak apropo śpiwania na dobranoc to profesor Hanna Olechnowicz uważa, że pierwotnie celem ich  śpiewania nie było jedynie uciszenie dziecka ale również (choćby na poziomie podświadomym) wyrzucenie z siebie złości. Kołysanki pozwalały dać upust najtrudniejszym fantazjom- jak choćby ta pz regionu warmińsko-mazurskiego:


"(...) Lulaj, lulaj mój lulasku,

nasypię ci w dupę piasku,

jak nie będziesz dalej spać,

to narąbię po kutasku (...)"


Dobranoc!

niedziela, 14 lipca 2013

Kop-kop

Gdyby Czujczuj zajął się tylko piłką nożną to nazywał by się Kop-kop:) 
W marcu dołączył do naszej ekipy były piłkarz Tomek Stranc, który w ośrodku w Domiz robił zajęcia sportowe a potem na pikniku PAHu zorganizował mini trening piłkarski. Tu Tomek opowiada o piłce, Czuczuju i swoich planach:


piątek, 12 lipca 2013

Marzenia znad kebaba 2

Gari, 28 lat (Gruzja)
Dla mnie nie jest marzeniem zarabiać milion dolarów. Wystarczy 10 000 miesięcznie bo wyżej miliona to za dużo kłopotów. Zresztą ja nie żyję bajkami, cieszę się z tego co mam. A mam szacunek sąsiadów, syna, żonę... Bogactwo też przyjdzie. Z żoną to było tak- W 2009 roku poznałem Polkę przez internet. Przyleciała do Gruzji, zakochaliśmy się i po dwóch tygodniach wzięliśmy ślub. Żebyśmy mogli być razem przeniosłem się do Polski. Nikogo tu nie znałem poza nią. Nie mówiłem po polsku (z żoną dogadywaliśmy się po rosyjsku). Potem urodził mi się syn i wszystko się jakoś potoczyło. Na co dzień sprzedaję olej rzepakowy z Białorusi. Tutaj tylko tak przesiaduję. Edward, do którego należy ten bar, był pierwszą osobą, którą poznałem po przyjeździe. Szukałem tłumacza a potem się okazało, że wiele nas łączy. Obaj jesteśmy gruzińskimi Ormianami- jak w 1915 roku był Genocyd  to wielu naszych pojechało do Gruzji. Zawsze to fajnie z kimś podobnym pogadać, rozumie... Można się pośmiać. Poza tym gdzie ja zjem takiego prawdziwego gruzińskiego kebaba? Tylko tu, to są inne przyprawy. Tęsknię za naszym jedzeniem. W ogóle gdyby ktoś się mnie zapytał gdzie chcę mieszkać to z całej Europy wybrałbym Gruzję. Nigdzie mi nie było lepiej- zostawiłem tam dom- 18 pokoi! W samym centrum Tbilisi. Z mojego balkonu widać całe miasto. Wszystko zostawiłem- przyjaciół, pracę... No i jedzenie. My sami robimy wino. Ale warto było, bo dla miłości. Jak już mam żyć poza ojczyzną to wiadomo, że wybieram Polskę. Wiem co mówię bo mieszkałem w wielu krajach. W Rosji studiowałem na akademii technicznej. Tam też nie było źle. Zimą jeździliśmy po zamarzniętej Wołdze... Ale Polska to jest najlepszy kraj. A czemu? Bo tu jest moja rodzina i tutaj można żyć spontanicznie. W Gruzji za oszustwo dostaje się 35 lat więzienia a tu nic. Natomiast nie podoba mi się biurokracja. Urzędnicy wydają pieniądze nie na to co trzeba a żeby 2, 3 żłobki otworzyć w dzielnicy to już pieniędzy nie ma. Zamówię ci kebaba. O nie, nie będziesz płacić! Ja cię zaprosiłem, ty powiedziałaś tak, co to za zaproszenie jak każdy płaci za siebie? U nas jest inny mentalitet, to znaczy światopogląd. 

Edward, 40 lat (Gruzja)          

