niedziela, 31 marca 2013

Wspomóż naszą akcję!!!!

W ramach programu Beesfund można wesprzeć naszą akcję- cuda niewidy do zdobycia! ♥
Podczas warsztatów zbieramy prace plastyczne uczestników zajęć, ich marzenia, 
Po powrocie do Polski wydamy album z rysunkami wykonanymi przez kurdyjskie dzieci. Znajdą się w nim też ich marzenia i opis sytuacji w Syrii.  Dochód z jego sprzedaży pozwoli nam na sfinansowanie pobytu, a tym samym będziemy mieli możliwość, aby pomóc dzieciom mieszkającym w obozie.


Nagrody dla wspierających:
15 zł - album z rysunkami syryjskich dzieci w formie e-booka
50 zł - album z rysunkami syryjskich dzieci w formie papierowej
100 zł - album w formie papierowej + podziękowanie imienne na blogu i profilu facebookowym wyprawy
300 zł - album w formie papierowej + podziękowanie na blogu i profilu facebookowym wyprawy + umieszczenie nazwiska wspierającej osoby w albumie 500 zł - album w formie papierowej + podziękowanie na blogu i profilu facebookowym wyprawy + umieszczenie logotypu firmy w albumie
2000 zł - album w formie papierowej + podziękowanie na blogu i profilu facebookowym wyprawy + umieszczenie dużego logotypu firmy na 2. stronie albumu


Na co wydamy pieniądze:
Z części zebranych pieniędzy sfinansujemy wydanie albumu książkowego, zawierającego rysunki dzieci, zebrane podczas naszego pobytu w obozie, a także informacje o sytuacji w Syrii oraz krótką relację z naszych działań. W albumie znajdą się również nazwiska osób i logotypy firm wspierających nasz projekt. Reszta z potrzebnych nam 12 340 zł zostanie przeznaczona na opłacenie noclegów i wyżywienia dla naszej piątki, a także na zakup materiałów, których potrzebujemy do realizacji zajęć (kredki, farby, klej, filmy do otworkowych aparatów fotograficznych). Na szczęście w pobliżu obozu jest niedrogi hostel, w którym się zatrzymaliśmy. Koszt dziennego utrzymania jednej osoby w Kurdystanie, łącznie z materiałami, wynosi ok. 50 zł. Łatwo więc obliczyć, że zakup każdego albumu pozwoli jednemu z nas zostać o jeden dzień dłużej w obozie.


Prace które zebraliśmy do tej pory nie powstałyby gdyby nie wsparcie stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju, które już wielokrotnie zasilało i zasila materiałami nasze projekty.

Dziękujemy !!! 


o szczegółach tutaj

piątek, 29 marca 2013

Wesołych Świąt!!!

Z okazji Świąt Wielkanocy (które my prawdopodobnie spędzimy w Kościele Asyryjskim lub na granicy, na którą pojedziemy by przedłużyć wizę) życzymy Wam - takiego słońca jak tu, miłości, radości i równowagi ♥ 

czwartek, 28 marca 2013

Obóz w Domiz

To co przeżyliśmy od początku naszego wyjazdu do Kurdystanu przypominało film akcji. Czego tu nie było: nie spełnione obietnice, niepewność jutra, znerwicowane ciężarne, piłkarze przerywający karierę z powodu kontuzji, zmieniające się jak w kalejdoskopie rodziny...
Oj tak, będzie opisywania. Póki co jednak najważniejsi bohaterowie naszej akcji. Czyli dzieciaki!




Mieszka tu ich ponad 20 000. Wraz z rodzicami uciekły z Syrii przed wojną. Tylko mały procent z nich może korzystać ze szkoły, bo przybyło ich tu po prostu za dużo. O dziwo nie widać w nich przeżytych traum. Zachowują się jak najzwyczajniejsze łobuziaki pod słońcem: wesołe, nieagresywne, w miarę grzeczne. Kiedy zaczęliśmy poznawać tutejsze rodziny (oprócz pracy z grupą mamy zajęcia indywidualne, w prywatnych namiotach) zrozumieliśmy, że normalność dzieci tkwi w funkcjonowaniu rodzin. Bo na zewnątrz jest bieda, brak perspektyw, niepewność ale w namiotach czysto i  serdecznie. 




Mamy planów i pomysłów co nie miara: Tomek prowadzi zajęcia sportowe, Kasia z Agatą rozmaite zabawy i ćwiczenia cyrkowe a ja z Andrzejem- po szale organizacji, wreszcie zaczęliśmy indywidualną pracę w namiotach. W kwietniu dojadą kolejni wolontariusze m. in. z warsztatami origami i planem nakręcenia filmu. A teraz niech przemówią dzieciaki...


...oraz my  (niekoniecznie po polsku. Po kurdyjsku też nie):


poniedziałek, 25 marca 2013

Dziękujemy Szkołom dla Pokoju

Ciężko jest działać bez materiałów. Kasia, Agata i Tomek, którzy dojechali do nas z Polski, przywieźli na swoich placach całą masę materiałów plastycznych. Kredki, flamastry i farby wykorzystamy podczas warsztatów. Dostaliśmy je od Szkół dla Pokoju, które już po raz kolejny wspierają nas rzeczowo. 
Wielkie spas!



poniedziałek, 18 marca 2013

Zapraszamy na Newroz w Warszawie!!!!

Projekt Czujczuj i Teatr Baza zapraszają na obchody kurdyjskiego Nowego Roku




Niedziela, 24. marca, godz. 12:00

Teatr Baza, ul. Podchorążych 39, Warszawa 

Kto zna i lubi Czujczuja lub zna i lubi kulturę Kurdów lub nie zna ni tego ni tego, niech wpada w niedzielę na pożegnanie zimy z przytupem!

Newroz (znany też m.in. jako Nouruz), co znaczy dosłownie "nowy dzień", jest świętem obchodzonym przede wszystkim w Iranie i wielu krajach Bliskiego Wschodu. Jest to święto natury i oczyszczenia, przypadające na dzień równonocy wiosennej. Łączy się z odwiedzaniem krewnych i znajomych oraz atmosferą duchowej odnowy.

Przybliżony program imprezy:
12:00 - warsztaty plastyczne dla dzieci
13:00 - pokaz zdjęć z podróży do irackiego Kurdystanu
14:00 - warsztat lepienia z gliny
15:00 - spektakl "Król Słońca i Król Chmur" - bajka romska z muzyką na żywo

W programie również loteria i aukcja zebranych prac, a także wielkie bańki mydlane i pokaz kuglarzy.

Wydarzenie jest częścią akcji na rzecz dzieci z obozu dla uchodźców w irackim Kurdystanie, gdzie trwają już warsztaty prowadzone przez wolontariuszy z Projektu Czujczuj. Zajęcia, które potrwają przez resztę marca i cały kwiecień, obejmują warsztaty plastyczne i fotograficzne, gry sportowe i zabawy. Ich celem jest odwrócenie uwagi dzieci od traumy związanej z działaniami wojennymi. Dzięki pomocy wolontariuszy dzieci będą też mogły wyrazić własne emocje poprzez sztukę, a także rozwijać swoją wrażliwości, talenty artystyczne oraz szeroko pojętą aktywność. 

Podczas imprezy będzie prowadzona zbiórka pieniędzy na zakup zabawek dla dzieci oraz materiałów potrzebnych do przeprowadzenia warsztatów.

Datki można też wpłacać na konto 33114020040000310269679702 z dopiskiem "warsztaty w Kurdystanie".

niedziela, 17 marca 2013

Kaukaz dream

Czyli marzenia z Gruzji i Armenii

Mamuka (Gruzja)



Chciałbym być szczęśliwym. To dużo znaczy. Nie wiem od czego zacząć. Mieć zdrową rodzinę, miłość, zadowolone z życia dzieci. Dużo przyjaciół. To co na ulicy też jest ważne. Bo jak na ulicy mogą ci zrobić krzywdę to sama miłość nie wystarczy. Dla mnie najważniejszy jest pokój. Teraz nam się zmieniła sytuacja polityczna i się zastanawiamy co będzie. Dawniej auta zostawialiśmy na płatnym parkingu a teraz Saakaszwili zrobił dobre prawo przeciwko kryminalistom i ludzie mogą zostawiać samochody tam gdzie chcą. Ja wysyłam wieczorem córkę po gazetę i się nie boję bo jest bezpiecznie. U nas był wojenny światopogląd. Wojna była najważniejsza w życiu człowieka. Ludzie myśleli, że jak kradną, gwałcą, zabijają to robią dobrze, bo takie są prawa wojny. Saakaszwili wytoczył wojnę takiemu myśleniu, wytoczył wojnę mafii- "nie będzie żadnej tolerancji", to było jego hasło. Że kontrowersyjne hasło, i wam znajome? No wszyscy tu wiedzą, że to o kryminalistów chodzi. Zresztą bezpieczeństwo jest ważniejsze niż tolerancja. Nie ma znaczenia co ty zrobił nie tak, ukradłeś chleb czy milion. Każdy idzie do więzienia i to przynosi skutek - Gruzja stała się najbezpieczniejszą stroną Kaukazu. Ale jeśli chcesz wymagać to trzeba dać możliwość życia, powinno się dawać i przestrogę i perspektywy. No i u nas teraz te perspektywy są. Bo jak jest bezpiecznie to przyjeżdżają turyści. Dzieci w szkole uczą się języków i komputera. A najlepsza jest ta sprawiedliwość, która teraz zapanowała. Podam przykład- ja pracuję w biurze premiera, raz jadąc samochodem złapałem mandat. Kazali mi zapłacić 200 lari, choć wiedzieli gdzie ja pracuję. I nic się nie bali! Powiedziałem im: "Zuch! patrol się nie powinien nikogo bać. To jego się powinni bać."