Marzę o dobrym losie dla mojej rodziny. Mam  małą córeczkę, więc wiadomo- jest dla kogo żyć. A gdzie się żyje to już sprawa drugorzędna. Mi w Gruzji nie było źle. Mieszkałem w takim miejscu, że wokół tylko góry. Wyszło się na balkon a tam góry, góry, góry...No ale przyjechałem do Polski bo tu moja rodzina żyje od 15-stu lat. Prababcia była Polką. A żona to z kolei repatriantka z Kazachstanu.  Podoba mi się, że to jest w miarę wolny kraj. Każdy może wyjść na ulicę  i powiedzieć co mu się nie podoba. No a na przykład mi się czasem nie podoba taki trochę brak tolerancji. Przychodzą ludzie w nocy i mówią, że każdy ma zarabiać pieniążki we własnym kraju. Na to ja mówię: "Aaa, to dlatego tylu Polaków wyjechało do Anglii". Wszyscy nas biorą za jedną kebabową mafię. Dziewczyny zamawiają kanapki, odbierają telefon i mówią "czekaj zamawiam jedzenie u Turka". Na to ja pokazuję flagę na koszulce a one na to: "Co to? Grecja?" Dyplomy, nie dyplomy a z geografii pała. No i też kilku rzeczy zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć. Dla mnie to jest dziwne, że u was sąsiad nie zna sąsiada. Albo urząd na Długiej 5 ... Tam chyba specjalnie zatrudniają nieprzyjemnych ludzi. Jeszcze nie rozumiem po co wy tak jeździcie na te mazury? Ostatnio tam pojechałem i coś mi się zdaje, że taniej by wyszło jakbym pojechał do Włoch. Tam do odwiedzenia nic nie ma tylko jeziora i las. Trzeba bardzo lubić swój kraj aby wakacje spędzać na mazurach. Przejechałem 300 km dla jednego jeziorka. Żona była zachwycona ale w Gruzji ja miałem dwa razy takie i jeszcze ładniejsze. Nie rozumiem jeszcze czemu mężczyźni i kobiety płacą oddzielnie. Całują się a potem każdy sięga do portfela. Dlaczego? I czemu pijecie tyle alkoholu? No i ostatnia sprawa, jak to jest, że się nabieracie na baraninę? Bardzo się dziwię jak ktoś to kupuje, bo to nie mięso barana tylko mieszanka. Dlatego u mnie jest kebab z kurczaka. Stawiam na jakość a nie na ilość. I w ogóle wszystko u mnie jest- kebaby, gofry, obiady, sajgonki jak ktoś lubi.


Ayman, 44 lata (Egipt)
Nie mam marzeń. Priorytetową sprawą jest by być z rodziną. Musieliśmy się rozłączyć bo w Egipcie było dla mnie za niebezpiecznie. Za dużo tam muzułmanów, sprawiają problemy. Jestem chrześcijaninem ortodoksem, mam wytatuowany krzyż na nadgarstku i stąd prześladowania. Nie będę o nich opowiadał, tyle co mogę to, że muzułmanie są dla takich jak ja niedobrzy. Że taki tatuaż to akt odwagi? Mój siostrzeniec ma całego Jezusa na ręku. Bardzo tęsknię za bliskimi. Śpię dobrze jeśli wiem, że moje cztery córki i żona są bezpieczne. I kiedy ja nie mam kłopotów w Warszawie. Dlatego nie chcę zdjęcia- boję się, że przeczytają to jacyś Muzułmanie i się zacznie. Nie obchodzi mnie gdzie będę mieszkał- Egipt, Francja czy Polska, byleby być z rodziną. Choć jakbym faktycznie mógł wybierać to bym pewnie wybrał Francję. W Egipcie dobrze zarabiałem jako zegarmistrz. Jedynym problemem był islam. Na tyle było źle, że musiałem wyjechać. Tutaj mam problem bo się kręci dużo bezdomnych i alkoholików. Przychodzą i proszą o promocje na kebaby. Ja im daję duże promocje aby z nimi dobrze żyć, no ale ile można?! 

Hayat, 48 lat (Turcja)
Marzę o tym aby wrócić do Turcji i zająć się znowu turystyką. I żeby już nigdy się nie zakochać. 
Przyjechałem do Polski za blondynką, jak wszyscy. Nie za kebabem bo ja w Turcji nie byłem specjalistą od kebabów. Pracowałem tam w biurze podróży, ona przyjechała i przez trzy lata działaliśmy we wspólnym biznesie. Potem ona stwierdziła, że chce ze mną żyć ale po roku jej się znudziła Turcja i musiałem wybierać. No i niestety za nią przyjechałem. Zakochany...  Przez szesnaście lat byliśmy razem a potem zostawiła mnie bez majtek. To ja odszedłem ale musiałem wszystko zostawić. 90% moich znajomych ma taką historię. Nie poszło o pieniądze. Ona miała swoją religię, ja swoją i na tym tle nie było między nami zgody. Codziennie kropla, kropelka- a potem nie da się już razem żyć. Ogólnie w Polsce nie jest źle, tylko, że tam skąd pochodzę, z Izmiru to wszystko jest cieplejsze- pogoda, morze... Brakuje mi ludzi, u nas są najcieplejsi. A tu jest zimno. Zresztą długo tu nie pobędę, mam nadzieję, że moje marzenie szybko się spełni i spędzę resztę życia jako kawaler nad morzem egejskim. Lepiej żyć samotnie. Kawaler codziennie ma kilka żon. To nie chodzi o polskie kobiety tylko ogólnie o europejskie. Zresztą pierwszą żonę miałem Turczynkę i też nie wyszło. Jedyna kobieta, z którą się dogaduję to moja córka.

Fotografie Michał Czarnecki