Irina, 72 lata (Armenia)


Dziecko a o czym ja mogę marzyć? Cieszę się z tego co mam bo fakt, że ja żyję to jest cud. Każdy Ormianin powinien o tym pamiętać. Nas planowano wyniszczyć. Turcy chcieli żeby mój naród zniknął z powierzchni ziemi. Więc to, że moja matka i mój tatuś uniknęli śmierci to jest cud. Bóg wie ilu nie chodzi teraz po ziemi bo wyniszczono ich rodzinę. Rodzina to jest w ogóle najważniejsza sprawa. Bo z rodziny jest naród, bo rodzina jest sensem życia. Czy marzę aby moim bliskim było dobrze? Ja się o to codziennie modlę i tylko o tym myślę. Co niedziela tu przychodzę i sprzedaję kapcie, skarpety...Sama je robię na drutach. Tu mam fotografie. Obejrzyj sobie dziecko, może coś kupisz. No ja tego nie robię dla siebie, tylko żeby moim dzieciom dołożyć bo teraz są takie czasy, że jak nie kradniesz to umrzesz z głodu. A ja moje dzieci nauczyłam prawdomówności, życzliwości dla każdego. To co kupisz coś? A jeszcze wracając do moich modlitw to kiedyś bardzo chciałam się uczyć. Ale przeszła młodość, u nas była taka bieda, że ledwo było za co jeść, to nikt o nauce nie myślał. I jak już mówiłam- ja nie narzekam. I dzieciom i wnukom też to powtarzam: "Nie narzekajcie bo mogło was nie być. Jesteście Ormianami. A uczyć się musicie bo jak nie będziemy inwestować w nasze głowy to już całkiem świat o Armenii zapomni i nigdy nie dostaniemy choćby przeprosin za tą rzeź podczas której wszyscy mogliśmy zginąć". To co może jednak coś kupisz?

Laura, 61 lat (Armenia)


Ludzie mówią mi, że wyglądam młodo a to dlatego, że staram się nie mieć złych emocji. To jest trudne ale się da. Kiedy spotykasz złego człowieka trzeba go minąć i iść dalej. Niektórzy ludzie są piękni ale patrzysz im w oczy a one takie mętne... To znaczy, że dusza nieodkryta. Patrzę w wasze oczy i one błyszczą. Wiem, że wasze dusze są dobre. Ja was, tam na bazarze usłyszałam i moja dusza zaczęła się radować. Ale to było z obu stron, bo wy też chcieliście kontaktu. No a mój mąż nie chciał tego kontaktu. Nie było porozumienia. I moje największe marzenie, o pięknej miłości nie spełniło się. On mnie nie doceniał i ja się czułam bardzo źle. Ale mam dzieci, mam moją wiarę w Boga. Miałam w życiu bardzo dużo sukcesów i ja myślę, że to wszystko od Boga a to dlatego, że ja nikomu nie zazdroszczę. Ani magnatowi ani prezydentowi... Moim priorytetem jest mądrość. 



Emzur, 51 lat (Gruzja)

Chciałbym maleńki domek, ożenić się (nie raz a kilka razy) i mieć jeszcze dzieci. Dla twojego mogę być chrzestnym, zostawię telefon. Co bym robił jako chrzestny? No jak to co, w wierze chrześcijańskiej wychowywał. Ja kiedyś miałem normalne życie, całkiem normalne. Stawiałem kraniki z wodą, od 18-stego roku życia miałem żonę. W domu żyłem. A potem żona sobie poszła, a ja zostałem na bruku. I teraz śpię na ławkach. To też jest życie. Rozmyślam, obserwuję ptaki, Biblię czytam. Byłbym dobrym chrzestnym. 










Haykuhi, 20 lat (Armenia)


Chciałabym być wielką śpiewaczką. Ale tylko dla przyjaciół. Żeby sprawiać im radość moim śpiewem i się w tym doskonalić. Bo tak zawodowo to zamierzam założyć biuro turystyki ekologicznej w Armenii. Chcę, żeby było eko bo śpiąc w pięciogwiazdkowych hotelach nie widzisz prawdziwego życia a mieszkając u ludzi tak. Tutaj turystyka jest popularna ale tylko w Erywaniu. A ja bym chciała to rozszerzyć na inne regiony, na cały kraj. Studiuję komunikację międzynarodową na wydziale językowym i w tym momencie pracuję w ratuszu, w wydziale turystyki, więc można rzec, że wszystko idzie w dobrym kierunku.




Roza, 38 lat (Gruzja)


U każdego jest jedno marzenie- znaleźć miłość, urodzić dziecko a kto chodzi w góry (bo ja chodzę) to ma jeszcze- żeby dziecko z nim chodziło. Jestem psycholożką, pracuję w domu dziecka, dla dzieci z ulicy. To jest bardzo ciężka praca. Bo takie dziecko to trzeba przekonać aby ono chciało mieszkać pod dachem a dopiero potem zająć się psychologiczną pracą. Ale uwielbiam to! Dojeżdżam 40 minut z położonego pod miastem Rustawi do Tbilisi. W Rustawi mam mieszkanie, które kupiłam za pieniądze z projektów Norweskich, byłam koordynatorką w obozach dla uchodźców z Czeczeni. To była ciężka praca ale wielka satysfakcja. I bardzo dobre pieniądze. Teraz też jest satysfakcja ale pieniędzy nie ma i jestem trochę zmęczona. Jak tylko mam możliwość to idę w góry. Gruzja jest bardzo piękna. A tak na na co dzień to mi trochę samotnie. Mam to swoje mieszkanie i mi mój przyjaciel powiedział, że to takie moje więzienie. I miał rację.


Aleksander, 67 lat (Gruzja)


Przez 13 lat byłem w więzieniu za współudział w morderstwie. Dostałem paraliżu i oślepłem. Jedyne o czym marzę to dostać 300 lari na operację. Jest diagnoza, że mógłbym widzieć. Ale teraz kto pomoże bezdomnemu kalece? Tutaj oni mi pomagają. My jesteśmy jak rodzina. Nie chcę myśleć co będzie jak nas stąd wyrzucą. Ale wiem, że mnie nie zostawią. Jak wyszedłem z odsiadki (przedwcześnie bo oślepłem) to wszyscy się ode mnie odwrócili. To co zrobiłem... To była zemsta na bardzo złym człowieku. Zrobił krzywdę naszej siostrze, to i my mu zrobiliśmy krzywdę. Jestem z tego dumny. Człowiek musi dbać o rodzinę. Napisz, wyraźnie, że chciałbym 300 lari na operację. Lekarze mówią, że mnie mogą wyleczyć.





Mariam, 24 i Anrik, 22 (Armenia)
Chcemy mieć hotel, bardzo duży hotel. Żeby miał pięć gwiazdek i żebyśmy tak mieszkały. A w nim studio tańca bo jesteśmy tancerkami. Uczymy dzieci tańczyć Zumbę, pilates i Belly Dance. Jak wróciłyśmy do Armenii to się zapisałyśmy do szkoły tańca i się okazało, że mamy dryg. Jak ja miałam 7 lat a Anrik 5 to pojechałyśmy do Polski i wróciłyśmy po pięciu latach. No ale wracając do tych marzeń to chcemy bardzo duże studio, żeby dzieci w nim tańczyły. Dorośli też oczywiście mogą. Te marzenia o hotelu to się wzięły stąd, że bywałyśmy w Mariocie -bo tam były imprezy- i tak sobie myślałyśmy, ach mieszkać w takim wielkim domu (ale nic nie robić, nie musieć sprzątać, no bo przecież właścicielki nie sprzątają). Teraz mamy mały dom. Ale już niedługo wieeelki hotel. Najlepiej w Kanadzie. Że w Kanadzie jest zimno? Oj to nie w Kanadzie! W Australii.

czwartek, 14 marca 2013

Jeże

Dzieciaki z ośrodka w Tbilisi są jak jeże. 


Trudno żeby było inaczej, przeszły niezłą szkołę przybierania kolców. Bez nich nie przeżyjesz na ulicy. Nauczyły się też wielu innych rzeczy, np. jak przetrwać tydzień na głodniaka, gdzie najlepiej żebrać, jak umknąć przed buciorem policjanta (niektórzy oblali tę lekcję, np. Rusłan od policyjnej kuli stracił nogę). Jeśli nie masz domu przez kilka, kilkanaście lat (a sam masz ich 14), jeśli nie znasz innego świata to potem bardzo trudno przestawić się na życie pod dachem. Przestrzeganie zasad, systematyczność, zaufanie - to są sprawy, z którymi ma problem wielu chowanych w ciepłych gniazdkach, więc co się dziwić wilczkom. Tego wszystkiego ma nauczyć dom dla dzieci z ulicy, do którego trafiliśmy w Gruzji. 


Nie jest to łatwe zadanie a i warunki okropne- pensje głodowe więc brak wykwalifikowanych (i zaangażowanych) wychowawców, powybijane szyby, odrapane ściany. Nie ma się co jednak ekscytować jeśli nie można czegoś na stałe zmienić. Im dłużej przychodziliśmy tym więcej widzieliśmy światła w tym ponurym miejscu. Odkryliśmy, że jest tu fajna, wykwalifikowana kadra dochodząca; logopedka, artoterapeutka a przede wszystkim wrażliwa i pełna pasji psycholożka Roza, (niestety pensja specjalistów też woła o pomstę do nieba). Dowiedzieliśmy się o planach remontu i całym systemie domowych domów dziecka, nad którym pracuje żona prezydenta. Przede wszystkim z każdym dniem docenialiśmy i zbliżaliśmy się do dzieciaków. Okazało się, że dziesięć pianin poustawianych w świetlicy służy nie tylko do demolki i ewentualnie rysowania (po zdjęciu blatów) ale dzieciaki świetnie na nich grają. Nigdy nie słyszeliśmy tak oryginalnych pomysłów w zabawach na kreatywność- durszlak może być freesbee! Albo garbem... (po prawdzie to jak masz naście lat i mieszkasz na ulicy to albo jesteś kreatywny albo martwy). 


Chwilami miałam wrażenie, że z warsztatów na warsztaty dzieciaki powoli gubią kolce ale to ułuda (i pycha wiecznie z siebie zadowolonej O.). Nie pomoże krótki warsztat by pozbyć się nieufności, która wsiąkła w kości ani lęku ze źrenicy oka. Nie da się jednak ukryć, że nawiązała się między nami pewna zażyłość i sympatia. Dużą rolę odegrała tu moja ciąża (dzięki Roszek!). Trudno się od tak do kogoś przytulić (dlatego- z tęsknoty za dotykiem- dzieciaki się między sobą non stop tłuką) ale każdy chce dotknąć brzucha, w którym mieszka mały chłopiec. Z uwagi na tego chłopca, największe łobuziaki gasiły papierosy na czas zajęć (pokazując tym samym, że jest w nich wrażliwość i empatia). Któregoś dnia jeden z kowbojów postanowił sprawdzić które z naszej dwójki jest samcem Alfa i zaczął po kolei krytykować mój strój. Zrobiłam więc bardzo zdziwioną minę i powiedziałam, że przyjeżdżam tu w TAKIM stanie bo go bardzo lubię, a on mi wypomina niedostatki urody. Trochę zamanipulowałam ale następnego dnia chłopiec zawisł mi na szyi, podczas zabawy na płachcie i stwierdził, że "jestem fajna".


Postanowiliśmy w naszej pracy skupić się, przede wszystkim na olbrzymich problemach z akceptacją ciała, dotykiem, bliskością. Chcieliśmy by poczuli, że można uzyskać czułość w akceptowalny sposób, że ich ciała są warte szacunku, że mogą stawiać granice, że warto o siebie dbać. Zazwyczaj wszystkich tych rzeczy uczymy się od bliskich. Nie wszyscy mają szczęście wychowywać się w rodzinie ale i w wielu domach dziecka bywają mądrzy dorośli, którzy okazują dzieciom czułość (w nienaruszający sposób, z myślą o dziecku a nie własnych potrzebach). Nic nie zastąpi przytulenia, pogłaskania po głowie przed snem, trzymania za rękę na pasach. Wszystkie techniki terapeutyczne mogą pójść na emeryturę przy takim wyborze. No dobrze ale to jest zadanie dla osób, z którymi ma szansę narodzić się więź. A my przyjeżdżamy tylko na chwilę. Nie będziemy dzieciaków tylko przytulać bo gdy znikniemy za horyzontem, staniemy się kolejną stratą w ich życiu, kolejnym zranieniem. Poza tym akurat tutaj znaczna część uczestników warsztatów to nastolatki. Trudno mi w niedwuznaczny sposób (nawet gdy się do tego garnie) posadzić sobie na kolanach 16-letniego, wytatuowanego chłopca. Na szczęście istnieje cała masa metod pracy z ciałem: ćwiczenia W. Sherborne, masaż balonem z wodą, zabawy sensoryczne (wszystkie te techniki to temat rzeka, napiszę o nich następnym razem).


Po raz kolejny zdałam tu sobie sprawę jaką moc ma silny, bezpieczny uścisk. Nie raz doświadczyłam tego z autystycznymi dziećmi- gdy zmysły płatają psikusy, jak dobrze gdy znajdzie się ktoś (lub coś) kto zepnie nasze ciało w całość. Najbardziej znanej amerykańskiej autystce (która pomimo neurologicznej nietypowości zrewolucjonizowała hodowlę zwierząt w Stanach) pomogło wchodzenie do ściskarki dla krów. Zainspirowana pomysłem Garden Temple (pewnie nie ja jedyna) wymyśliłam własną wersję tej maszyny i wkładam dzieciaki między dwa materace. 


Nie jest to na pewno metoda dla każdego (nie powinny z niej korzystać dzieci mające problemy z sercem i te, które właśnie zjadły obfity obiad) ale na wiele nadpobudliwych i agresywnych dzieciaków działa odprężająco i wyciszająco.  Tutaj również stosowaliśmy tę technikę i spotykała się z wielkim entuzjazmem. Od początku naszej pracy w ośrodku największe problemy mieliśmy z Szotą- lekko autystycznym, kiepsko komunikującym się 12- latkiem.  Czasem potrafił fajnie uczestniczyć w zajęciach ale niestety bywało, że wybierał darcie się, rozwalanie pianin i rzucanie krzesłami. Za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie uwagę i np. osiągał to (a jakże, bardzo skutecznie!) wyrywając włosy wolontariuszowi z Niemiec. Chcieliśmy pomóc Szocie ale nie mogliśmy pozwolić by rozwalał zajęcia (wtedy logicznie wszystkie dzieci powinny się rzucić do wyrywania nam włosów). Dużo nad tym debatowaliśmy aż któregoś dnia spontanicznie, gdy nasza gwiazdka zabierała się do okładania mnie krzesłem, po prostu usiadłam na nim w kącie sali, tak by go unieruchomić. Oczywiście uważałam by nie zrobić mu (ani sobie) krzywdy i wybrałam moment, w którym byłam rozbawiona a nie zła. Grupa mogła dalej uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przez Andrzeja. A Szota? Najpierw bardzo się zdziwił, potem zaczął się zaśmiewać aż wreszcie całkowicie się uspokoił. Nawet zdecydował się uczestniczyć w kilku następnych zabawach z grupą (tyle, że u mnie na kolanach). Jeszcze raz podkreślę, że bardzo ważne jest by takie metody stosować bez złości. Celem jest ulżenie dziecku w nadmiarze emocji targających jego ciałem a nie wyładowanie naszej frustracji. Dzięki tej sytuacji Szota stał się (w stosunkach ze mną) totalnym przylepą i bardzo go polubiłam. 
Jednak najbardziej wzruszające były zajęcia, podczas których nasze zabijaki malowały sobie  nawzajem twarze. Tyle w nich było uważności i delikatności...
Świetne z Was dzieciaki! Trzymam kciuki byście stracili wszystkie kolce i pokazali światu ile w Was dobrego i pięknego. I żeby świat też był dla Was dobry i piękny.


Ps. Jeszcze tu wrócimy na dłuższy, kilku miesięczny projekt. O takich skarbach się łatwo nie zapomina.

środa, 13 marca 2013

Gruziński teatrzyk paluszków

Im dłużej jeżdżę po wschodzie, tym więcej widzę rozwiązań i pomysłów, które mogłyby zainspirować zachód. Fajnie by było gdybyśmy porzucili nasz egocentryzm i pewność siebie by zobaczyć, że nie tylko zachodnia Europa ma coś do zaoferowania. Bo oczywiście ma a wszelkie programy pomocy są potrzebne... Ale dzięki wymianie da się zdziałać znacznie więcej. 
Po powrocie do Gruzji dowiedzieliśmy się o tutejszym teatrzyku paluszkowym. Na pomysł takiego teatru wpadł w 1988 roku w Batumi reżyser Beso Kupreishvili (sam siebie lubi nazywać przewodnim palcem). Znad morza grupa przeniosła się do Tbilisi, gdzie występuje do dziś. Zdaniem twórcy robienie nietypowej sztuki to najlepszy sposób, w jaki może zainteresować świat swoją ojczyzną. Dlatego, mimo iż forma mogłaby się kojarzyć z teatrem skierowanym do dzieci, reżyser często porusza ważne tematy i wypowiada się np. o konflikcie z Rosją. Do tej pory teatr wystawiał już m. in. sztuki Becketa, operę Igora Strawińskiego "Król Edyp" a także spektakl inspirowany twórczością Pink Floyd "The Wall".


Sama idea takiego teatru jest mi bardzo bliska, bowiem przez całe dzieciństwo bawiła mnie nim moja mama i napisała o takiej formie pracy książkę.  

Niestety tym razem nie udało się nam zobaczyć na żywo występów tej grupy. Tutaj mamy mały pokaz wprost z yotuba:




Fingers theatre
8 Merjanishvili St, Tbilisi
295 35 82
www.fingers-theatre.net (niestety ta podawana wszędzie strona nie działa)



czwartek, 7 marca 2013

Adżika. Przepis pani Tatiany

Dziś przepis na paprykowy odpowiednik keczupu. Znacznie zdrowszy i pyszniejszy. Adżika popularna jest głównie w Gruzji, Abchazji i Rosji ale akurat ta receptura to takie małe naddniestrzańskie wspomnienie bo podzieliła się nią pani Tatiana z Raszkowa. Mimo, że pasta ma pochodzenie kaukaskie, również w Naddniestrzu znajdziesz ją w prawie każdej przydomowej spiżarni:

Przygotuj:
1,5 kg czerwonej papryki
200 g czosnku
15 sztuk papryczek chili (z nasionkami).
8 łyżek cukru
2 łyżki soli
200 g octu 9 %
Wszystko przemielić przez maszynkę do mięsa, poddusić na małym ogniu i wsadzić w słoiki.


środa, 6 marca 2013

Z boiska w Polsce na warsztaty w Kurdystanie


Na najnowszy wyjazd do naszej stałej ekipy dołączył Tomasz Stranc. 


Tomek do niedawna był piłkarzem, grał na polskich 2 ligowych boiskach. Kilka tygodni temu, z powodu kontuzji musiał zakończyć swoją piłkarską przygodę ale nie próżnuje i chciałby wspomóc nasz projekt.
W jaki sposób? Nie od dziś wiadomo, że piłka nożna jest najbardziej popularnym sportem na świecie a dzieciaki ( głównie chłopcy, choć nie tylko) potrafią biegać za nią całymi dniami.  I bardzo dobrze, bo dzieci które regularnie uprawiają sport są zdrowsze, bardziej pewne siebie i lepiej radzą sobie w relacjach społecznych.


Nie inaczej jest w Kurdystanie. W obozie Tomek będzie współorganizował zajęcia z gier i zabaw ruchowych, a na bazie swoich doświadczeń z boiska spróbuje nauczyć uczestników warsztatów piłkarskiej rywalizacji, która ma moc rozładowywania stresu, agresji i innych trudnych emocji. 


Do dzieła!

więcej o Tomku:
Tu i Tu

zdjęcie pochodzi stąd

poniedziałek, 4 marca 2013

trzy bajki gruzińskie i jedna ormiańska

Trzech leni (bajka gruzińska) 
Pewien car trzymał na pokaz trzech leni. Leniwszych od nich nie było na całym świecie. Na co dzień leżeli sobie oni w sadzie pod gruszą. Gałęzie z dojrzałymi owocami wisiały do samej ziemi. 
-Ach upadła by tak gruszka, prosto mi w usta... -odezwał się jeden z leniuchów
- Upadła by tak bez pestek i skórki, lżej gryźć będzie- rozmarzył się drugi 
-A mnie dziwi, że wam się chce otwierać usta i językiem mleć- powiedział trzeci.


Jak zając oszukał lwa (bajka gruzińska)

W pewnym lesie lew zbierał od zwierząt wielką daninę tak, że prawie przymierały z głodu. Cóż miały jednak zrobić, kiedy lew zagroził, że inaczej wszystkie pożre? Lepiej płacić ale żyć, myślały stworzenia. Tylko zajączek nie chciał płacić. Kazano się więc zajączkowi postawić przed władcą i przynieść przy okazji jakiś podarek na rekompensatę. Przyszedł zajączek do lwa z pustymi rękami.
-Czemu nie płacisz podatków?- zapytał lew- I czemu przyszedłeś tu z niczym? Czyżbyś się mnie nie bał? Nie miłe ci życie?
-Bardzo się ciebie boję i bardzo chciałbym płacić. Ale niestety inny lew zabiera mi daniny. A gdy do ciebie szedłem niosłem ci w darze drugiego zająca ale i jego porwał ten drugi lew.
Na te słowa władca zwierząt aż poderwał się na przednie łapy, "Jak to? To jest w lesie drugi lew, równie potężny jak on?"
- Czy wiesz gdzie można spotkać mojego rywala? 
-O bardzo dobrze wiem i chętnie cię tam zaprowadzę- zaoferował się zajączek i zaprowadził lwa nad jezioro.
-Weź mnie w łapy a pokażę ci tego drugiego
Patrzy lew w jezioro, tak jak mu wskazał zajączek. A tam faktycznie-  drugi lew, zupełnie taki sam jak on i trzyma w łapach zająca. Zdenerwował się lew, odrzucił zająca i rzucił do jeziora.
Tak zwierzęta pozbyły się swojego tyrana.

Jak lisica sama siebie oszukała (bajka gruzińska)
Biegła lisica przez miasto i nagle wpadła do kotła z niebieską farbą. Wyskoczyła z niego, otrząsnęła się i mówi: ach, jaka ja się stała piękna... Jaka wyjątkowa...
Wróciła do lasu i powiedziała innym lisom- Odtąd jestem waszą carycą! Należą mi się daniny. Przynoście mi codziennie podarki i smakołyki.
Lisy chciały nie chciały zaczęły wynosić z norek wszystko co miały najlepsze i stawiać przed niebieską: konfitury, marynowane grzybki, pasztet z zająca... Lisicy w to jej graj, zaciera ręce i bierze się do jedzenia myśląc jakie teraz ją dobre życie czeka. Nagle na drugim brzegu rzeki zobaczyła jeszcze jedną poddaną i krzyknęła do niej:
-A ty na co czekasz? Od ciebie też mi się coś należy.
-A skąd ja mam wiedzieć, żeś ty caryca?
-Nie widzisz? Jestem niebieska. Ludzkie caryce mają błękitną krew a lisie takie futerko.
-Nie widzę z daleka.
Zdenerwowała się caryca i rzuciła się w wodę aby popłynąć do nieposłusznej i pokazać jej swoje futro. Wyszła lisica na brzeg i patrzy, że farba się zmyła. "I po co mi było leźć w wodę- myśli- na tamtym brzegu dostawałam aż nadto. A teraz zostałam z niczym."


Wilk i jagniątko (bajka ormiańska) 

Wbiegł wilk na pastwisko i porwał małe jagniątko. Biegnie z nim biegnie aż dotarł na polanę, przygląda się kąskowi i już mu ślinka leci... A tu się jagniątko odzywa: "Krótkie moje życie, no trudno. Przynajmniej sobie dobrze zjesz. Ale powinieneś spełnić moje ostatnie życzenie". Podrapał się wilk w głowę i przyznał rację: "Dobrze mówisz, tylko szybko bo mi już w brzuchu burczy". "Chciałbym abyś mi zaśpiewał, słyszałem od starszych, że wilczy ród to wielcy śpiewacy". Spodobały się wilkowi te słowa, przysiadł i zawył z całej duszy na całą okolicę. Usłyszały wycie psy, które szukały zguby, przybiegły i tak zaczęły go gryźć, tak na niego szczekać, że ledwo z życiem uszedł.

ormiańskie tańce ludowe

Yarkuhstra
  
Chermak Aghavni (Dove) Par
 
Kochari

 Shalakho

Berd

Lorke

Popuri

piątek, 1 marca 2013

7 razy Tbilisi

1. Dzieciaki 



Jedziemy późnym wieczorem po ruchomych schodach w metrze. Nagle ktoś łapie mnie za ramię i prosi o kasę. Nieźle przestraszona wydarłam się wniebogłosy ale patrzę a to banda około 10-letnich chłopaczków. Zaczęłam krzyczeć tym razem nie ze strachu, tylko ze złości "Jestem w ciąży! Co wy chcecie, aby moja dzidzia mi wyskoczyła przez gardło? Nie straszcie mnie!" (wszystkim muszę opowiadać o moim stanie. Nawet Bogu winnym dziatkom). Kochani chłopcy bardzo się przejęli, zaczęli mnie masować (po małym jeszcze) brzuchu i opowiadać o sobie; przyjechali z Mołdawii, chcą zostać karatekami! 

Nadjechał pociąg. Myślałam, że wejdziemy razem aby kontynuować rozmowę ale chłopcy pobiegli do drugiego wagonu. Przez okno zobaczyłam czemu wybrali inne miejsce. Moje słodkie maluchy zaczęły dziką burdę! Kopali się wymachując nogami w okolicach uszu (przodował w tym zwłaszcza pocieszny grubasek), zwisali z poręczy i biegali po ławkach. Obecni w wagonie ludzie za bardzo nie zwracali na łobuziaków uwagi, odsuwali się tylko by uniknąć kopnięcia przez młodego Bruce Lee. Zmieniliśmy wagon i poszliśmy usadzić kompanię. Patrzę a jakiś mężczyzna, nagrywa rozróbę miast zwrócić maluchom uwagę. Zaczęłam go ochrzaniać- "Co się głupio gapisz? Na yotuba to wsadzisz? Mogliby być twoimi braćmi albo synami! Trzeba im powiedzieć jak się mają zachowywać". Chłopcy stanęli obok mnie, z powagą kręcąc głowami i z wyrzutem patrzyli na nagrywającego. "Czemu ją pan zdenerwował? Ona jest w ciąży". Nastawili ręce do pieczątek, zjedli po kawałku czekolady, którymi poczęstował ich Andrzej i poszli się dalej się bić i odprawiać akrobacje pomiędzy pasażerami. Tylko jeden siedział obok mnie i czuwał bym się nie denerwowała.




2. Dziadek 

Siedzę w metrze, nagle słyszę bębenek i śpiew. No tak, w tbiliskim metrze nie brakuje żebraków i muzyków. Niektórzy śpiewają tak jakby dopiero co zeszli ze sceny. Nagrywam tych, którzy mi się podobają, bo szkoda mi aby takie głosy całkiem przepadły. Czasem wymieniamy się potem kontaktami, i wspólnie snujemy wizje jak to jakiś muzyczny producent wejdzie na mojego blogasa, zachwyci się nieznanym grajkiem i...
Teraz też zaczęłam nagrywać. Nagle jakiś dziadek postukał mnie w ramię i dał mi dwa lari (czyli nasze 4 zł!). Poszłam je wrzucić grającym a kiedy wróciłam do miejsca z którego nagrywałam, słyszę pełne żalu dziadka : "ech dziewuszka, a ja myślałem, że ty będziesz tańczyć..."



3. Namiot 



Idziemy sobie z Rozą- naszą gruzińsko azerską przyjaciółką, po mieście, nagle patrzymy w parku, obok ładnego pomnika stoi wojskowy namiot. Co to może być? Jakiś protest? Manifestacja? Wchodzimy do środka a tam bezdomni. Dostali taką miejscówę na zimę, coby nie pozamarzali. W marcu wracają na ławki. Coś około dziewięciu mężczyzn i dwie kobiety, w tym staruszeczka.
Andrzeja napoili czaczą (podobno przepyszną) a dla mnie znaleźli krzesełko. Zaczęłam spisywać marzenia. "Jak to jakie marzenia? Wszyscy chcemy domu. Tylko babcia szuka męża". Dwóch zdecydowało się opowiedzieć o swoim życiu. Pod nogami chodził nam maleńki piesek, psineczka, którego co i raz brali na ręce i całowali w nosek.
"A to dla was, na szczęście"- powiedzieli na koniec. Dostaliśmy piękną Biblię po gruzińsku. 

4. Impreza 
Trzeci miesiąc mojej ciąży przypadł na Tbilisi. Skończyłam żywot sennego kota i z ogromną energią przemierzam to piękne miasto. I wymiotuję gdzie popadnie (wybaczcie te szczegóły). Dzieci na warsztatach zdjęły buty a ja zwracam śniadanie. Pytamy staruszkę o drogę, bardzo sympatyczna staruszka ale ja (w związku z jej zapachem) w krzaki. No cudnie po prostu. Od wszystkiego mnie mdli; od zapachów, widoków, śpiewania... Nawet od niektórych wspomnień.
Któregoś wieczora ma być impreza u naszych gospodarzy. Obiecaliśmy placki ziemniaczane i polską muzykę. Przyszły trzy dziewuszki. Pięknie wystrojone i wymalowane. Nasi gospodarze jakby przy nich zmężnieli. Dowcipkują, prężą muskuły. No zapowiada się wspaniała prywatka...
Oj ale nie będzie placków, bo oto uroki trzeciego miesiąca znowu dają znać o sobie - klękam nad kiblem i nie będzie mi dane opuścić tej pozycji, przez kolejne trzy godziny. Mdli mnie od samej rozmowy. Płaczę rzewnymi łzami, jest mi tak beznadziejnie. Co ja tu w ogóle robię... ? Śliczne dziewuszki stają nade mną, trzymają mnie za włosy, parzą herbatki i powtarzają: "Och ty szczęśliwa... Będziesz miała takie piękne dziecko. Nie mogę się doczekać jak ja tak będę". 

5. Plac zabaw


Idziemy do naszego Domu Dziecka na warsztaty.  Zawsze mijamy plac zabaw. Nigdy nie wiemy kto tym razem będzie się tam bawił- staruszkowie, kury a może krowy?

6. Prawda Mamuki
-Co same ważne w życiu? To co tylko ty możesz zrobić- mówi Mamuka- urodzić się, zrobić swoje dzieci-bo tylko ty możesz zrobić swoje dzieci.  No i umrzeć.
- No dobrze, a co z ludźmi którzy nie mogą mieć dzieci?
- Jest i dla nich rada. Nikt za ciebie też w więzieniu nie posiedzi.

7. Mój synek 

Okazało się, że moja fasolka to wcale nie fasolka tylko groszek. Czyli Roszek!

♥  Roch czyli po angielsku Rocky. A to znaczy zuch!